Cene powtarzał sobie w myślach,
że musi być twardy, mimo, iż czuł nieodpartą pokusę, by podejść do brata i się
przytulić. W ostatniej chwili jednak rozmyślił się i posłał mu gniewne
spojrzenie. Nie miał już przecież pięciu lat. Był dorosły.
-Co ty tu do cholery robisz ?
-Właściwie to chciałem zapytać o
to samo – znów ten ironiczny ton. –W gazetach piszą, że nieźle się zabawiłeś z
tą, jak jej tam…Laną ?
Nawet nie wiedział kiedy podbiegł
do Petera, ale nagle poczuł spływającą po jego zaciśniętej pięści ciepłą ciecz…
Krew ? Czy on właśnie uderzył swojego brata ? Brata, którego od zawsze
podziwiał i szanował, który nauczył go więcej niż niejeden trener, z którym
przyszło mu później współpracować, który, choć nigdy się do tego głośno nie
przyznał, był jego idolem ? Odsunął się szybko bo poczuł, że kręci mu się w
głowie.
-Peter…ja... –żadne słowa nie wydawały mu się odpowiednie. W tej
chwili czuł równocześnie nienawiść i współczucie.
-Należało mi się. –Cene spojrzał na niego z niedowierzaniem.
–Dobrze cię widzieć, bracie.
Stali naprzeciwko siebie.
Padający śnieg przybrał na sile, tworząc dość grubą, białą warstwę na ich
zielonych czapkach, które dostali od sponsorów, jednak żaden z nich się nie
poruszył. Cene przyglądał się krwi kapiącej z nosa Petera, która wyraźnie
kontrastowała z białym puchem i jego bladą twarzą i, chcąc nie chcąc, przed
oczami znowu stanął mu obraz zakrwawionej Lany z jego nocnych koszmarów.
Śniła mu się codziennie. Leżała
na białych płytkach podłogowych w sterylnie czystej sali szpitalnej, która
przywodziła na myśl kultowe horrory. Wokoło było bardzo jasno, choć światło,
które wypełniało pomieszczenie, na pewno nie było naturalne, bo Cene nigdy nie
dostrzegł, choćby małego, okna. Obok dziewczyny stał metalowy stół, na którym,
w kolejności od najmniejszego do największego, ułożone były masywne kuchenne
noże. Lana miała zakneblowane usta i związane ręce. Nie poruszała się ani nie
próbowała krzyczeć, leżała tylko z szeroko otwartymi oczami i łapczywie
nabierała w płuca powietrze. Na jej nagim ciele widać było świeże rany, z
których powoli sączyła się krew. Cene patrzył na to wszystko przez grubą szybę,
której nie był w stanie w żaden sposób rozbić. Stał po prostu i biernie się
przyglądał, jakby jego ręce i nogi dotknął paraliż. Potem zawsze w
pomieszczeniu ktoś się pojawiał: mężczyzna w zielonym fartuchu i założonych na
dłonie, długich, niebieskich, gumowych rękawiczkach. Nigdy nie widział jego
twarzy, bo kiedy tylko chwytał do rąk jeden z noży i zbliżał się do Lany,
chłopak budził się, krzycząc…
-Wpuścisz mnie do środka, czy
mam się tu wykrwawić ? –Peter wyrwał go z zamyślenia.
-Co ? A tak… Jasne, wejdź –przesunął
walizkę i otworzył drzwi.
Chwilę później siedzieli na
dywanie, oparci plecami o brzeg kanapy.
-Na pewno nic ci nie jest ?
–Cene spojrzał na nos brata, który przybrał dziwny kolor i, jak mu się
wydawało, był nieco spuchnięty. –Może jednak powinniśmy pojechać zrobić jakieś
prześwietlenie czy coś.
-I co ja powiem tym lekarzom ?
Że mój mały braciszek mi przywalił ? Nie ma mowy –zaśmiał się, choć było widać,
że walczy z grymasem bólu.
Cene też się uśmiechnął. Czuł,
że w tym momencie kilka miesięcy ciągłych awantur, poszło w niepamięć.
Siedzieli teraz jak dawniej, popijając gorącą herbatę.
-Chyba chciałeś wyjeżdżać ? –Peter
skinął głową w stronę, mokrej od śniegu, walizki.
-Tak. Chciałem… i nie chciałem.
-Cene spuścił wzrok. –A ty ? Nie powinieneś być teraz w… -musiał się
zastanowić. –Titisee ?
-Odpuściłem sobie.
Wiedział, że coś jest nie tak.
Kto jak kto, ale Peter nie należał do osób, które omijały zawody, przez swoje
zachcianki. Oczywiście wiedział, że jego brat ma obecnie taką przewagę, że
nawet gdyby nie wystartował w Planicy, Kryształowa Kula byłaby jego, ale mimo
wszystko był pewien, że Peter nie podjąłby takiej decyzji, gdyby nie …no
właśnie, co ?
-Co się stało ? –spojrzał mu
prosto w oczy.
-Nic –odparł szybko. –Chwila na
oddech, nic więcej.
-Nie kłam.
-Nie kłamię –spuścił jednak
wzrok i zaczął nerwowo przyglądać się swoim paznokciom. –Za to ty, chyba nie
przyjechałeś tu na wakacje, co ?
-W zasadzie to tak miało być.
Ale wyszło jak zwykle…
-Chcesz mi powiedzieć, że
zazwyczaj jak kogoś odwiedzasz, to ten ktoś później znika. Może powinienem
zacząć się bać ? –Cene był wdzięczny bratu, że starał się obrócić całą sytuację
w żart, jednak w tej chwili nie było mu do śmiechu.
-Możemy normalnie porozmawiać ?
-Naturalnie, stary –uśmiech
zniknął z jego twarzy. –Po to ma się braci, no nie ?
Opowiedział mu więc całą
historię: o tym, jak poznał Lanę, o zaproszeniu, o tym, co znalazł po
przyjeździe. Przyznał się nawet do nocnych koszmarów, choć dużo to kosztowało
jego męską dumę. Zgrabnie pominął jednak temat nocy u policjantki. Nie
wspomniał też o książkowych cytatach, bo kiedy dłużej się nad tym zastanowił,
doszedł do wniosku, że są to tylko jego bezpodstawne fanaberie. Kiedy skończył
mówić, było już grubo po północy, postanowił więc, że spędzi na Wzgórzu jeszcze
jedną noc…
***
Dzień, w przeciwieństwie do
kilku poprzednich, był bardzo słoneczny, co niezwykle pozytywnie wpłynęło na
Nika Horvata. Miał jeszcze piętnaście minut do godziny ósmej, kiedy to powinien
pojawić się na komisariacie, postanowił więc, choć normalnie nigdy tego nie
robił, wpaść do piekarni. W środku unosił się słodki zapach jego ulubionych
pączków z różanym nadzieniem, z których, ze względu na swoją cukrzycę i
nadwagę, już dawno powinien był zrezygnować. Nie potrafił się jednak oprzeć
pokusie i kilka minut później zadowolony opuszczał sklep z małą, ciepłą i
pachnącą paczuszką. Nagle usłyszał za sobą czyiś głos.
-Przepraszam ? –odwrócił się,
prawie upuszczając cenne smakołyki.
-Słucham ? –stała przed nim
młoda kobieta. –W czym mogę pani pomóc ?
Miała na sobie jedynie cienki
sweterek, więc Horvat pomyślał, że musi jej być strasznie zimno. On sam nie
ruszał się z domu bez grubej puchówki, wełnianej czapki i szalika, którym mógł
owinąć się co najmniej trzy razy.
-Ja…głupio się przyznać, bo
trochę czasu już minęło, ale…
-Tak ?
-Znalazłam coś, co mogło należeć
do tej dziewczyny z gazet.
-Lany Kosir ?
-Tak, chyba tak.
-Anna obudź się natychmiast!
–odsłonił zasłony, zrzucając przy okazji z parapetu doniczkę.
Policjantka spała w najlepsze z
głową opartą o blat biurka. Wokół niej piętrzyły się różne dokumenty i zdjęcia,
pomyślał więc, że musiała zasnąć z wyczerpania, bo znając jej zapał do całej
tej spawy, nawet nie podejrzewałby, że położyła się z własnej woli. Kiedy
powoli podniosła głowę i zamrugała oczami, postawił obok niej duży kubek, z
którego unosiła się gorąca para. Sam zaniósłby jej pewnie kawę, ale Eva
poinformowała go, że nic tak nie działa na panią inspektor jak słodka, mleczna
czekolada (i że naprawiła automat).
-Co się stało ? Która godzina ?
–powoli dochodziła do siebie, mrużąc oczy przed promieniami słońca.
-Mamy nowego świadka.
***
Padała na twarz. Miała wrócić do
domu trzy godziny temu, ale przesłuchanie zajęło jej sporo czasu, poza tym
musiała potem jeszcze wszystko na świeżo poukładać w głowie. Miała wrażenie, że
ma już całkiem sporo elementów, ale wciąż brakowało jej klucza do ułożenia tej
układanki. Bowiem ani wczorajsze odkrycie szefa, ani zeznania tej dziewczyny
(skąd ona się w ogóle wzięła ?) nie okazały się przełomowe, choć, musiała
przyznać, pozwalały ruszyć z miejsca.
Jedyne o czym teraz marzyła, to
ciepły prysznic i spora porcja płatków śniadaniowych. A potem sen.
Następnego dnia rano zadzwoniła
do Horvata, informując go, że będzie później niż zwykle, bo musi coś sprawdzić
w terenie. Nie miał zastrzeżeń. Ubrała się więc szybko, przeczesała włosy i
wybiegła z domu.
Ścieżka na Wzgórze Noworoczne
okazała się być bardzo męcząca, szczególnie, że Anna zapadała się w śniegu i ślizgała
na oblodzonych fragmentach asfaltu. Żałowała, że nie wzięła samochodu, ale
wcześniej piesza wycieczka wydawała jej się świetnym pomysłem. Od dwóch dni
utrzymywała się piękna, słoneczna pogoda, a opady śniegu ustały. Miała więc
ochotę dotlenić się troszkę przed kolejnym popołudniem spędzonym na
komisariacie, gdzie nie mogła nawet otworzyć okna, bo jej szef od razu
krzyczał, że jest mu zimno, mimo, że w środku było co najmniej 25 stopni.
Pod domkiem stały dwa samochody.
Jeden z nich na pewno należał do Ceneta, ale drugiego nie kojarzyła. No chyba
że z jakiejś reklamy, bo wyglądał na nowy i dość drogi. Zaciekawiło ją to
przede wszystkim dlatego, że przecież skoczek miał się wynieść przedwczoraj.
Rozejrzała się dookoła i właśnie wtedy zauważyła…krew.
-Halo ! Cene ! –wpadła do
środka, nie zważając na to, że powinna najpierw zapukać. Serce waliło jej jak
szalone. –Jest tutaj ktoś ? Halo !
-Przepraszam, co pani tu robi ?
–stał przed nią jakiś mężczyzna, który chyba dopiero co wyszedł z łazienki, bo
miał na sobie tylko, przewiązany w pasie, ręcznik, a z włosów kapała mu woda.
-Co ja tu robię ?! Kim pan do
cholery jest i gdzie jest Cene ?! –nie zwróciła nawet uwagi na to, że przecież
powinna kojarzyć twarz stojącego przed nią chłopaka, który w tym momencie
odwrócił się i otworzył drzwi do sypialni.
-Stary wstawaj. Jakaś wariatka
nam wpadła do domu –widziała, że głupkowato uśmiecha się pod nosem. Wyminęła go
i wpadła do pomieszczenia, w którym, na łóżku, siedział skoczek w samych
bokserkach, robiąc wielkie oczy.
-O Boże, Cene –powiedziała z
ulgą. –Żyjesz.
-Anna, wytłumacz mi teraz proszę
na spokojnie, dlaczego miałbym nie żyć ?
Siedzieli w trójkę przy
kuchennym stole. Przyjrzała się uważnie nieznajomemu i doszło do niej, że to
przecież musi być starszy Prevc, choć wydawało jej się, że coś jest nie tak z
jego nosem.
-Wystraszyłam się, bo
zadzwoniłeś przedwczoraj, że wyjeżdżasz…
-Braciszku, nie mówiłeś, że masz
tu kogoś, komu musisz meldować, że się zmywasz –brunet uśmiechnął się
szyderczo. Żałowała w tej chwili, że nie założyła jednak munduru.
-Przymknij się –dostrzegła, że
Cene się zarumienił.
-No i dzisiaj chciałam tutaj coś
sprawdzić, ale na podjeździe był jakiś obcy samochód –zrobiła pauzę. –No i ta
krew…
W tym momencie bracia spojrzeli
na siebie i wybuchnęli śmiechem.
Hej hej !
Jest ósemeczka. Trochę mniej się dzieje niż w poprzednich rozdziałach, ale mam nadzieję, że was nie zanudziłam i że jeszcze wrócicie. Taka retardacja była mi potrzeba, żeby połączyć to, co już się wydarzyło z tym, co planuję w przyszłości dla naszych bohaterów, bez zasypywania was nadmiarem nowych elementów układanki ;)
Chciałam wam bardzo, bardzo mocno podziękować za wszystkie komentarze! Jesteście cudowni.
Pozdrawiam !;*
Hej.
OdpowiedzUsuńPeter powraca! Jestem ciekawa, czy bedzie pojawiac sie czesciej bo Jego rola bardzo mi sie podoba. Ogolnie rozdzial swietny :)
Czekam na nastepny.
Pozdrawiam :*
Myślałam, że się nie doczekam :) Miało być Śmiesznie i było, szkoda że czytam to przy ludziech i nie mogę się śmiać... Pozdrawiam i czekam na następny ;*
OdpowiedzUsuńale żartowniś z tego Petera XD w sumie to chciałabym mieć takiego braciszka XD
OdpowiedzUsuńw sumie to ciekawe, czemu nie pojechał na ten konkurs... czyżby coś z tym związanego miała osoba Liszy?
oooo, coś się rozjaśniło!
BOŻE, PETER JAKI KOZAK XDDDDDD zwyłam się, haha
no i ta troska Any o Ceneta....:>>>>>
czekam na kolejny!
Noooo!Kozak jak nic,aż nie mogę uwierzyć że to o Peterze 😂 fajne jak zawsze!! Chcę dalej czytać 📖 czekam! Buziaki
OdpowiedzUsuńhej, hej przepraszam, że tak długo byłam nieobecna, ale wracam i zapraszam serdecznie na drugi rozdział :)
OdpowiedzUsuńhttp://angels-peter.blogspot.com/2016/02/chapter-ii.html
(przepraszam, że tu ale nie znalazłam zakładki spam :()