Sprawdzał skrzynkę co najmniej pięć razy dziennie.
Zastanawiał się, czy nie jest to już pewnego rodzaju obsesja, ale odkąd Lisza
się nie odzywała, nie mógł skupić się na niczym innym. Wkręcił się jak zawsze…
Prawdę
mówiąc, nie wiedział nawet jak się nazywała, bo doskonale zdawał sobie sprawę,
że „Lisza” to tylko pseudonim. Kiedyś nawet zapytał ją o prawdziwe imię, ale
jak zwykle tajemniczo napisała tylko, że są rzeczy, o których się nie rozmawia
i zmieniła temat. Ona wiedziała o nim praktycznie wszystko, on o niej-nic.
Siedział
teraz w małym, hotelowym pokoju, który niespecjalnie przypadł mu do gustu, bo
był w, znienawidzonym przez niego, jasnofioletowym kolorze. Łóżko też nie było
za wygodne, szczególnie, że ostatnimi czasy przywyknął do wyższych standardów.
Plusem było jednak to, że mieszkał sam, a właśnie tego teraz potrzebował. No i
potrzebował Liszy…
Wszystko
zaczęło się jakieś trzy miesiące temu, po jednej z większych kłótni z Mi.
Wydawało mu się, że tego kryzysu nie uda się już rozwiązać, ale potem skończyło
się jak zawsze. Duży bukiet róż, kolacja, sex…i znowu byli najszczęśliwszymi
ludźmi na świecie. A przynajmniej myślał, że tak jest, że tak powinno być.
Pamiętał dobrze, że tamtego
dnia, inaczej niż miał w zwyczaju, nie sprawdził rano poczty. Zazwyczaj robił
to zaraz po przebudzeniu, żeby być na bieżąco z planem na cały dzień. Przy
okazji usuwał też spam i oznaczał jako ważne wiadomości, do których planował
wrócić. Lubił, gdy wszystko było na swoim miejscu. Jednak wtedy zaspał i, chcąc
nie chcąc, musiał zmodyfikować swój poranny harmonogram. Dopiero po południu,
kiedy siedział w hotelowej restauracji i zrezygnowany patrzył na stojącą przed
nim porcję makaronu, która wyglądała, jakby ktoś już przed nim jadł, dostrzegł, że ma pięć nieprzeczytanych
widomości.
„Cześć. Jestem Lisza. Nie znamy
się, chociaż ja ciągle mogę Cię obserwować.
Odezwij się.”
O tym adresie wiedzieli tylko
nieliczni. Początkowo obstawiał więc, że jest to kolejny z głupich żartów, do
których zdążył się już przyzwyczaić, ale które ostatnio drażniły go
zdecydowanie bardziej niż zwykle. Jednak, kiedy dwa dni później otrzymał
kolejną wiadomość, wiedział już, że nie mógł jej wysłać żaden z jego kumpli…
„Byłeś dzisiaj tam, gdzie
chodzisz tylko wtedy, kiedy chcesz popłakać. Co się stało ?
Odpowiedz. Lisza.”
Nikt nie wiedział o jego
wyprawach do starej, zaniedbanej kaplicy. Był prawie pewien, że inni mieszkańcy
miasteczka są przekonani, że nie da się do niej wejść. On sam trafił tam przez
przypadek kiedy miał dziesięć, może jedenaście lat. Jedno z okien nie otwierało
się normalnie, tylko przesuwało do góry, a zardzewiały zatrzask puszczał bardzo
łatwo. Znajdowało się ono jednak z tyłu, tak, że między nim a skalnym zboczem
pagórka było zaledwie czterdzieści centymetrów przerwy. Dalej jednak potrafił
przecisnąć się do chłodnego wnętrza, w którym panowała niczym niezmącona cisza,
a światło padające przez stare, pokryte kurzem witraże, dodawało mu charakteru.
Nigdy nikogo tam nie zabrał, nigdy nikomu o tym miejscu nie opowiadał… Skąd
Lisza wiedziała ? Nie dowiedział się tego ani wtedy, ani później.
Sam nie był pewny, dlaczego
odpisuje, ale dziewczyna intrygowała go. Wiedziała o rzeczach, którymi nie
dzielił się nawet z przyjaciółmi. W tajemnicy przed Mi, założył więc nową
skrzynkę pocztową, bo jego dziewczyna od czasu do czasu wpadała na genialny, w
jej mniemaniu oczywiście, pomysł, by wyręczać go w porannym przeglądzie
wiadomości. Z czasem zaczął zwierzać się Liszy, pisać o pracy, o Mi, o
rodzinie. Nic go nie hamowało, nic nie wydawało się podejrzane. Potrzebował po
prostu kogoś, kto go wysłucha, a napisanie kilku zdań nic go nie kosztowało. To
było wręcz dziecinnie proste. Na dodatek nieznajoma rozumiała go lepiej niż
ktokolwiek inny i nic nie oczekiwała w zamian.
A teraz od tygodnia była offline.
***
Kranjska
Gora pogrążona była jeszcze we śnie, choć niebo powoli zaczynało robić się
coraz jaśniejsze. Wokoło panowała cisza, przerywana od czasu do czasu przez nieśmiałe
ćwierkanie wróbli, które, mimo surowej zimy, wystawiały główki ze swoich
gniazdek. Alpy pokryte białym puchem otaczały dolinę, która z lotu ptaka
musiała wyglądać jak twierdza obwarowana grubymi, niemożliwymi do zdobycia,
murami.
Cene, po kolejnej nieprzespanej
nocy, siedział teraz przed chatką, obserwując wschód słońca. Przypomniało mu
się, jak kiedyś razem z Peterem chodzili po górach. Powietrze pachniało wtedy
podobnie, i wciągane głęboko, mroziło płuca, powodując jednocześnie, że całe
ciało zastygało w bezruchu. Uwielbiał wycieczki z bratem bo od dzieciństwa
mieli dobry kontakt. W zasadzie, mógł śmiało przyznać, że rozumieli się bez
słów. Peter, pomimo tego, że był typem introwertyka, przed Cenetem zawsze się
otwierał, a ze wspólnych żartów łatwo przechodzili na poważne tematy i
odwrotnie. Oczywiście, każdy z nich miał swoje własne życie, mieli swoje
tajemnice, były tematy tabu, niejednokrotnie zdarzało im się pokłócić. Jednak
dopełniali się nawzajem. Poróżniła ich dopiero Mina, ale była ostatnią osobą, o
której Cene chciał teraz myśleć.
Zaraz po śniadaniu, postanowił
zrobić to, co planował od trzech dni. Pamiętał, że Lana zawsze dużo mówiła o
książkach, nieustępliwie polecając mu kolejne tytuły, co jednak było raczej
syzyfową pracą, bo Cene nie miał w zwyczaju czytać czegoś, co było dłuższe niż dwie
strony A4. Nie mogła mu tego wybaczyć, podobnie jak mama, która pracowała
przecież w bibliotece i odkąd skończył pięć lat, uczyła go czytać, przynosząc
do domu coraz to nowsze pozycje. I o ile Peter zaczytywał się w kolejnych
bestsellerach Nessera, Nesbo, Kinga i Bóg wie, kogo jeszcze, o tyle Cene unikał
książek jak ognia.
Jednak Lana czytała dużo. Był tego pewien. Dlatego też zaczął teraz
przeglądać pozycje, które stały w równym rządku na starym, rzeźbionym regale w
sypialni, którą zajmował. Była to jedyna sypialnia w domku na wzgórzu, nie miał
więc wątpliwości, że przed nim, sypiała tutaj jego znajoma. Książki wydawały
się stosunkowo nowe, był więc prawie pewny, że należały do Lany a nie do jej
dziadków. Wśród licznych reportaży i biografii, które dziewczyna czytała pewnie
nie tylko by zaspokoić ciekawość, ale także by być lepiej przygotowana do
swojego zawodu i awansu, o którym marzyła już od jakiegoś czasu, stało też
kilka innych książek. Cenetowi, choć kojarzył nazwiska autorów, bo przewijały
się one w jego rodzinnym domu, niewiele mogły one powiedzieć o dziewczynie,
choć dla zagorzałego czytelnika nie byłoby to zapewne problemem. Wyciągnął więc
pierwszą lepszą, dość cienką, z biało-czarnym grzbietem. Antoine de Saint-Exupery „Le Petit Prince”. Nie wiedział, że Lana
znała francuski, on sam nie rozumiał nic. Przekartkował więc tylko szybko książkę,
zwracając uwagę na obrazki, które, był pewny, gdzieś już kiedyś widział.
Sam nie wiedział, czego szuka. Liczył jednak, że dowie się
czegoś więcej o Lanie i o jej sposobie patrzenia na świat. Znał ją tylko z
uniwersytetu jako ambitną i przeważnie uśmiechniętą dziewczynę, która była za
równo świetną humanistką (czytał od czasu do czasu jej artykuły) jak i
matematyczką. Gdy zapytał ją kiedyś, dlaczego przyszła na studia,
odpowiedziała, że nie wie, po prostu miała ochotę nauczyć się czegoś nowego.
Następna książka. Eric Emmanuel Schmitt „Przypadek Adolfa H.”.
Chociaż nazwisko kojarzył. Choć pewnie autor tej książki miał niewiele
wspólnego z byłym, niemieckim skoczkiem. Powieść była obszerna, ale Cenetowi
spodobała się okładka. Przeczytał opis z tyłu. Też całkiem nieźle. Pewnie gdyby
nie ogrom literek w środku, byłby nawet zainteresowany jej przeczytaniem. Na
razie jednak ograniczył się do przeglądnięcia pobieżnie treści i już chciał
odłożyć ją z powrotem, kiedy zauważył, że na okładce z tyłu jest coś napisane.
Od razu poznał charakter pisma Lany – odrobine niedbały ale zawsze z idealnie
okrągłym kółeczkiem nad „i”.
„Dlaczego
nie umarłem przy narodzeniu,
i nie
skonałem po wyjściu z łona matki?
Czemu
przyjęły mnie
kolana
i
piersi podały pokarm?
Teraz
leżałbym spokojnie
i odpoczywał.”
/Hi
3, 11-13/
***
Zadzwoniła
do drzwi, mając nadzieję, że chłopak nie wyszedł z domu na obiad albo na stok.
Zastanawiała się, dlaczego zgodził się zostać w tym domu. Ona sama chyba nie
byłaby na tyle odważna, przerażałaby ją myśl, że w tym samym miejscu doszło do
rozlewu krwi. Doszła jednak do wniosku, że pewnie skoczek nigdy nie widział
takich rzeczy, jakich ona mogła być świadkiem podczas pracy z policjantami w
stolicy. Natychmiast wyrzuciła z głowy obrazy martwych, zmasakrowanych ciał i
zadzwoniła jeszcze raz. Usłyszała dźwięk kluczy. Udało się.
-Dzień dobry. Przepraszam, że
pana nachodzę…
-Cene –wyciągnął do niej rękę. Ucieszyła
się, bo mówienie do niego przez „pan” sprawiało, że czuła się odrobinę dziwnie.
Był w końcu od niej kilka lat młodszy.
-Anna. Miło mi –uśmiechnęła się.
–Jeszcze raz przepraszam, jeśli przeszkadzam, ale muszę sprawdzić kilka rzeczy.
Jeśli to nie problem oczywiście.
Widziała, że przygląda się jej
przenikliwie. Chyba po ostatnim spotkaniu w sali przesłuchań, nie miał do niej
zaufania i w zasadzie nie dziwiła mu się za bardzo. Pamiętała, że zachowywała
się mało przyjaźnie, po trochu przez to, że była okropnie zdenerwowana, a nie
chciała w żaden sposób tego pokazać. Poza tym, od dzieciństwa marzyła, żeby być
„tym złym gliną”.
-Proszę – odsunął się i wpuścił
Annę do środka. –Przepraszam za bałagan, ale nie miałem do tego głowy. Napijesz
się czegoś ?
-Dzięki. Mam tylko chwilkę, o
piętnastej powinnam być z powrotem na komisariacie.
Chatka faktycznie była malutka.
W salonie stała urokliwa, patchworkowa kanapa, za pewne wstawiona tam jeszcze przez
państwa Kosirów. W ogóle Anna miała wrażenie, że w środku czas zatrzymał się
jakieś trzydzieści lat temu, choć gdzieniegdzie stały lub wisiały przedmioty,
które dodać musiała Lana, bo zdecydowanie odstawały od reszty.
-Mogę zobaczyć sypialnię ?
-Tak, jasne.
Zaprowadził ją do pomieszczenia,
w którym większość miejsca zajmowało łóżko i stary regał na książki. Obok
niego, trochę na siłę, postawiono małe biurko, na którym stał laptop.
Zastanawiała się, dlaczego technicy go nie zabezpieczyli.
-To twój komputer ? –zapytała na
wszelki wypadek Ceneta.
-Nie –pokręcił głową.
-A próbowałeś go włączyć ?
-Tak. Nie działa. Z tego co
pamiętam, ci dwaj, którzy przyjechali z komisarzem, też próbowali. Ale szybko
się poddali, bo bateria najwidoczniej nie działa bez kabla. A kabla nie ma.
-Nie szukałeś ?
-Nie ma tu za dużo miejsc, gdzie
mógłby być. Przejrzałem szafki ale nic nie znalazłem.
-Dobra, dzięki.
Uśmiechnął się. Widziała, że
miał mocno podkrążone oczy, domyśliła się więc, że pewnie nie mógł spać. Nie
był za bardzo podobny do swojego brata, którego kojarzyła z telewizji i
wiszących w całej Kranjskiej Gorze, plakatów zapraszających na zawody w
Planicy. Zwróciła jednak uwagę na kolor jego tęczówek. Podobał jej się…
-Możesz mi jeszcze powiedzieć,
czy jest stąd jeszcze jakieś inne wyjście ?
-Tak, za łazienką są małe drzwi,
ale zamknięte. A klucza, podobnie jak ładowarki, nie znalazłem. Być może ich
nie używali.
-No tak… -zamyśliła się. –Chodziłeś
już wcześniej po ogrodzie ?
-Nie, ale widziałem że jest tam
mała, zadaszona altanka.
Pomyślała, że pewnie właśnie tam
technicy musieli znaleźć ślad buta, bo cała reszta obejścia przykryta była
grubą warstwą śniegu. Ubrała się więc i zapadając się po kolana w zimowym puchu,
w końcu dotarła do wspomnianego przez Ceneta miejsca. Od razu zauważyła to,
czego szukała, mimo, że ekipa kryminalistyczna, zrobiła kilka dodatkowych
śladów. Umiała je jednak rozpoznać, dzięki specjalnym nakładkom na podeszwy, z
których korzystali technicy. Starała się zrozumieć, dlaczego odcisk jest tylko
jeden ale żadna błyskotliwa myśl nie przychodziła jej teraz do głowy.
Cene stał oparty o drewniany stolik i patrzył na nią pytająco,
kiedy po raz kolejny pochylała się nad kawałkiem ziemi. Wyjaśniła mu więc po
krótce, nad czym się zastanawia. Podszedł bliżej.
-Jak dla mnie ktoś wcale nie
chciał tu stanąć –teraz to ona posyłała w jego stronę zaciekawione spojrzenie. –No
bo…ślad jest trochę, hmm…rozjechany. Ktoś mocniej wbił się przodem buta,
widzisz ? –faktycznie, grubość z przodu była kilka milimetrów większa. –To wygląda
jakby ktoś przeszedł tu ścieżką i próbował przejść po ławce, ale się
poślizgnął, utrzymując jednak równowagę na tyle, że druga noga została wyżej.
Nie mogłam się z nim nie
zgodzić. Ciężar ciała tego kogoś musiał być na tyle duży, że pozostawiony w
gliniastej ziemi ślad był dość wyraźny. Jednak ławka była niska, więc teoria
wysunięta przez skoczka, wydawała się idealnie pasować.
-A jaki masz rozmiar buta ?
-42, a co ? – podniósł lekko
brwi.
-Nic. Ale to dobrze.
Kochani !
Wiem, że rozdziały nie są za długie, ale... jestem tu niecały tydzień a pojawiło się ich już 5 ;) Tak pisze mi się lepiej. Krótkie rozdziały nie odsłaniają za dużo i trzymają w napięciu, więc chyba będę kontynuować taki styl pisania i dodawania ;) mam nadzieję, że się nie pogniewacie. A jeśli wolicie obszerniejsze wpisy, to możecie odczekać kilka dni i przeczytać dwa-trzy rozdziały na raz :)
Co do tego rozdziału...
Pojawiła się nowa postać (a nawet dwie). Jeszcze na razie nie zdradzam kto to... Ale zapowiadam, że ten wątek okaże się dość istotny dla całej sprawy.
Pojawiła się nowa postać (a nawet dwie). Jeszcze na razie nie zdradzam kto to... Ale zapowiadam, że ten wątek okaże się dość istotny dla całej sprawy.
Liczę, że czytacie. I że choć trochę się podoba... ;)
Dziękuję za wszystkie komentarze.
Buziaki ;*
Fajne BARDZO! Twój styl jest świetny i niczego nie zmieniaj ;-) czekanie zwiększa apetyt :-D Warto!!! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńFajne BARDZO! Twój styl jest świetny i niczego nie zmieniaj ;-) czekanie zwiększa apetyt :-D Warto!!! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMiałam pisać wczoraj, no ale wyszło jak zawsze :p Już ci mówiłam, ale naprawdę kocham to opowiadanie! Uzależniłaś mnie od niego! Długość dla mnie jest idealna. A i masz duuuże ❤ za odmianę "Cene":)
OdpowiedzUsuńPozdraeiam z dzieciakami w autobusie
Ps. Wszyscy za tobą tęsknią!
Jestem, jestem!
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemny rozdział. Ja tak nawiasem mówiąc, wolę nawet czasami, jeśli części są krótsze, bo to jakoś łatwiej się czyta :)
Hmm... ktoś nowy. Tylko kto? Ale skoro zapowiadasz, że będzie to osoba, właściwie osoby, dość znaczące, to nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że sporo nam tutaj namieszają... :)
Czekam zatem!
Buziaki :**