środa, 10 lutego 2016

Rozdział I

     Siedział przy dość wystawnie zastawionym stole, patrząc niechętnie na talerz zupy, który chwilę wcześniej nalała mu mama. Jego niechęć bynajmniej nie brała się stąd, że nie przepadał za, pachnącym i zawsze dobrze doprawionym, niedzielnym rosołem. Tego dnia po prostu jedzenie nie mogło przejść mu przez gardło. Wiedział, że decyzja, którą podjął a którą właśnie dziś zamierzał podzielić się z rodziną, zepsuje całe, tak mozolnie przygotowane i zaplanowane przez jego rodzicielkę, popołudnie. Peter i Domen właśnie wrócili że Skandynawii, gdzie oboje odnieśli sukcesy. Jego starszy brat po rocznej przerwie znowu był rekordzistą świata w długości lotu a młodszy pokonał całą bandę juniorów w Lillehammer. Oczywiście, że był z nich dumny, choć ostatnio często łapał się na tym, że ukradkiem zaciskał pięści kiedy skakali rywale Petera. Nic nie mógł na to poradzić, zazdrość panowała nad nim i robił rzeczy, o których wcześniej nawet by nie pomyślał. O jednej z nich miał zaraz poinformować resztę jego siedmioosobowej rodziny.
     -Rzucam skoki. Od nowego semestru zaczynam studiować dziennie.
     Czuł, że ojciec patrzy na niego jak na kosmitę ale nie podniósł wzroku, żeby to sprawdzić. Dalej wpatrywał się w pływająca w zupie marchewkę. Domen zaczął kaszleć, zapewne dusząc się rosołem, podczas kiedy Peter prawie spadł z krzesła, bo za mocno odchylił się do tyłu i stracił równowagę. Nikt nic nie powiedział i Cene miał wrażenie, że czas stanął w miejscu. Nie był pewien czy powinien powiedzieć coś jeszcze, choć podświadomie czuł, że przynajmniej mama właśnie na to czeka. Zdecydował jednak, że odniesie najpierw talerz do zmywarki i nałoży sobie ziemniaki i pieczeń.
     -Może jednak wyjaśnisz nam co skłoniło cię do podjęcia tej irracjonalnej decyzji? -ton głosu ojca sugerował, że ta rozmowa nie będzie należała do przyjemnych.
     -Pewnie liczył, że z racji nazwiska miejsce w kadrze mu się należy za nic -Cene nie spodziewał się, że usłyszy takie słowa z ust starszego brata, który jeszcze do niedawna był też jego najlepszym przyjacielem. -Zwraca na siebie uwagę. Nic więcej.
     -Wiesz, że to nieprawda! -podniósł w końcu wzrok znad talerza i spojrzał Peterowi prosto w oczy. Zabolało go jednak to, co w nich zobaczył.
     -Nie? -w pytaniu brata drwina mieszała się z pogardą. -A co ty w tym sezonie zrobiłeś, żeby udowodnić, że zasługujesz na...cokolwiek ? Masz szczęście, że Damjan zmagał się z kontuzją i mogłeś wystartować chociaż na tych kilku zawodach.
     Cene nie chciał przyznać przed sobą, że Peter ma rację. Zaniedbał treningi, zignorował kilka ważnych wskazówek trenera i lekarza i obecnie, całkowicie bez formy, siedział w domku, od czasu do czasu wychodząc na poranny jogging.
     -Nie uważasz, że za dużo w ciebie zainwestowaliśmy? -tata nigdy wcześniej w tego rodzaju sytuacjach nie wyciągał takich argumentów. -Może zamiast obrażać się na cały świat, popatrzysz ile ludzie dookoła robią dla ciebie i ruszysz te swoje szanowne cztery litery, co?
     Ruszył. Tylko chyba nie do końca o to ojcu chodziło, bo po prostu wyszedł z jadalni, dostrzegając tylko smutny wzrok matki i zdziwioną minę Niki.

***

     Komisarz Nik Horvat uwielbiał swoją pracę, choć mogłoby się wydawać, że dla przeciętnego człowieka jest ona raczej mało atrakcyjna. Posterunek policji w Kranjskiej Gorze był bowiem miejscem wyjątkowo spokojnym i jedynym wyzwaniem czekającym na pracujących tam policjantów było kierowane zagubionych turystów do ich hoteli. Oczywiście zdarzało się, że musieli kogoś zatrzymać lub przesłuchać, ale robili to zazwyczaj na polecenie komórki centralnej z Lublany.
     Poranek rozpoczął się jak zwykle. Horvat przyszedł do pracy z nowym zapasem swoich ulubionych wykreślanek, dzięki którym wygrał już co najmniej tysiąc euro (w końcu pracował już w policji od 15 lat) i jeszcze zanim wszedł do swojego biura, zdążył poprosić Eve, ich nową sekretarkę, o filiżankę kawy.
     -Już się robi szefie -odpowiedziała jak zwykle uśmiechnięta, kiedy komisarz zniknał za przeszklonym drzwiami.
     Dwie godziny (i dziesięć wykreślanek) później, Horvat, upewniwszy się najpierw że młodsza posterunkowa Kos wróciła już z porannego patrolu, postanowił uciąć sobie drzemkę. Wtedy jednak niespodziewanie zadzwonił telefon, który odebrał osobiście, co robił czasami, żeby zagłuszyć, odzywające się w nim od czasu do czasu, wyrzuty sumienia.
     -Oddział policji w Kranjskiej Gorze, komisarz Nik Horvat. W czym mogę pomóc?
     -Zniknęła.
     -Rozumiem, że chce pani zgłosić zaginięcie? Potrzebuję jednak więcej danych, proszę podać swoje nazwisko i opisać...
     W tym momencie komisarz usłyszał jedak dźwięk przerwanego połączenia.
     -Eva! Co do cholery stało się z tym przeklętym telefonem?
     -Spokojnie komisarzu, zaraz się tym zajmę.
     Po chwili okazało się jednak, że stacjonarny aparat pracuje jak należy a więc za przerwanie połączenia trzeba było winić drugą stronę. Do końca dnia telefon nie odezwał się jednak ponownie, co dla Horvata było dowodem na to, że zgłoszenie to tylko kolejny wygłup nastolatków i jutro będzie znów mógł w spokoju rozwiązywać ukochane wykreślanki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz