sobota, 20 lutego 2016

Rozdział VII

                 Drugi tydzień. Za siedem dni zawody w Planicy. Obiecał przecież, że do tego czasu da ostateczną odpowiedź trenerowi. I sobie. Przede wszystkim sobie. Czuł, że dłużej nie wytrzyma…
                -Halo ? –jej głos miał w sobie coś kojącego, ale zarazem był głosem kobiety, która nie boi się stawić życiu czoła.
                -Wyjeżdżam. Przepraszam.
                -Powinnam to ustalić z komisarzem –zaczęła. Czuł, że nie podoba jej się to, co przed chwilą powiedział. –Jesteś jednym z głównych świadków, poza tym…
                -Anna, posłuchaj –postanowił, że się nie ugnie. –Mam swoje problemy. I nie obchodzi mnie, co ma do powiedzenia jakiś tam komisarz. Mam dość czytania w prasie na swój temat, mam dość nieprzespanych nocy. Mam…ja… -głos zaczął mu drżeć. –Do zobaczenia kiedyś.
                Rozłączył się. Nie miał ochoty się jej tłumaczyć. To, co wydarzyło się, kiedy wyszli z pubu i, dziwnym zbiegiem okoliczności, doszli do jej małego mieszkania, nigdy nie powinno było mieć miejsca…

                Stał oparty o frontowe drzwi, trzymając rączkę małej walizki. Rzucił ostatnie spojrzenie na salon, zastanawiając się, czy na pewno niczego nie zostawił. Sprawdzał to już wcześniej dwa razy, ale nie chciał, by jakakolwiek rzecz, świadcząca o jego obecności, została na Wzgórzu. Postanowił, że już nigdy więcej tutaj nie wróci…
                Był pewny, że Lana zrozumiałaby, dlaczego podjął taką, a nie inną decyzję. Nie miał zamiaru więcej się oszukiwać: dziewczyna nie wróci. Drzwi małego domku nie otworzą się nagle i nie zobaczy w nich roześmianej twarzy przyjaciółki, która krzyknie: „Mam cię Łosiu!”. Żarty się skończyły, a on nie mógł nic na to poradzić. Na pewno jednak siedzenie na tym przeklętym wzgórzu, na którym zamiast poukładać swoje życie, jeszcze bardziej się pogubił, w żaden sposób nie pomoże ani policji, ani Lanie.
                Usiadł na schodku przed domkiem. Zapadał zmierzch, ale zarys gór dalej był widoczny na horyzoncie. Prószył drobny śnieg, więc Cene wystawił dłoń, łapiąc na nią śnieżynki. Od dzieciństwa lubił to robić: chwytać i porównywać, choć wiedział, że nigdy nie znajdzie dwóch takich samych. Było w tym coś magicznego i pięknego zarazem.
Przypomniał sobie swój pierwszy raz na skoczni. Był tam z tatą. Początkowo niczego się nie bał i pewny siebie wyjechał na górę najmniejszej, dziecięcej skoczni w Kranju. Wiedział, że nie może dać plamy bo na dole czeka Peter, który, choć niewiele starszy, ściska za niego mocno kciuki. Nie chciał go zawieść. Kiedy jednak usiadł na belce i spojrzał w dół, poczuł ucisk w żołądku. Rozbieg wydawał się taki długi, a miejsce, w którym miałby wylądować – całkowicie niedostępne. Zaczął się okręcać i schodzić, ale wtedy usłyszał głos taty: „spójrz na płatki śniegu”.  Spojrzał i…skoczył.
                Od tamtej pory robił to zawsze, kiedy się denerwował: skupiał całą swoją uwagę na delikatnej strukturze tych maleńkich cudów natury. Cieszył się więc teraz, że zimy w Słowenii nie były jeszcze tak skąpe jak w reszcie Europy i, pomimo, że był już marzec, wokoło wciąż było biało. Pomagało mu się to uspokoić.
                Nagle na ścieżce pojawił się jakiś samochód. Duży, czarny Ford. Był pewien, że go zna… Ale przecież to nie mógł być…
                -Peter !
 ***

                -Cene Prevc wyjeżdża. Właśnie dzwonił.
                Komisarz jak zwykle siedział za biurkiem, zagryzając długopis i wpatrując się w wymieszane literki, pośród których podobno kryły się jakieś słowa. Przyjrzała mu się uważniej: widać było pierwsze oznaki tego, że najlepsze lata miał już za sobą, łagodnie mówiąc. Zakola i pojawiające się siwe włosy, duży brzuch i przepocona koszula. Obstawiała w myślach, że nigdy nie budził większego zainteresowania wśród kobiet, choć pamiętała, jak kiedyś opowiadał Evie, pewnie chcąc jej zaimponować, że na swojej studniówce uchodził za najlepszego tancerza i wszystkie jego rówieśniczki zabiegały o jego względy. Nie umiała sobie tego wyobrazić…
                -Eee…co ? –popatrzył na nią pytającym wzrokiem. –Powtórz proszę.
                -Mówiłam tylko, że ten skoczek wyjeżdża. Próbowałam go przekonać, ale…
                -Najwyższy czas.
                -Słucham ? –zdziwiła się trochę, choć pracując tu już drugi rok, zdążyła się przyzwyczaić do nietypowego sposobu myślenia komisarza.
                -Ten cały szum nie był nam potrzebny. Teraz będziemy mogli skupić się na swojej pracy.
                Pomyślała, że tak naprawdę, on i tak nie zrobił jeszcze nic, co mogłoby choć trochę pomóc im w rozwiązaniu tej zagadki, ale nie chciała rozpoczynać kolejnej, bezowocnej wymiany zdań. Wycofała się, chcąc jak najszybciej wrócić do siebie. Czekał ją dziś nocny dyżur.

                Godzinę później usłyszała pukanie do drzwi.
                -Proszę. –W drzwiach stał, ubrany już i gotowy do wyjścia, Horvat. –Co się stało, szefie ?
                -Zapomniałem ci powiedzieć  -rzucił niechętnie. –Dzień przed zaginięciem, znaczy przed zgłoszeniem zaginięcia, odebrałem telefon.
                -Tak ? – miała nadzieję, że ten jeden, jedyny raz jej szef powie coś, co faktycznie będzie miało jakiekolwiek znaczenie.
                -Dzwoniła jakaś kobieta. Miała dziwny akcent i, jeśli dobrze pamiętam, powiedziała tylko, że ktoś zaginął a potem szybko się rozłączyła.
                Umysł Kos zaczął pracować na zwiększonych obrotach. W ich obecnym położeniu, wszystko mogło mieć znaczenie. Każdy, nawet najmniejszy szczegół, mógł poruszyć całą historią na tyle, że rozwiązanie dostaną na tacy. Znała takie przypadki, nie tylko z książek. Szybko opracowała więc dalszy plan działania. W jej głowie pojawiały się kolejne punkty, które miała zrealizować jeszcze dzisiaj: telefon do centrali, bilingi, lokalizacja telefonu, potem przesłuchanie… Podniosła się z fotela.
                -Trzeba…
                -Połączenie zostało wykonane z Paryża –popatrzyła na Horvata zaskoczona. –Z budki telefonicznej. Tamtejszej policji udało się zlokalizować jej dokładne położenie –rzucił jej na biurko jakieś wydruki. -Podobno mają tam jakiś specjalny system właśnie na wypadek takich sytuacji.
                Teraz stała już z szeroko otwartymi ustami, wpatrując się w komisarza. Nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Czyżby Nik Horvat – miłośnik wszystkiego, co nie wymagało większego nakładu pracy niż poruszenie nadgarstkiem –zainteresował się jednak porwaniem i zrobił coś więcej niż wydawanie jej poleceń ?
                -Niech mi jeszcze komisarz powie, że mają tam monitoring i wiedzą, kto to był ?
                -Niestety. Mieli w lutym jakiś kłopot z systemem. Poza tym…co to ma za znaczenie. Kto dzwoniłby do nas specjalnie z Francji ? To pewnie jakiś głupi żart albo pomyłka.
                -Przecież ten ktoś… ta kobieta, odezwała się po słoweńsku. To nie mógł być przypadek –szef nie wydawał się zainteresowany. Dalej ignorancja była jego cechą dominującą.
                -Tak, tak –założył czapkę i wskazał palcem na kartki. –Masz tu to wszystko. Do jutra.

                Czekała ją bardzo długa noc. Chciała przejrzeć wszystko od razu, ale potrzebowała najpierw kubka gorącej czekolady. Kawy nie piła, bo kofeina nie działała na nią w żaden sposób, a jedynie powodowała, że musiała częściej chodzić do toalety. Przypomniała sobie jednak, że Eva wspominała coś o zepsutym automacie z napojami. Zaklęła pod nosem. No trudno, dziś będzie musiała sobie poradzić inaczej… Poszperała w szufladzie biurka. Papierosy leżały dokładnie tam, gdzie je schowała miesiąc temu. Otworzyła okno i zaciągnęła się głęboko. Dawno nie paliła, ale dziś zdecydowanie była ku temu dobra okazja. Szczególnie, że postanowiła zapomnieć o wszystkim, co nie wiązało się bezpośrednio ze sprawą Lany Kosir. Chciała być maksymalnie skoncentrowana na swoim zadaniu, a tytoń w dużej mierze ułatwiał sprawę. W końcu Cene nie był pierwszym facetem, z którym się przespała. Pewnie też nie ostatnim… Nie będzie sobie zawracać nim głowy.

***
Dzień wcześniej...

                Niechętnie wracał do domu. Wiedział, że Mi pewnie czeka na niego jak zawsze, krzątając się w kuchni i dopracowując szczegóły kolacji, która, musiał przyznać, pewnie jak zawsze będzie naprawdę bardzo smaczna, ale nie potrafił się z tego dzisiaj cieszyć. Cały jego zapał do życia wyparował wraz ze zniknięciem Liszy.
                -Cześć kochanie –pocałowała go w policzek. –Zrobiłam twoją ulubioną zapiekankę ze szpinakiem. I mam też małą niespodziankę.
                Uśmiechnął się. Zauważył, że wyglądała dziś znacznie ładniej niż zazwyczaj. Nowa sukienka (a przynajmniej wydawało mu się, że wcześniej jej jeszcze nie widział) i ten makijaż… Zazwyczaj witała go w dresie albo pidżamie. Coś musiało być nie tak…
                -Wezmę tylko prysznic i zaraz przyjdę.

                Przewracał się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Dlaczego wszystko musiało być takie skomplikowane ?
                Nagle usłyszał wibrację telefonu. Musiał postawić go dość blisko brzegu nocnej szafki, bo spadł, robiąc hałas.
                -Co się stało ? –Mi przetarła oczy.
                -Nic, nic.. Śpij Kochanie.
                Pogłaskał ją po głowie i upewniwszy się, że z powrotem zasnęła, podniósł komórkę z podłogi. Nie wiedział dlaczego, ale był pewny, że dostał to, na co od dawna czekał. Sprawdził pocztę…

 Mon souffle se perd,
Mes jours s`éteignent,
Le sépulcre m`attend.

Mon oeil est obscurci par la douleur;
 Tous mes membres sont comme une ombre.*


L.

*Mój oddech słabnie,
Moje życie dobiega końca,
Tylko grób mi pozostaje.

Moje oko zaćmiło się bólem,
Stałem się podobny do cienia.
/Hi 17, 1 i Hi 17, 7/

10 komentarzy:

  1. Opłacało się czekać! Nie wiem czy to możliwe, że mnie kiedyś rozczarujesz!!! Teraz pozostaje mi liczyć, że następny będzie szybciej... Nie wiem czy dam radę wytrzymać tak długo jak teraz.
    Lahko noč :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hvala, hvala, hvala ❤
      W zasadzie to były tylko trzy dni... ;) no ale postaram się;*
      Lahko noč!

      Usuń
  2. Hej! :)
    Rozdział, jak już zdążyłam się przyzwyczaić, cudowny.
    Cene postanowił wyjechać i uważam, że to słuszną decyzja bo widać, że się chłopak męczy. " W końcu Cene nie był pierwszym facetem, z którym się przespała..." Ojojoj! Cóż się tu wydarzyło ^^
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:)
      Postanowił ale zobaczymy, czy Peter nie pokrzyżuje mu planów...

      Cieszę się, że jesteś:*

      Usuń
  3. Coraz trudniejsze staje się czekanie! Przeszlaś samą siebie! Rewelacja!!! Buziaki i dobrej nocy :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisanie też... nie chcę za dużo zdradzić, a z drugiej strony mnożą się różne fakty, ktore trzeba do siebie dopasować...
      No ale...wasza reakcja na każdy rozdział sprawia, że staje się to przyjemnością.

      Buziaki:*

      Usuń
  4. nie wierzę, braciszek zawitał! będzie próba pogodzenia, czy męska duma Cene i słowa Petera sprzed jego wyjazdu wygrają?
    no i ta sprawa... nabiera kolorów! a Dominice świruje już trochę, haha
    no i ta Lisza... kurdę. czyżby... czyżby jej koniec nadszedł?
    czekam na kolejny!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze trochę potrzymam was w niepewności... :)
      Dziękuję za komentarz!

      Usuń
  5. Opowiadanie całkiem niezłe ;) trzyma w napięciu! Kiedy się kończy czytać rozdział, to chce się więcej ;D Pozdrawiam
    B.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dawno mnie tutaj nie było, więc pojawiam się i nadrabiam ;)
    Trochę się pozmieniało, więc miło mi będzie jeśli do mnie zajrzysz. Pozdrawiam i życzę bardzo dużo weny <3
    www.ciemniejszastronatande.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń