sobota, 25 czerwca 2016

Rozdział XXIII

              -Osoba, do której dzwonisz, ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem sieci. Spróbuj ponowie później.
                Kiedy, do cholery, będzie „później” ? –pomyślała i równocześnie z całej siły nacisnęła na klakson, bo stojący przed nią kierowca czerwonego samochodu nauki jazdy od minuty próbował zapalić silnik, podczas gdy światło zdążyło zmienić się już z zielonego na pomarańczowe.  Wiedziała, że nie powinna tego robić, bo sama jeszcze nie tak dawno miała problem z wyczuciem sprzęgła i nie raz zdarzało jej się spowodować niemały korek na światłach, ale dziś wyjątkowo wszystko ją denerwowało. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy przypadkiem nie powinna już zacząć się jej miesiączka, ale przez ostatnie wydarzenia pogubiła się w rachubie cyklu. Nie zmieniało to jednak faktu, że jedyne o czym teraz marzyła, to długie wakacje z daleka od Słowenii i, tym bardziej, Francji.
                Ostatni tydzień mogła uznać za przełomowy. Od czasu rozmowy z informatykiem, czuła, że w końcu znalazła się na odpowiednich torach i nie obchodziło jej to, że Horvat zagroził, że jeszcze jeden taki wyskok i straci premię, dodając, że cała ta informatyczna bzdura w ogóle go nie obchodzi i nie przyłoży ręki, nie mówiąc już o pieniądzach, do kontynuowania tej dziecinnej farsy. Na własną odpowiedzialność i w tajemnicy przed, nie oszukujmy się, niezbyt czujnym okiem komisarza, zaczęła więc sprawdzać źródła informacji, które udało jej się zdobyć po rozmowach m.in. z przedstawicielami paryskiej służby miejskiej. Okazało się, że sekta, z którą prawdopodobnie należy wiązać tajemnicze zaginięcie młodej dziennikarki, a możliwe, że również śmierć Clavel, choć nie jest oficjalnie zarejestrowana jako związek wyznaniowy, na pewno skupia co najmniej 50 członków i co jakiś czas jej aktywność daje o sobie znać, choć najczęściej nie afiszują się ze swoimi przekonaniami, nowe niewinne duszyczki werbując tajnymi sposobami, których nie udało się jak dotąd ustalić. Na jej pytanie, czy w sprawie Dzieci Hioba służby musiały kiedyś interweniować, rozmawiający z nią mężczyzna odpowiedział łamaną angielszczyzną, że nigdy nie złapano ich na żadnym gorącym uczynku, choć niejednokrotnie podejrzewano, że niektóre osoby trafiające do kostnicy paryskiego szpitala śledczego, musiały mieć wcześniej styczność z niejakim Julienem Tresmontant –swoistym guru sekty. Dodał jednak szybko, że mają obecnie dużo poważniejsze problemy w Paryżu i nie może zajmować się jakimiś zakompleksionymi nastolatkami, ale jeśli będzie potrzebowała konkretniejszych informacji, to zrobi co w jego mocy. Annie przeszła wtedy przez głowę myśl, że pewnie to samo odpowiada Horvat, gdy ktoś prosi go o pomoc, ale nie chciała być niemiła i uprzejmie podziękowała Francuzowi, odkładając słuchawkę.
                Kolejnym obiecująco zapowiadającym się tropem były dwa maile zostawione przez niejaką „Liszę”, kimkolwiek była. I właśnie dlatego Anna siedziała teraz w samochodzie, gnając słoweńską autostradą do Kranju i klęła w myślach, gdy wybierany raz za razem numer telefonu, nie odpowiadał.

                -Słucham ?
                Kos nienawidziła domofonów. Nie dość, że nigdy nie wiedziała, co ma nacisnąć, to na dodatek mówienie do metalowej kratki wydawało jej się nad wyraz idiotyczne. Ale czego się nie robi dla śledztwa…
                -Anna Kos. Policja. Czy mogę wejść i porozmawiać ?
                -Jeśli trzeba.
                Usłyszała charakterystyczny dźwięk i zaczęła z całej siły ciągnąć drzwi w swoją stronę, jednak najwyraźniej tego dnia nie tylko telefon nie chciał z nią współpracować, bo wyglądające na solidne, szklane drzwi do kilkupiętrowego apartamentowca na jednym z najdroższych osiedli na obrzeżach Kranju, ani drgnęły. Anna głośno przełknęła ślinę, kiedy dźwięk zasygnalizował, że wejście ponownie zostało zablokowane i jeszcze raz wybrała odpowiedni numer mieszkania.
                -Tak ?
                -Przepraszam, ale te drzwi…
                -Niech pani naciśnie tą dużą klamkę i pchnie.
                -Dziękuję.
                Anna poczuła się jak idiotka, kiedy za drugim razem drzwi bez najmniejszego oporu otworzyły się, wpuszczając ją do przestronnego holu.
                -Dzień dobry. Anna Kos –podała rękę wysokiej blondynce, która otworzyła jej drzwi, kiedy w końcu znalazła właściwe mieszkanie.
                -Mina Lavtiżar –zmierzyła ją wzrokiem. Choć dochodziła trzynasta, dalej była w pidżamie i prawdopodobnie dopiero niedawno się obudziła. –W czym mogę pani pomóc ?
                Dalej stały w drzwiach, ale Annie udało się dostrzec, że mieszkanie było urządzone w nowoczesnym stylu, bez przesytu, choć z łatwością można było się domyślić, że właściciele raczej nie muszą martwić się o pieniądze.
                -Szukam Petera Prevca. Mam do niego kilka pytań dotyczących śledztwa, ale nie mogłam się dodzwonić i pomyślałam, że…
                -Nie ma go –dziewczyna przerwała jej już dzisiaj drugi raz i Anna, sama nie wiedząc czemu, poczuła, że jej nie lubi.
                -A czy wie pani, gdzie mogę go znaleźć ?
                -Nie –współpraca nie zapowiadała się obiecująco.
                -A kto może wiedzieć ?
                -Pewnie jego mamusia –przewróciła oczami i ostentacyjnie oparła się o framugę, dający tym samym znać, że rozmowa wyjątkowo ją nudzi i nie ma ochoty jej kontynuować.
                -A mogę prosić adres ?
                -Nie pamiętam jaka tam jest ulica, o ile w ogóle jest, ale jak pani dojedzie do Dolenji Vas i zapyta o Prevców, to wszystkie dzieci rzucą się, żeby pani pokazać. To jakieś pół godziny stąd.
                -Dziękuję –starała się uśmiechnąć, ale blondynka dalej patrzyła na nią jak na kosmitę, więc postanowiła, że musi jak najszybciej opuścić to miejsce. –A od kiedy nie ma pana Prevca ?
                -Wyjechał dzień czy dwa po pogrzebie jego uroczego braciszka –teraz Anna nie miała już wątpliwości, że nie lubi swojej rozmówczyni. –Od tego czasu się nie odzywał.
                -Dobrze, w takim razie to wszystko. Do widzenia.
                -Do widzenia.
                Kos odwróciła się i zaczęła iść w kierunku windy.
                -A i niech mu pani powie, że rachunki trzeba zapłacić !
                „Niesamowicie urokliwa osóbka” –pomyślała Anna i z ulgą nacisnęła guzik windy. Miała nadzieję, że tym razem drzwi wejściowe otworzą się bez problemu.


                Musiała jednak przyznać, że Mina miała rację, co do łatwości znalezienia domu Prevców. Dolenja według jej przypuszczeń, nie mogła liczyć więcej niż 400 mieszkańców i wyglądała na jedną z tych słoweńskich wiosek, w których sąsiedzi wiedzą o tobie więcej niż ty sam. Wystarczyło więc tylko, że zatrzymała się przy małym monopolowym sklepie i zaproponowała mniej lub bardziej trzeźwemu towarzystwu papierosa, by z łatwością poznać drogę do niewielkiego, białego domku położonego nie dalej niż 200 metrów od kościoła, stanowiącego centralny punkt wioski.
                Pierwsze, co przyszło Annie do głowy, to to, że skromny, dwupiętrowy dom pokryty czerwoną dachówką nijak ma się do ekskluzywnego apartamentu, który należał do najstarszego syna państwa Prevców, a ludzie w nim mieszkający muszą być dużo mniej zarozumiali niż jego wybranka. Taką przynajmniej miała nadzieję…
Kiedy zaparkowała samochód na poboczu wiejskiej drogi, z ulgą spostrzegła, że na podwórku bawi się ta mała ruda istotka, którą pamiętała ze cmentarza.
-Cześć –podeszła do bramki. –Są rodzice ?
-Dzień dobry –kiedy dziewczynka się uśmiechała, wyglądała naprawdę uroczo. –Mama powinna za chwilę wrócić, wyszła do sklepu. A co ?
-Jestem z policji wiesz –pięciolatka zrobiła dziwną minę, po czym kichnęła i wytarła rękawem zaczerwieniony nosek –Na zdrowie. Mogę z tobą poczekać na mamę ?
-Nie.
                -Dlaczego ? –Anna nie wiedziała dlaczego, ale stanowczość w głosie dziewczynki szczerze ją rozbawiła.
                -Mama nie pozwala.
                -Dobrze, to poczekam tutaj.
                -Dobra.
                Widziała jednak, że mała z ciekawością jej się przygląda, co chwila zbierając się by o coś zapytać. Za każdym razem jednak otwierała tylko i zamykała buzię, nie ruszając się z miejsca. Po chwili wyciągnęła z kieszeni lizaka i przez dobrą chwilę mocowała się z opakowaniem.
                -Pomóc ci ? –Anna dalej stała za płotem, choć mogłaby się założyć, że bramka nie była zamknięta na klucz.
                -A możesz ? –z nieufnością wyciągnęła w jej stronę rączkę, jak gdyby bojąc się, że Anna pozbawi ją słodkiego skarbu.
                -Jasne.
                Bez trudu otworzyła CzupaCzupsa i oddała dziewczynce, czym zasłużyła sobie na nieśmiały uśmiech. Po chwili usłyszała za plecami głośne „Dzień dobry”. Odwróciła się. Stała przed nią pani Prevc z dwiema dużymi torbami zakupów w rękach.
                -O dzień dobry. Anna Kos. Jestem z policji –kobieta momentalnie zbladła, prawie wypuszczając z ręki reklamówkę. Anna zrozumiała, że nie zaczęła najlepiej, mając na uwadze ostatnie wydarzenia. –Nie, nie spokojnie. Chciałam tylko zapytać o kilka rzeczy.
                -Proszę. Emma zaprowadź panią do salonu, włożę zakupy do lodówki i zaraz przyjdę.
                Dziewczynka, zachęcona przez mamę chwyciła Annę za rękę i pociągnęła za sobą do środka domu. Wnętrze, ku zaskoczeniu Kos, było dużo przestronniejsze, niż wydawało się z zewnątrz, a ten, kto go urządzał musiał naprawdę znać się na rzeczy. Szczególną uwagę Anny zwróciło nietypowe drzewo genealogiczne, złożone z kolorowych ramek ze zdjęciami poszczególnych członków rodziny Prevców. Kiedy jej wzrok padł na zdjęcie Ceneta, przewiązane czarną tasiemką, znów poczuła, że do jej oczu napływają łzy. Zamrugała szybko kilka razy.
                -Napije się pani czegoś ? –nie wiadomo skąd, w salonie nagle pojawiła się pani Prevc.  
                -Nie, dziękuję. Proszę nie robić sobie kłopotu.
                Kobieta usiadła obok niej, rzucając zaskoczone spojrzenie w stronę dziewczynki, którą dalej trzymała nadgarstek policjantki.
                -Emma, puść panią –mała nie zareagowała, wpatrując się w swojego lizaka, do którego przykleił się mały włos. –Emma!
                -Nie szkodzi –Anna zaśmiała się.
                -Nie wiem, co się z nią ostatnio dzieje. Żyje w swoim świecie…
                -Naprawdę nie szkodzi.
                -W takim razie w czym mogę pani pomóc ?
                -Prowadzę śledztwo w sprawie zaginięcia Lany Kosir, nie wiem, czy pani…
                -Tak, wiem. Cene ją znał –widać było, że wspomnienie syna sprawia jej ból, choć starała się tego nie okazywać.
                -Właśnie –Anna urwała, nie wiedząc, co dalej powiedzieć. Odchrząknęła. –Pojawił się nowy trop, który doprowadził nas do pani najstarszego syna.
                -Petera ? Ale…ale co on może mieć z tym wspólnego ?
                -Tego jeszcze dokładnie nie wiem. Chciałam z nim porozmawiać, ale problem w tym, że nie mogę się z nim skontaktować. Nie wie pani, gdzie mogę go znaleźć ?
                -Tydzień temu poleciał na wakacje, choć to może za dużo powiedziane… –kobieta wyglądała na zdezorientowaną. –Prosił, żeby mu nie przeszkadzać. Wydaje mi się, że próbuje w ten sposób przeżyć żałobę.
                -Dokąd poleciał ? –Anna miała nadzieję, że ten jeden, jedyny raz, jej kobieca intuicja jednak się myli…
                -Do Paryża.
               Ciszę przerwał głuchy trzask upadającego lizaka…

niedziela, 5 czerwca 2016

Sesja i inne zjawiska pogodowe...

Kochani!
Ja, Anna i (jeśli faktycznie przeżył) Cenet jesteśmy pełni podziwu dla Waszej ogromnej cierpliwości i wytrwałości.
Niestety ten tydzień (i być może kawałek następnego) będziemy musieli poświęcić logice, konstytucji (bynajmniej nie słoweńskiej) i jakże fascynującym tajemnicom prawa rzymskiego...
Liczymy na zrozumienie. No i oczywiście mamy nadzieję, że nas nie opuścicie, bo cudowniejszych czytelników nie potrafimy sobie wyobrazić:)
Serdecznie pozdrawiam(y)!! ;*