Uważał, że kobiety w żadnym wypadku nie powinny pracować w
policji. Jego niechęć brała się przede wszystkim z tego, że kiedyś, jako młody
adept w szkole policyjnej, doświadczał ze strony, niejednokrotnie młodszych
albo dużo mniej postawnych niż on, koleżanek, przykrych upokorzeń, które w jego
mniemaniu, były oczywiście jawnie niesprawiedliwe.
Pewnego razu, pamiętał to
do dziś, komendant postanowił przeprowadzić dość wymagający test sprawnościowy,
na podstawie którego mieli później zostać przydzieleni do odpowiednich
jednostek na praktyki. Pełen młodzieńczych ideałów, postanowił, że zrobi
wszystko, żeby dostać się do ekskluzywnej jednostki wywiadowczej z Lublany,
która zajmowała się śledztwami międzynarodowymi. Od dzieciństwa marzył przecież
o tym, żeby zostać słoweńskim Sherlockiem Holmesem, a teraz miał ku temu jedyną
w swoim rodzaju okazję.
Tor przeszkód pokonał bez problemu (warto wspomnieć, że nie
przeszkadzał mu jeszcze wtedy zwisający brzuch). Nie zawahał się ani razu, nawet
podczas ścianki wspinaczkowej, na której zazwyczaj podczas ćwiczeń kręciło mu
się w głowie, bo odkąd pamiętał zmagał się z dość silnym lękiem wysokości. Minuta,
piętnaście sekund. Był pewien, że jest nie do pokonania, a staż ma już w ręku.
Oczami wyobraźni widział siebie u boku samego prezydenta, od którego przyjmował
gratulacje za pomoc w rozbiciu największej grupy przestępczej na Bałkanach. I
wtedy… „Katja Novak – minuta, czternaście
sekund. Gratuluję”. Myślał, że oszaleje. Pokonała go dziewczyna. Na dodatek
blondynka. Czy mogło być coś bardziej upokarzającego niż ta jedna sekunda ?
Siedział teraz wygodnie przy swoim biurku na komisariacie w
Kranjskiej Gorze, przyglądając się uważnie nieskreślonym jeszcze literkom, lecz
kiedy przypomniał sobie tamten dzień, zaczął nerwowo przygryzać ołówek. Zawsze
wspomnienie Katji, uśmiechającej się głupkowato do komendanta, przyprawiało go
o palpitacje serca.
Niechętnie spojrzał na raport z przesłuchania, który zostawiła
mu Anna. Znowu kobieta. Czy nie mogli mu przysłać chłopaka, tak jak o to prosił
? Przekazałby mu całą swoją cenną wiedzę i doświadczenie, a tak…
PRZESŁUCHANIE Z DNIA 15 MARCA BR.
(sprawa zaginięcia Lany Kosir;
materiał dowodowy nr 12)
Proszę
się przedstawić i powiedzieć, czym się pani zajmuje ?
Ja…
Czy ja muszę ?
Tak.
Wymaga tego instrukcja z zarządzenia Komisarza Głównego Policji z dnia 23 marca
1998r. Pani dane nie będą ujawnione, muszą jednak znaleźć się w odpowiednich
raportach.
Jessica
Clavel. Ja…nie pracuję nigdzie na stałe.
Nie
jest pani Słowenką ?
Nie.
Urodziłam się we Francji.
Ta cholerna Francja będzie
mu się śnić po nocach. Chciał się tam kiedyś nawet wybrać na wakacje,
ale w ostatniej chwili zrezygnował, bo przeważył w nim lęk przed podróżą
samolotem. Oczywiście wszystkim mówił, że to biuro podróży nie dopełniło formalności
i jego lot odwołano.
Od
kiedy mieszka pani w Słowenii ?
<cisza>
Przepraszam,
mam powtórzyć pytanie ? Od kiedy mieszka pani w Słowenii ?
<cisza>
„Nielegalna imigrantka” – pomyślał. Na miejscu Kos bardziej by
ją przycisnął, ale inspektorka uparła się, że to ona przesłucha tę kobietę.
Poza tym miał wtedy inne rzeczy na głowie. Na przykład ciepłe pączki…
Dobrze…
W takim razie proszę powiedzieć, czy znała pani zaginioną ?
Nie.
Czy
rozmawiała z nią pani kiedyś ?
Nie.
Skąd
w takim razie ma pani ten przedmiot ?
[Świadek przyniosła na
komisariat okrągłą przypinkę o średnicy 4 centymetrów, z napisem „Je meprise mon
existence”]
Znalazłam.
A
skąd pewność, że należy do zaginionej ?
Nie
mówiłam, że jestem pewna.
Ale
przypuszcza pani tak, prawda ?
<cisza>
W tym momencie zrozumiał, że
dobrze zrobił, wybierając ciepłą przekąskę zamiast sali przesłuchań. Przecież
ta kobieta była nienormalna. Dawno by ją wyprosił, mówiąc, że tylko utrudnia
pracę policji, skoro nie umie normalnie odpowiadać na pytania. Ale Kos
najwidoczniej nie chciała się poddać za szybko.
Czy
może pani powiedzieć chociaż, gdzie znalazła pani tę przypinkę ?
Znalazłam,
to znalazłam. Mogę ją po prostu zabrać i sobie pójść.
Proszę
poczekać. Ten napis jest po francusku, tak ? Może pani powiedzieć co to znaczy
?
Gardzę
życiem.
„Pełne optymizmu młode pokolenie”
– pokręcił głową. –„Co za głupoty…”
Kojarzy
się pani z czymś to hasło ?
Nie.
Na
pewno ?
Chciałam
to tylko tu przynieść, a teraz pani wypytuje mnie o rzeczy, o których nie chcę…
to znaczy, nie mam pojęcia. Czy mogę już sobie pójść ?
Oczywiście.
Proszę tylko zostawić swój numer telefonu naszej sekretarce. Możemy mieć do
pani jeszcze jakieś pytania.
Nie
mam telefonu. Do widzenia.
Z tego co wiedział, dziewczyna
faktycznie nie zostawiła Evie żadnego adresu ani numeru. Wybiegła z komisariatu
i tyle ją widzieli.
Nik Horvat pomyślał, że tracą tylko czas. W końcu co mogła
znaczyć głupia przypinka, co do której nie mieli żadnej pewności, że należała
do Lany Kosir ?
***
- Z czego wy się do cholery
śmiejecie ? –patrzyła na niego groźnie i miał wrażenie, że ma ochotę wylać na
jego koszulkę zawartość swojego kubka.
-Anna, posłuchaj –starał się
opanować śmiech. –Peter postanowił zrobić mi miłą niespodziankę i przyjechać, ale
jak widzisz –dotknął palcem nosa brata, na co ten skrzywił się i uderzył go w
rękę –musiałem trochę, hmm… poprawić jego naturalną urodę.
-Faceci –przewróciła oczami. –Dobra,
nieważne. Przyjechałam tu po laptop Lany.
Widział, że Peter nie nadąża. W
końcu skąd miał wiedzieć, że paradował w ręczniku akurat przed miejscową panią
inspektor.
-Anna jest policjantką,
braciszku –popatrzył na jego zdziwioną twarz z uśmiechem, po czym przeniósł wzrok
na siedzącą naprzeciwko niego dziewczynę. –Przecież mówiłem, że nie działa.
-Wiem. Ale rozmawiałam z
informatykiem i… -przerwała. –Z resztą nie muszę ci się tłumaczyć. Przyniesiesz
go, czy mam to zrobić sama ?
Czuł, że jest na niego zła. I to
nie tylko za dzisiejszy poranek… Sam zdawał sobie sprawę, że nie jest do końca
fair wobec niej ani nawet wobec samego siebie. Udawał wyluzowanego, głównie ze
względu na Petera, choć w głębi duszy dalej miał ochotę uciec z tego głupiego
wzgórza i nigdy więcej tutaj nie wracać.
-Do kiedy zamierzacie tu zostać
? –zapytała, kiedy położył przed nią komputer.
-Prawdopodobnie do zawodów w
Planicy.
-Czyli ? –widział, jak Peter
podniósł brwi ze zdziwienia. Sam zastanawiał się, czy Anna w tym momencie
żartuje czy przyleciała tu z innej planety. Cała Kranjska Gora mówiła przecież o
lotach na Velikance.
-Czyli jeszcze jakieś 5 dni.
-Aha –nad czymś się
zastanawiała. –Czy mogę mieć w takim razie prośbę ?
-Jasne –zdziwił się trochę, ale
pomyślał, że jeśli może się do czegoś przydać i pomóc Lanie, to dlaczego nie. –O
co chodzi ?
-Nie pokazujcie się w miasteczku
za bardzo –jego zapał został zgaszony w ciągu sekundy. –Dziennikarze i tak już
mają niezłą pożywkę, a my nie potrzebujemy kolejnej sensacji.
Wstała i zaczęła się ubierać.
Cene widział, że ma przemoknięte buty, bo kapała z nich woda, ale nie miał
ochoty proponować jej, że ją podwiezie. W końcu sama kazała siedzieć im w domu.
Kiedy schylała się po torebkę, coś wypadło jej z kieszeni.
-Anna, co to ?
-Nie twoja sprawa –podniosła szybko
okrągły przedmiot i chwyciła za klamkę.
-Poczekaj ! Widziałem już to.
Zatrzymała się.
-Gdzie ?
-Chodź, pokażę ci.Dziś krótszy niż ostatnio, ale jestem zadowolona :)
Mam nadzieję, że się nie zawiedliście.
Buziaki ;*