środa, 30 marca 2016

Rozdział XVII

                Kiedy wpadł do mieszkania było już grubo po północy. Nie był pewien, jak długo siedział w kaplicy, domyślał się jednak, że Mi nie była zachwycona. Nie przyszło mu długo czekać, żeby się o tym przekonać. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, nagle na jego głowie wylądował gruby, wełniany koc i poduszka.
                -Kanapa czeka -usłyszał jej rozpaczliwy głos a zaraz potem trzask zamykanych drzwi do sypialni.
                Znowu płakała. I tym razem nawet wiedział dlaczego... Tydzień wcześniej Mi wymyśliła sobie, że na pewno ją zdradza, czego potwierdzeniem miał być jego ostatni wyjazd. Na nic zdały się tłumaczenia i zapewnienia, że nie potrzebuje -jak Mi zdołała to uroczo określić -"jednonocnych kurw" (o tak, język jego dziewczyny, kiedy wpadała w te swoje przedmiesiączkowe histerie, był bogatszy o kilka łacińskich wyrażeń), a stwierdzenie, że powinna się przyzwyczaić do jego nieobecności, bo zawodowo też przecież ciągle wyjeżdża, tylko dolało oliwy do ognia. Od tamtej pory każdy jego ruch wydawał jej się podejrzany.
                Tej nocy nie miał jednak siły na potulne podkulenie ogona i przepraszanie Mi, choć czuł, że dziewczyna właśnie na to teraz liczy i jeśli zaraz tego nie zrobi, rano zastanie ją stojącą w drzwiach z walizką i grożącą, że już nigdy nie wróci. Potem będzie musiał czekać godzinami z bukietem kwiatów w ręce pod domem przyszłych teściów, a kiedy już łaskawie otworzą, tłumaczyć jej grubej matce i łysemu ojcu, dlaczego tak bardzo zranił ich córeczkę. Znał ten schemat na pamięć. Jedynym nowym elementem w ostatnich miesiącach był wielki, czarny rottweiler, który rzucał się na niego, gdy starał się przejść przez bramkę. O dziwo reagował tak tylko na niego...
                Stwierdził jednak, że akurat tym razem pozbycie się na trochę Mi będzie mu na rękę. Położył się na kanapie i włączył telewizor. Nie chciało mu się spać, a poza tym potrzebował czegoś, co zagłuszy coraz głośniejszy, teatralny szloch jego dziewczyny. Szybko przerzucił kanały. Na MTV transmitowano koncert jakiegoś zespołu rockowego, o którym nigdy wcześniej nie słyszał. Pogłośnił. Będzie potrzebował bardzo dużego bukietu...

                Obudził się nagle, zlany zimnym potem. Telewizor dalej był włączony. Spojrzał na zegarek. Piętnaście po trzeciej. Przetarł twarz rękami, które ostatnio wydawały mu się strasznie szorstkie i poszedł do kuchni napić się wody.
                Nie potrafił sobie przypomnieć, co go obudziło. Pamiętał tylko, że śniła mu się Lisza. W jego wyobrażeniach była zawsze niską, krótkowłosą i ciagle uśmiechniętą dziewczyną o przenikliwym spojrzeniu, w którym kryła się jakaś tajemnica. Ostatnio jednak jej wzrok robił się coraz mniej pewny siebie a uśmiech bladł. Być może tej nocy zniknął zupełnie... Nie pamiętał.
                Nagle usłyszał dzwonek przychodzącego połączenia. Cholera, zapomniał przestawić telefon na tryb nocny. Usłyszał nerwowe kroki Mi w pokoju obok.
                -Halo ? -numer na wyświetlaczu był zastrzeżony.
                -Vite!
                Na kolejne pytanie odpowiedziała mu tylko cisza...

                -Kto to był ? -stała nad nim z założonymi na piersiach rękami.
                -Nie wiem -starał się na nią nie patrzeć.
                -Kolejna...
                -Skończ! -odstawił szklankę na stół, uderzając nią o blat. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem podniósł głos na Mi. -Najlepiej po prostu stąd wyjdź.
                Odwróciła się na pięcie i po chwili słyszał już jak z hukiem wyrzuca rzeczy z szafy. Pięć minut później wróciła do kuchni w kurtce i czapce. Przypuszczał, że torba stoi w przedpokoju.
                -Kluczyki -wyciągnęła rękę w jego stronę.
                -Słucham ? -miał wrażenie, że stara się go zabić wzrokiem.
                -Jest do cholery czwarta w nocy. Daj mi te pieprzone kluczyki. Nie mam ochoty dłużej na ciebie patrzeć.
                -Na stole w salonie.
                Nie próbował nawet jej zatrzymać. Prawdę mówiąc mało go teraz obchodziła. W głowie wciąż słyszał jedno słowo: "vite!"...

***

                Obudziła się w znakomitym humorze. Nie było ani za wcześnie, ani za późno. Miała jeszcze chwilę na szybki prysznic i zrobienie delikatnego makijażu. Nie wiedziała co Cene lubi, stwierdziła jednak, że nie zaszkodzi od czasu do czasu pokazać się w bardziej „kobiecym” wydaniu. Otworzyła szafę.
„Kiedy ja ostatni raz wychodziłam z domu w sukience?” –pomyślała.
Pamiętała jednak, że jakiś czas temu kupiła jedną bordową, którą miała ubrać na urodziny Horvata, jednak później wydała jej się zbyt „codzienna” i w końcu założyła białą koszulę i jakieś czarne spodnie. I może dobrze zrobiła, bo impreza przypominała bardziej stypę niż radosne przyjęcie. Tyle tylko, że było zdecydowanie więcej alkoholu.
W końcu znalazła zgubę. Nawet miała dalej przyczepioną metkę z ceną. No i oczywiście była okropnie pomięta.
Anna starała się przypomnieć sobie, gdzie ostatnim razem odstawiła żelazko, kiedy nagle zadzwonił telefon. Chciała go zignorować, ale dzwonek był na tyle irytujący, że w końcu podniosła słuchawkę.
-Tak ? –prawie warknęła. Nie miała ochoty by ktoś psuł jej ten radosny dzień upierdliwym telefonem.
-Anna? –tylko nie on, pomyślała. –Masz być zaraz na komisariacie.
-Komisarzu, ale ja…
-Nie masz wyjścia, bo…
-Ale ja mam dziś popołudniową zmianę! –wyrzuciła z siebie te słowa na jednym oddechu, po czym wcisnęła na ekranie czerwoną słuchawkę.
Wróciła do szukania żelazka. Nie miała ochoty na nadgodziny ani żadne zastępstwa. To miał być jeden z lepszych poranków w jej codziennej monotonii i nie chciała pozwolić, żeby jakiś podstarzały gbur niszczył jej plany.
Po chwili jednak telefon zadzwonił znowu. Tym razem Eva.
-Nie przyjdę teraz.
-Anna –zaczęła jak zawsze spokojnie –wydaje mi się, że jak nie przyjdziesz, to to będzie największa katastrofa w dziejach tego komisariatu.
-Słucham ? –co ten idiota znowu wymyślił?
-Kontrola –coś nagle zaszumiało w słuchawce. -Muszę lecieć. Horvat sam postanowił znaleźć dokumentację ze sprawy Kosir.
-Jadę.
Sukienka poleciała w kąt pokoju, a Anna nerwowo zaczęła dobierać elementy munduru, równocześnie naciągając na nogi rajstopy. Kontrola nie byłaby niczym strasznym w zwykłych okolicznościach, ale patrząc na to, co ostatnio działo się w Kranjskiej Gorze, mogli chcieć prześwietlić każdy ich ruch. Że też nie mogli przyjechać miesiąc wcześniej!
Wiedziała, że nie ma za dużo czasu. Eva na pewno nie pozwoli dobrać się komisarzowi do jej biurka, ale Horvat pod naciskiem z góry, będzie robić wszystko, żeby udowodnić, kto tam rządzi. A prawda była taka, że wiedział o tym śledztwie tyle, co ona o sytuacji politycznej na Sri Lance.
Wybiegła z domu, klnąc pod nosem bo nagle z nieba zaczął padać deszcz. A przecież jeszcze pół godziny temu uśmiechało się do niej zza okna piękne słońce. Co za głupi dzień!

***

-Inspektor Anna Kos –spojrzał z odrazą na swoją podwładną, która ze sztucznym uśmiechem na twarzy podawała rękę prokuratorowi.
Co ona sobie w ogóle myśli ? Najpierw jak do niej dzwoni, to odpowiada mu w szczeniacki sposób, a teraz nagle zjawia się tu i zamierza zrobić z siebie gwiazdę. Proszę bardzo. Niech się tłumaczy z tego całego burdelu. On nie podpisze się pod żadnym raportem, w którym będzie choć słowo o nadużyciach albo niedopełnieniu procedur. Mówił przecież tej nadambitnej idiotce, że powinni odesłać w diabły te całe śledztwa. Niech się teraz sama męczy.
-Eva! –wiedział, że to sekretarka zadzwoniła ponownie do Kos. Cała jego sympatia do tej młodej kobiety nagle się ulotniła. –Zrób proszę kawy dla mnie i pana prokuratora.
-A pani Kos ? –mężczyzna posłał mu zdzwione spojrzenie, które zaraz potem przeniósł na Annę. Horvat widział, że uśmiechnęła się triumfalnie.
-Dla mnie jak zwykle czekolada.
Co za dziecinada… Mogła choć raz zachować się jak zrównoważona psychicznie, skoro i tak postanowiła już ośmieszać jego szanowany komisariat swoją osobą.
Sekretarka posłusznie zniknęła za drzwiami, a Kos wróciła do przedstawiania prokuratorowi swojego dotychczasowego raportu z dochodzenia. Horvat ze znudzeniem przysłuchiwał się jej niezbyt wybitnym wywodom. Był pewien, że zrobiłby to dużo lepiej.
Musiał przyznać, że kontrola go zaskoczyła. Kiedy Eva rano zawołała go nagle, wyrywając go z dobrej, wykreślankowej passy, którą złapał po pierwszej porannej kawie, miał ochotę rozwalić stojącą na jego biurku doniczkę. Potem jednak dojrzał, że sekretarka nie jest sama. Stała w holu z wysokim, szpakowatym mężczyzną w okularach. Miał mniej więcej tyle lat co Horvat, jednak komisarz musiał przyznać, że wyglądał dużo lepiej niż on. Jego idealnie skrojony garnitur i błyszcząca, skórzana aktówka sprawiały, że komisarz poczuł do niego wewnętrzną niechęć połączoną z zazdrością.
Jak się później okazało stał przed nim sam prokurator Janko Rudolf, o którym krążyły legendy, w całym policyjnym światku. Podobno kiedy Rudolf przyjeżdżał na kontrolę, przenosiny komisarzy były tylko formalnością…
-…jak pan widzi, cała sprawa wydaje się być bardziej zagmatwana, niż podejrzewaliśmy na początku –przewrócił oczami. Znowu te jej teorie o morderstwie.
-Ma pani może fotografie z miejsca zbrodni ? –prokurator chyba jednak je kupił. –I jeszcze raport od patologa! –zawołał za Kos, która zniknęła już za drzwiami.
-Musi pan komisarz być zadowolony z tej młodej inspektor. Jest naprawdę bystra –podniósł do ust kubek z gorącą kawą. –Sekretarka też niezła, skoro robi taką kawę. Szczęściarz z pana.
-Oczywiście –Horvat uśmiechnął się sztucznie. „Szczęściarz?” On chyba kpi!
-Proszę, wszystko jest tutaj –Kos wróciła szybciej niż się spodziewał i położyła na jego biurku grubą, brązową teczkę.
-Wyśmienicie –zaczął podejrzewać, że Kos wpadła prokuratorowi w oko. –Trop z komputerem się nie udał ? –trzymał w ręce jakąś kartkę.
-Niestety, jak na złość informatyk dalej nie przesłał odpowiedzi.
Kiedy Anna powiedziała te słowa, komisarz nagle przypomniał sobie druki, które ostatnio przyniosła mu Eva. Podrapał się po udzie. Przecież nie mógł się przyznać, że je wyrzucił. Nie przed Rudolfem. Postanowił, że może później podrzuci je Annie na biurko. Na razie mogła żyć w nieświadomości. Z resztą… to tylko kilka głupich maili.

***

                To był jeden z cięższych dni, które pamiętała. Czuła smród swojego nerwowego potu, kiedy wychodziła z komisariatu. Oczywiście było już ciemno, a szyba w jej samochodzie pokryta była zamarzniętym deszczem. Palce bolały ją z zimna, kiedy próbowała się pozbyć lodowej warstwy.
                -Co jeszcze może się dzisiaj wydarzyć ? –zapytała pod nosem sama siebie, po czym wsiadła do auta, zbyt mocno zatrzaskując za sobą drzwi.
                Na szczęście chyba przypadła temu prokuratorowi do gustu. Słyszała już kiedyś jego nazwisko i kiedy zmierzył ją wzrokiem, gdy podawała mu rękę na przywitanie, poczuła ciarki przechodzące jej po plecach. Ale potem było już lepiej. Na koniec zapytał nawet, czy myślała kiedyś o karierze w sądownictwie. Wyraz twarzy Horvata w tamtym momencie był bezcenny. Przypomni go sobie, gdy następnym razem wyrzuci jej, że kobiety w policji do niczego się nie nadają.

                Miała nadzieję, że Cene pozwoli jej wejść pod prysznic. I że będzie miał coś do jedzenia. Burczenie jej brzucha zagłuszało nawet radio. Mocniej nacisnęła pedał gazu.

Anna!
Pewnie kiedy to przeczytasz, będę już w Dolenji Vas. Chciałem rano się pożegnać, ale cię nie zastałem.
 Mam nadzieję, że znajdziesz tę karteczkę.
To co się wydarzyło między nami to przeszłość. Proszę uszanuj to.

Cene.



Wiem, że z lekkim poślizgiem, ale mam nadzieję, że mimo to, tych 1706 słów przypadnie wam do gustu :)
Dziękuję, za komentarze i życzenia świąteczne ! Jesteście cudowni :)
Do soboty!
Sladkie sanje in lahko noc! ;*

10 komentarzy:

  1. Kochana :) jesteś tajemnicza na maxa! Wolałabym 10706 słów, ale nie będę narzekać -z każdym rozdziałem Jesteś lepsza!! Pozdrawiam i całuję

    OdpowiedzUsuń
  2. Mówiłam ci już kiedyś, że to jest genialne!!! Dzięki opowiadaniu jeszcze jakoś się trzymam, po tym jak zakończył się sezon... Dlatego pisz, pisz i nie przestawaj!
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  3. ło matko, ta mi to z lekka przesadza... no i co z tą Liszą? i co miał znaczyć ten telefon? dziewczyno, tyle pytań, aż mnie głowa boli!
    a Horvata to z chęcią bym rozszarpała. szowinista pieprzonyXD
    a na Cene to się zawiodłam. potwonie... jeszcze się załamię bardziej, jak on nie wróci ;-;
    czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nic dodać, nic ująć. Tylko jedno słowo może to opisać....ŚWIETNE....
    Czekam na następny...
    Jeny, tyle pytań, żadnej odpowiedzi. :P
    CZEKAM, CZEKAM
    I
    POZDRAWIAM SERDECZNIE :)

    OdpowiedzUsuń
  5. 1076 słów a dalej muszę żyć w napięciu... ;)
    ale prokurator mi się podoba :P

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej Kochana! :*
    Twoje zaproszenie przeszło mi obok nosa, ponieważ od dawna nie sprawdzałam zakładki "kontakt". :/ Wybacz mi. ;*
    Rozdział jest naprawdę fantastyczny! ♥
    Podoba mi się Twój sposób pisania. :)
    Wykreowałaś bardzo ciekawe postaci, które mają swoje odmienne osobowości. :)
    Jestem ciekawa poprzednich rozdziałów, więc lecę. ^^ Tak... tylko ja zaczynam czytać opowiadanie od tyłu.. Brawo ja! :P
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Bardzo serdecznie zapraszam na kolejne wspomnienie:
      http://atak-wspomnien.blogspot.com/ ;)

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że poprzednie rozdziały cię nie rozczarowały i zaglądniesz do mnie jeszcze ;)
      Dziękuję, za komentarz! <3
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Jestem :)
    Przeczytanie cało$ci zajęło mi dłużej czasu niż myślałam, ale do rzeczy.
    Z miejsca pokochałam 3osobową narrację! Piszesz świetnie, nie powiem że czyta się lekko, bo musiałam się nieźle skupić, żeby wszystko dobrze zrozumieć i niczego nie przeoczyć. Ale o to właśnie chodziło :) Nie mogłam się oderwać od czytania...
    Bardzo dobrze zarysowane charaktery postaci, szczególnie przypadła mi do gustu postać Anny :)
    Akcja wciąga, wątki są ze sobą świetnie zgrane, więc całość jest realistyczna i logiczna - cud miód :)
    Z niecierpliwością czekam na więcej, więc życzę dużo weny :)
    Pozdrawiam i proszę informuj mnie o nowościach u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, że wpadłaś, przeczytałaś i skomentowałaś ;) To bardzo dużo dla mnie znaczy i daje mi motywację do dalszego pisania!
      Buziaki ;*

      Usuń