środa, 9 marca 2016

Rozdział XII

            Ostatnie zawody w tym sezonie. Święto skoków w Planicy.
Jak co roku Nik Horvat siedział w loży dla VIP-ów, zagadując od czasu do czasu siedzące obok niego, dużo młodsze kobiety, które chyba tylko z grzeczności uśmiechały się i kiwały głowami, nie odrywając jednak wzroku od telebimów. Musiał przyznać, że dawniej dużo lepiej orientował się kto jest w czołówce i dla kogo przyjeżdżają tysiące fanów. Teraz przychodził na widowisko głównie z przyzwyczajenia. Oczywiście gdyby nie darmowe wejściówki, w ogóle nie pomyślałby nawet o tym, by opuścić wygodny fotel w swoim ciepłym mieszkaniu.
                Lubił jednak to uczucie, kiedy mógł godnie, jak mu się wydawało, reprezentować słoweńską policję na tak ważnych wydarzeniach. Szczególnie w tym roku jego obecność tutaj wydawała mu się wyjątkowo istotna. Specjalnie wypolerował nawet policyjną odznakę, w której odbijały się teraz promienie słoneczne, przyciągając zafascynowane oczy dzieciaków. Kiedy więc tylko nadarzała się okazja, z dumnie wypiętą piersią podchodził do organizatorów, chwaląc się jak dobre wyniki osiąga w Kranjskiej Gorze i o ile zmniejszył się poziom przestępczości w ostatnich latach.
Naturalnie zdawał sobie sprawę, że trochę naciąga fakty, przede wszystkim dlatego, że młodej Kosir dalej nie znaleźli i co gorsza nie mieli nawet dobrego tropu, jednak nie przeszkadzało mu to w odgrywaniu roli wybitnego śledczego przed dyrektorem generalnym, który pobłażliwie uśmiechał się za każdym razem, gdy próbował mówić do niego łamaną angielszczyzną. Na szczęście media skupiały się ostatnio głównie na Kryształowej Kuli Prevca, więc cała sprawa z dziennikarką trochę ucichła. Udało się im nawet uniknąć przecieku o samobójstwie.
Tym bardziej nie rozumiał więc narzekania Kos, która od trzech dni nie mówiła o niczym innym, pytając go tysiąc razy dziennie, czy otrzymał już raport z prosektorium. W końcu wysłał ją do Lublany, żeby sama wypytała patologa o szczegóły. Miał ochotę w spokoju pooglądać skoki, bez jej ciągłych telefonów. Co prawda istniały marne szanse, że ktoś ją wpuści do szpitala w niedzielę, a tym bardziej, że udzieli jej przydatnych informacji, ale wydał jej służbowe polecenie, więc, chcąc nie chcąc, musiała się zgodzić. Dzięki temu mógł cieszyć się ciepłą, słoneczną pogodą bez ciągłych wibracji w kieszeni służbowych spodni. Zapowiadał się piękny dzień…

***

Jeśli ten nadęty bufon myślał, że po prostu się jej łatwo pozbędzie, a potem wypomni jej, z tym głupkowatym uśmiechem na twarzy, że nic nie udało jej się osiągnąć, to grubo się mylił. Postawiła sobie jasny cel: zdobędzie informację o zwłokach Jessici Clavel. Choćby nawet miała wejść do tego głupiego prosektorium kanałami, to nie odpuści. Nie dziś.
Czuła, że komisarz rzucił jej wyzwanie, licząc, że kolejny raz udowodni wszystkim, że kobiety do niczego się nie nadają. Już słyszała w głowie te głupie komentarze, których na pewno nie omieszkałby wygłosić pod jej adresem. Nie miała zamiaru kolejny raz dać się poniżyć.
Bojowy nastrój udzielił jej się po wczorajszych zawodach, które z grzeczności obejrzała razem z Evą na komisariacie. Jeśli ten głupek, który paradował przed nią w różowym ręczniku, może wygrywać, na dodatek w takim stylu, to ona nie będzie gorsza. W końcu w jej żyłach też płynie słoweńska krew.

Zjechała na drogę wylotową z Kranjskiej Gory, mając nadzieję, że jakoś uda jej się ominąć korki. W razie co mogła włączyć syreny, ale nie chciała łamać prawa, jeśli nie okazało by się to naprawdę konieczne. Pogłośniła muzykę, wbijając paznokcie w kierownicę służbowego samochodu. Nagle zorientowała się, że ktoś wchodzi na pasy przed jej maską. Zahamowała z piskiem opon.
-Idiota!
Przyjrzała się uważniej. Znała tą zieloną kurtkę. Uchyliła szybę.
-Cene ! Wsiadaj.
Chłopak odwrócił się, wyrwany z zamyślenia. Obiegł samochód i szybko wsiadł na miejsce pasażera, bo z tyłu dobiegały już dźwięki klaksonów.
-Wedle rozkazu, pani władzo –powiedział, zapinając pas.
-Co ty tu robisz ?
-Spaceruję –uśmiechnął się szeroko.
-Tak po prostu ?
-No… tak. Wiem, że miałem siedzieć grzecznie w domu, ale dziś i tak wszyscy dziennikarze są w Planicy, więc…
-Oj przecież wiesz, że nie o to mi chodziło –skręciła ostro i Cene musiał chwycić się rączki nad głową. –Twój brat skacze i myślałam, że…
-Że będę na skoczni –dokończył. –Pewnie powinienem tam być.
-Ale nie jesteś –popatrzyła na niego pytającym wzrokiem. –Coś się stało ?
Miała wrażenie, że jest przybity, ale usilnie stara się tego nie okazywać. Nie lubiła pozerstwa. Irytowało ją ono jeszcze bardziej niż jawny szowinizm Horvata.
-Nie chciałem tam jechać. Po prostu.
Cene dostrzegł chyba, że zgrywanie twardziela nie idzie mu najlepiej, bo uśmiech zniknął z jego twarzy i zaczął wpatrywać się w swoje buty.
-Jadę do Lublany. Mam cię gdzieś tutaj wysadzić czy masz ochotę na małą wycieczkę ? –sama nie wiedziała, dlaczego mu to zaproponowała.
-Jak chcesz.
Skręciła na autostradę.

-Powiesz mi co się stało ?
Siedzieli w McDonaldzie, bo przypomniała sobie, że jeszcze nic dziś nie jadła, poza tym męczyła ją podróż w kompletnej ciszy. Potrzebowała przerwy.
-Nic się nie stało.
-No przecież widzę.
-Anna, nie obraź się, ale… -wyraźnie unikał jej wzroku –chyba nie powinno cię to za bardzo obchodzić.
-Jasne –nie miała pomysłu, jak do niego dotrzeć.
Zrezygnowana zaczęła przyglądać się swojej kanapce. Nie wyglądała zbyt apetycznie, a już na pewno nie przypominała tej ze zdjęć na plakatach. Przeniosła wzrok na Prevca. On też nie prezentował się za dobrze.
Peter wyjechał dwa dni temu, więc Cene pewnie znowu nie mógł spać. Miał podkrążone oczy, które mocno kontrastowały z bladą skórą. Gdyby spotkała go na ulicy, pewnie pomyślałaby, że nieźle zabalował. Znała jednak prawdę. Sytuacja z Laną, a teraz jeszcze skoki w Planicy… Położyła swoją dłoń na jego. Żadne z nich się nie odezwało.

***

                -Przyjechałam do doktora Mateja Zagara.
                Przyglądał się uważnie Annie kiedy stała przed biurkiem rejestratorki w szpitalu św. Wojciecha. Imponowała mu swoją zawziętością. Z uporem maniaka powtarzała pielęgniarce, że bardzo pilnie musi dostać się do prosektorium i nie obchodzi ją, że jest niedziela.
                No właśnie niedziela… Rano zadzwonił do trenera i powiedział, że nie wraca. Być może wybrał nieodpowiedni moment, ale zamiast komentarza, usłyszał tylko dźwięk odkładanej słuchawki. Zawiódł kolejną osobę. Czuł się podle, ale nie potrafił nawet pojechać pod skocznie. O powrocie do trenowania nie było mowy. Chyba po prostu za bardzo się bał.
                Dzień wcześniej Peter zapewniał go, że cokolwiek postanowi, postara się go zrozumieć. Dużo to dla niego znaczyło, jednak w głębi duszy czuł, że brat do końca życia nie wybaczy mu tego pójścia na łatwiznę. O tacie wolał nawet nie myśleć.
                -Powtarzam pani kolejny raz, że doktor nie przyjmuje dziś nikogo.
                -Czyli jest w szpitalu! –Anna uśmiechnęła się triumfalnie.
                -Tak, jest –z tonu głosu pielęgniarki można było wywnioskować, że jest na granicy wytrzymałości. –Ma dziś dyżur, ale…
                -Proszę mnie z nim połączyć.
                -Od pięciu minut tłumaczę, że nie mogę tego zrobić. Doktor pracuje dziś nad ciałami dla policji.
                -Ależ ja jestem z policji ! –wyciągnęła legitymację.
                -To nie zmienia faktu, że prosił, aby nikt mu dziś nie przeszkadzał.
                Cene widział, że rejestratorka jest nieugięta, a Anna zaczyna się robić coraz bardziej nerwowa. Podszedł do biurka.
                -Dzień dobry –uśmiechnął się, widząc zdumienie na twarzy kobiety.
                -O pan Prevc. Jak miło. Dziś nie na skoczni ?
                Znała go. Odetchnął z ulgą. Wiedział już co powinien zrobić.
                -No widzi pani –westchnął teatralnie –niestety. Musiałem pogodzić się z tym, że nie będę towarzyszyć bratu w tym ważnym dniu…
                I zaczął opowiadać, koloryzując trochę, jaki to jest nieszczęśliwy z powodu zaginięcia Lany oraz tego, że Peter nie będzie widział kompletu rodziny po otrzymaniu Kuli.
                -…jednak dziś może się wiele rozjaśnić, dlatego tak ważne jest dla nas to, żeby zobaczyć się z doktorem…yyy… -Anna podsunęła mu ukradkiem karteczkę z nazwiskiem. –Zagarem. Rozumie pani ? Czasem musimy dokonywać trudnych wyborów…
                -Oczywiście… Już dzwonię.

***

                Cene był niesamowity. O mało nie wybuchnęła ze śmiechu, kiedy opowiadał tej biednej kobiecie, jak to okrutny los pokrzyżował jego plany, nie pozwalając mu cieszyć się młodością. Jeśli faktycznie plotki o tym, że rzuca skoki były prawdziwe, to powinien rozpocząć karierę aktorską. Wszystkie płaczące na telenowelach czterdziestki pokochałyby go w mgnieniu oka.
                -Jesteś geniuszem.
                -Wiem –mrugnął do niej zawadiacko.
                Szli długim, zielonym korytarzem prowadzącym do prosektorium. Anna była tu już kilkakrotnie podczas ćwiczeń na studiach, ale ciągle, wdychając do płuc powietrze przepełnione zapachem środków odkażających, przechodził ją dreszcz fascynacji. Nie czuła obrzydzenia ani strachu i pewnie, gdyby miała w szkole zacięcie do biologii i chemii, dziś pracowała by jako patolog. Zawsze intrygowało ją to, jak dużo można dowiedzieć się z ludzkich zwłok.
                Doktor Zagar nie należał do ludzi o łatwym charakterze, ale był bardzo dobrym specjalistą, cenionym wśród grup śledczych w stolicy. Cieszyła się więc, że to właśnie on miał zbadać ciało Francuzki.
                -Cene będzie lepiej jak tutaj poczekasz, dobrze ?
                -Jasne.
                Wolałaby, żeby chłopak wszedł z nią. Zasłużył sobie na to, bo gdyby nie on, mogłaby wracać do Kranjskiej Gory już teraz. Nie chciała jednak nadwyrężać cierpliwości patologa nieskładnymi tłumaczeniami, dlaczego przyprowadziła skoczka ze sobą.

                -Nie mam za dużo czasu. Muszę jednak stwierdzić, że są to jedne z ciekawszych zwłok, z jakimi przyszło mi ostatnio pracować.
                Nie wiedziała co ma odpowiedzieć, uśmiechnęła się więc tylko niepewnie.
                -Nie mogłem za bardzo naruszyć ciała, bo dalej nikt nie zgłosił się do identyfikacji. Macie z tym jakiś problem ?
                -Niestety. Denatka nie miała rodziny w Słowenii. Musimy więc czekać na odpowiedź z Francji.
                Jedyną osobą w Kranjskiej Gorze, która wiedziała coś o Jessice, była sympatyczna starsza kobieta, u której dziewczyna wynajmowała pokój. Podobno płaciła regularnie, choć nigdzie nie pracowała. Nie mówiła jednak za dużo o sobie, głownie spędzając czas na czytaniu i rysowaniu. Niczego więcej Annie nie udało się ustalić.
                -Samobójstwo było upozorowane. Była już nieprzytomna, kiedy ktoś wieszał ją na tym drzewie. Wcześniej podano jej rohypnol, prawdopodobnie w jakimś napoju. Mieliśmy szczęście, że znalazła się tutaj tak szybko, inaczej nie bylibyśmy w stanie go wykryć. Ulatnia się po 72 godzinach.
                -Ktoś ją zgwałcił ?
                -Na 99% nie. Ale miała siniaki na nadgarstkach. Jak pani pewnie wie, po podaniu rohypnolu przez 20-30 minut ofiara zachowuje się dość agresywnie. Prawdopodobnie ktoś musiał ją mocno przytrzymać.
                -Inne otarcia albo ślady przemocy ?
                -Nie. Jedynie odmrożenia. Wisiała w końcu naga przez kilka godzin.
                -Rozumiem.
                -Nie udało mi się też znaleźć żadnych śladów biologicznych sprawcy. Ale radzę się jeszcze raz przyjrzeć fotografiom techników. Wszystko widzi się w innym świetle, mając świadomość, że ma się do czynienia z morderstwem.
                -Dziękuję. Naprawdę bardzo panu dziękuję.




I ja wam bardzo dziękuję, że jesteście, czytacie i komentujecie :)
Gdyby nie to, pewnie już dawno straciłabym chęci do pisania. 
Buziaki ;*

P.s. Co my zrobimy jak sezon się skończy... ?:(


6 komentarzy:

  1. Nawet nie wiesz o ile lepszy jest dzień, jeśli zaczynam go od twojego opowiadania. Rozdział świetny, a po sezonie proponuję, tak jak Anna z Cenetem udać się do Lublany.... Tam może wytrzymamy do listopada.
    Pozdrawiam,
    Magda :*

    OdpowiedzUsuń
  2. No i proszę, jednak dostała się do tego szpitala ;) Oczywiście z nieocenioną pomocą Cene, w zasadzie zbajerował recepcjonistkę. Chwała mu za to :) Relacja tej dwójki jest dośc specyficzna, ale nie dziwi mnie to, bo ciężko im będzie do czasu aż sprawa się nie wyjaśni. Co do Cene jeszcze, to chyba ciężko świętować sukces starszego brata, skoro samemu nie skacze się w PŚ. W zasadzie to mu współczuję, bo Domen rośnie na dominatora i jego pierwszy sezon w PŚ to marzenie dla wielu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zajrzałam z nadzieją na nowy rozdział i proszę - jest:) jak zwykle świetny i jak zwykle za krótki ;) czekam na kolejny.
    ASzM

    OdpowiedzUsuń
  4. ile bym oddała, aby - tak jak pan komendant - mieć darmowe wejściówki :( :v
    no i dobrze, że Anka się nie poddaje i ma w planach (niedosłownie rzecz jasna!) kopnąć w tyłek pana komendanta. trochę śmiechłam z określenia Petera XD
    biedny Cenet, to wszystko nadal go przytłacza. no ale czemu nie chce się otworzyć przed Anią? męska duma nie pozwala, czy co? no i to, co się dzieje z jego karierą... ugh :(
    ale to..bajerowanie babki z recepcji mnie rozbawiło. ma się ten urok, hehe
    no i Anka pewnie poczuła ulgę, wiedząc, że Francuska została zamordowana... fakt, że nie ma żadnych śladów mordercy na jej ciele nie ułatwia... kurdę!
    czekam na kolejny!!

    OdpowiedzUsuń