Nareszcie został sam. Miał
wrażenie, że przed bliskimi i przed Mi ciągle musi coś udawać, że zakłada
tysiące masek i czasem sam zapomina, jaki jest naprawdę.
Nigdy nie umiał się do końca
otworzyć. Nawet gdy pisał w szkole o swoich przeżyciach i doświadczeniach,
przeobrażał rzeczywistość w taki sposób by nikt nie mógł mu zarzucić kłamstwa,
a z drugiej strony tak, by nie powiedzieć za dużo. Osiągnął w tej kwestii
prawdziwą perfekcję i swoich utartych schematów trzymał się całe życie. Aż do
poznania Liszy...
Dziewczyna wyciągnęła na
powierzchnię (o ile można tak nazwać internetową rzeczywistość) jego prawdziwe
ja. Nie wiedział, w jaki sposób tego dokonała, ale jego otwartość przed
anonimową znajomą z Internetu, zaskakiwała go i przerażała jednocześnie, przez
co niejednokrotnie w jego głowie zapalała się czerwona lampka ostrzegawcza.
Ignorował ją. Tłumaczył sobie, że przecież nic złego nie może się stać, że nikt
niczego się nie dowie, a nawet jeśli, to wszystkiego się wyprze. Poza tym ta
dziwna wymiana wiadomości z nieznajomą, służyła mu. Był bardziej skoncentrowany
na pracy, wyrozumialszy dla Mi, a jego głowy nie zaśmiecały niepotrzebne myśli.
Nawet znajomi dostrzegali przemianę, choć nie umieli jej jednoznacznie nazwać
ani przypisać do konkretnych wydarzeń. Po prostu nareszcie cieszył się życiem.
Dlatego też ostatnia wiadomość
przeraziła go jeszcze bardziej niż długa nieobecność Liszy. Harmonia, którą
udało mu się wypracować, znowu miała zostać zaburzona…
Nie rozumiał po francusku,
wrzucił więc tekst do pierwszego lepszego, internetowego tłumacza. Oczywiście
to, co otrzymał z powrotem było tylko sklejką słów, z których nie wynikała
żadna logiczna treść, jednak udało mu się wyłapać ogólny sens, a to
wystarczyło, by zrozumiał, że coś jest nie tak. Ze słów, które przysłała mu
Lisza biła beznadzieja i bezradność, której nigdy wcześniej nie okazywała.
Zawsze była pełna optymizmu, a przynajmniej tak mu się wydawało.
To on zasypywał ją czarnymi myślami, które kłębiły się w jego głowie, a z
którymi nie umiał sobie poradzić. Znajdywała rozwiązania, o których on nawet by
nie pomyślał. Wiedziała, czego potrzebuje, co sprawi, że poczuje się lepiej.
Pisała o tym tak, jakby siedziała w jego głowie, w jego duszy. Miał wrażenie,
że zna jego wnętrze lepiej niż on sam…
„Lisza,
co się stało ?
Odpisz
proszę.”
Na nic więcej nie umiał się zdobyć. Nie miał pojęcia, skąd
dziewczyna wzięła cytat, który mu wysłała, ale był pewien, że nie zrobiła tego
przypadkiem. Jednak żadna bardziej ambitna odpowiedź nie przychodziła mu do
głowy. Wiedział, że musi czekać dalej…
***
Przyglądała mu się z uwagą. Na jego twarzy malowało się
skupienie. Mrużył oczy i przygryzał dolną wargę, starając sobie coś przypomnieć.
Pomyślała, że wygląda inaczej niż zwykle. Bardziej dojrzale. Nie założył koszulki,
ale w tej chwili jej to nie przeszkadzało. Mogła podziwiać jego umięśnione
ramiona i plecy, które, mimowolnie, przypominały jej o spędzonej razem nocy.
Po chwili znowu przyłapała się na tym, że nie może oderwać
wzroku od jego tęczówek. W końcu nie bez powodu, ktoś kiedyś powiedział, że
oczy są zwierciadłem duszy. Widziała w nich, całkiem innego chłopaka, niż ten,
którego próbował grać, siedząc przy stole z nią i Peterem, choć musiała
przyznać, że aktorem był całkiem niezłym. W jego ignorancję mogłaby spokojnie
uwierzyć, gdyby nie minione wydarzenia, o których, chcąc nie chcąc, dalej nie
potrafiła zapomnieć…
Stali teraz przed starym, drewnianym regałem w sypialni Lany. Cene
co chwilę sięgał po jakąś książkę, po czym rzucał ją na łóżko, kręcąc głową.
-To musi gdzieś tutaj być –powiedział bardziej do siebie niż do
Anny, po czym rzucił za siebie kolejną pozycję, którą dziewczyna prawie dostała
w głowę.
-Uważaj!
-Przepraszam –wyciągnął następną. –Wiedziałem! Patrz.
Pokazał jej bardzo stare wydanie „Małego Księcia”, którego
uwielbiała czytać jako nastolatka. Książka Lany była jednak po francusku, ale
nie to było teraz najważniejsze. Na okładce pod dedykacją, której Anna nie
umiała rozczytać, widniała pieczątka, zawierająca dokładnie ten sam napis, co
przypinka, która bezpiecznie spoczywała teraz w jej kieszeni.
-Jesteś pewien, że to książka Lany ? –zapytała, choć nie do końca
wiedziała po co.
-Tak. Jest podpisana –przekartkował na ostatnią stronę. –To jej
pismo.
Kiedyś zastanawiała się, dlaczego niektórzy ludzie podpisują książki.
Uważała to za stratę czasu, z resztą sama miała niewiele swoich własnych.
Najczęściej, jeśli już znalazła czas, korzystała z tych z biblioteki. Teraz
jednak mogła tylko podziękować losowi, że Anna należała to tej kategorii ludzi,
dla których osobista własność miała duże znaczenie.
-Mogę ją zabrać na komisariat ?
-Nie musisz się mnie pytać. Przecież to nie moje –oddał jej
książkę.
-Dziękuję –spojrzała na niego. –Jakbyś znalazł coś jeszcze, to
daj znać.
-Jasne.
Był wobec niej oschły, choć, musiała przyznać, trochę na jej
własne życzenie. Oboje udawali, że do niczego między nimi nie doszło, miała
jednak ochotę chwycić go teraz za rękę tak, jak wtedy w barze. Całe to śledztwo, choć było niezwykle ciekawe
i pozwalało na przełamanie monotonii w jej życiu, dużo ją kosztowało.
Wiedziała, że byłoby jej łatwiej, gdyby miała na kogo liczyć, gdyby w jej życiu
pojawił się ktoś, kto ją zrozumie.
Cały czas była sama i w zasadzie nigdy jej to nie przeszkadzało.
Była silna i niezależna. Sama umiała radzić sobie z przeciwnościami losu. Jednak
teraz coś w niej pękło, Cene, choć nie zdawała sobie z tego sprawy, przełamał
niewidzialną barierę ochronną, którą stworzyła wokół siebie dawno temu.
-Potrzebujesz jeszcze czegoś ? –wyrwał ją z zamyślenia.
Dotarło do niej, ze musiała wyglądać dziwnie, stojąc naprzeciwko
niego i przyglądając mu się od jakiś dwóch minut.
-Nie, nie. Pójdę już. Do zobaczenia.
Na komisariacie przywitała ją cisza. Wiedziała, że Eva miała
mieć dziś wolne, bo jej pięcioletni syn złapał ospę, była jednak pewna, że usłyszy
donośne chrapanie komisarza. Sprawdziła jego pokój: pusto.
-Dziwne –mruknęła.
Nik Horvat nie należał do ludzi, którzy opuszczali ciepłe,
przytulne miejsca, jeśli już naprawdę nie musieli. W pierwszym odruchu chciała
do niego zadzwonić, ale coś ją powstrzymało. Pomyślała, że ma w końcu czas, żeby
spokojnie pozbierać myśli i uzupełnić swoje notatki, które ostatnio zaniedbała.
Nie potrzebowała marudzenia komisarza.
Zaczęła jak zwykle od czekolady. Pachniała cudownie, ale
zapomniała włączyć w automacie opcję podwójnego cukru, więc zrobiła kilka łyków
i odstawiła gorący kubek na biurko. Mogła pewnie poszukać cukru w
prowizorycznej kuchni, ale jej myśli zaprzątało już coś innego.
Postanowiła uważniej przyjrzeć się pieczątce. Typowy, czerwony
tusz, lekko rozmazany z prawej strony i tylko to jedno zdanie, którego zdążyła
nauczyć się już na pamięć, chociaż pewnie nie wymawiała go poprawnie. Nic więcej:
żadnego nazwiska, adresu. Niczego, co wskazywałoby na autora, ani na to skąd znak
pochodzi.
Podobnie było z dedykacją. Kiedy teraz udało jej się ją w końcu
rozszyfrować, zrozumiała, że także i ta część książki jest po francusku.
Chciała ją zignorować, ale jej wrodzona ciekawość wygrała i w tym przypadku,
biorąc górę nad rozumem, który podpowiadał, że i tutaj nie znajdzie nic
wartościowego.
Słownik, z którego skorzystała nie okazał się zbyt pomocny,
przede wszystkim dlatego, że Anna miała problemy z odczytaniem niektórych
wyrazów, a jedna literka zmieniała sens całego zdania. Gdyby tylko bardziej
przykładała się do nauki języków… Musiała wymyślić coś innego.
Znalazła w swoim małym notatniku kontakt do grafologa. Co prawda
nie była pewna, czy jest w stanie jej pomóc, w końcu był grafologiem słoweńskim
a nie francuskim, ale nie miała nic do stracenia. Nie znała żadnego tłumacza,
nie przychodził jej też na myśl ani jeden znajomy, który mógłby znać ten język,
który jej samej wydawał się wręcz niemożliwym do nauczenia. Zrobiła więc szybko
kilka zdjęć i przesłała do odpowiedniej pracowni. Miała nadzieję, że jednak
intuicja jej nie zawiedzie.
Nagle zadzwonił telefon…
***
-Dziwna ta twoja znajoma.
Siedział z Peterem na kanapie, popijając zimne piwo, które
znaleźli w bagażniku czarnego Forda. Planowali, że wybiorą się na stok, ale
pogoda znowu się popsuła, poza tym przez poranną wizytę Anny stracili nie tylko
czas, ale i zapał.
-Żadna znajoma. Prowadzi śledztwo –wpatrywał się w swoje
kolorowe skarpetki. –Poza tym policjanci chyba nigdy nie są normalni.
-Widziałem –Peter uśmiechał się głupkowato.
-Co widziałeś ?
-No jak na ciebie patrzyła. Całkiem niezła jest.
-Ty naprawdę jesteś nienormalny –przewrócił oczami.
-No wiadomo. Jakbym był normalny, to siedziałbym teraz na jakimś
zadupiu w Niemczech, ewentualnie leżał na plaży na Majorce z moją piękną…
-Weź przestań bo się porzygam –Cene demonstracyjnie otworzył
usta i wystawił język. –Przy niej to nawet ty wyglądasz jak ósmy cud świata. Hmm…może
dlatego z nią jesteś, co ?
Czuł, że zaraz dostanie od Petera, wołał więc odłożyć szklankę z
piwem. Kiedyś dogryzali sobie w ten sposób na co dzień, wyszczerzył się więc w
stronę brata i powoli wstał. Tak jak przypuszczał po chwili musiał się już
chować w łazience, bo Peter nie chciał łatwo odpuścić, goniąc go po całym domku
i grożąc, że odwdzięczy się za spuchnięty nos.
-Chyba już długo nie będziemy razem –powiedział nagle, kiedy
dysząc ciężko, siedzieli na podłodze, opierając się o ścianę.
-Co ? –Cene podniósł brwi, próbując przestać się śmiać.
-No tak sobie pomyślałem, że czas coś zmienić.
-Przestań się wygłupiać. Stało się coś ?
-Sam nie wiem.
Przewrócił oczami. Miał świadomość, że nie wyciągnie z brata za
dużo informacji za pierwszym razem. Postanowił jednak spróbować.
-Poznałeś kogoś ?
-No co ty –klepnął go w ramię. –Lepiej ty mi się tłumacz, bo
zacząłem się gubić. Lana czy ta młoda glina ?
Stwierdził, że pójdzie sprawdzić, czy ma coś w lodówce…
***
-Halo ?
-Mamy trupa…
Nie mogę uwierzyć, że to już dziesiątka :) Jutro mijają trzy tygodnie od
opublikowania prologu...Ale ten czas leci... Niesamowite!
Poza tym ponad 3 tys. wyświetleń! WOW. Naprawdę się tego nie
spodziewałam.
Dziękuję jeszcze raz za wszystkie komentarze.
Pozdrawiam was cieplutko ;*
P.s. Z kim się widzimy w Wiśle ??
Ze mną!!!! Ale to już od dawana wiesz. Został tylko 1 dzień :D
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału, to nic nowego nie powiem, bo jak zawsze jest świetny! A teraz znowu muszę czekać na kolejny...
no nie, ta Lisza mi żyć nie da...
OdpowiedzUsuńsilna, niezależna i... osamotniona, ew..
Pero nadal mnie rozwala, pls? no kurdę, nie mogę, jaki on spostrzegawczy :v
"Przy niej to nawet ty wyglądasz jak ósmy cud świata" CENET, KOCHAM CIĘ
pardon, co, jaki trup????
chciałabym też być w Wiśle, ale niestety nie teraz. :/
czekam na kolejny!!
Świetny! Czekam na kolejny i gratuluje dziesiątki:) Częstochowa pozdrawia ��
OdpowiedzUsuńCześć :)
OdpowiedzUsuńKońcówką mnie dowaliłaś :/ xD
Mam nadzieję, że to nie jest ciało Liszy.
Po tym rozdziale wnioskuję, że Lisza była dość ważną osobą w życiu Prevca i jeżeliby umarła to ja nie wiem co zrobię :D :(
Czekam na następny.
Pozdrawiam :*
Chciałam pomyśleć co Ci tu napisać, ale moje myśli krążą wokół ostatnich słów. Trup. Akcja nieprzerwanie trwa i co ważniejsze nie jest nudno. Peter i jego postanowienie nie zaskoczyły mnie skoro wcześniej opisałaś jego uczucia. Co do Cene to nie chce mi się wierzyć, że praktycznie ignoruje panią policjant ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Świetnie!"ósmy cud świata"?!?! Hihihi... TRUP??? Buziaki i oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńŚwietnie!"ósmy cud świata"?!?! Hihihi... TRUP??? Buziaki i oby tak dalej!
OdpowiedzUsuńTo jest genialne!!! Dziewczyno powinnaś jakiś kryminal wydać, czytam z równym zaciekawieniem jak książki Lackberg masz mega talent 😉
OdpowiedzUsuń