sobota, 26 marca 2016

Rozdział XVI

Równolegle do wydarzeń nad Velikim Slapem…

                Wpadła na komisariat okropnie spóźniona. Eva uśmiechnęła się pod nosem, podnosząc palec do ust. Anna domyśliła się, że komisarz śpi i lepiej będzie jeśli go nie obudzi, tylko niepostrzeżenie wślizgnie się do swojego gabinetu.
                Na biurku stał stos raportów do wypełnienia. Chcąc, nie chcąc musiała się za nie zabrać. Wzdychając głęboko, rzuciła spojrzenie na okno. Dzień był naprawdę piękny i gdyby tylko mogła, chętnie wybrałaby się na stok. Po drodze do pracy widziała małą dziewczynkę, która niosła pod pachą króciutkie, różowe narty, uśmiechając się niepewnie do swojego taty. Anna nigdy jako dziecko nie uprawiała sportów zimowych. Dopiero na studiach dała się zaciągnąć na stok i musiała przyznać, że nawet jej się spodobało.
                Potrząsnęła głową. „Dość myślenia o głupotach” –skarciła w myślach samą siebie. –„Bierz się do roboty, kobieto!”.
                Wyciągnęła z torebki zdjęcie, które dostała od Ceneta. Przypięła je do korowej tablicy obok zdjęć z Velikiego Slapu. Postanowiła, że da głowie trochę odpocząć, oddając się monotonii wypełniania druków do Lublany. W tym momencie jednak ktoś zapukał do drzwi.
                -Proszę.
                Do środka weszła Eva, trzymająca w ręce kubek z gorącą czekoladą. Anna była jej niezmiernie wdzięczna.
                W ogóle odkąd jej sympatyczna rówieśniczka pracowała z nimi na komisariacie, inspektor Kos czuła się w pracy dużo lepiej. Początkowo na ogłoszenie o tym, że poszukują sekretarki nikt nie odpowiadał i komisarz miał już ochotę się poddać, jednak Anna, zalana papierkową robotą i zirytowana ciągłym parzeniem Horvatowi kawy, w czasie w którym powinna była pracować, nie planowała odpuszczać. W końcu zgłosiła się Eva. Przyjechała wtedy dopiero co do Kranjskiej Gory ze swoim małym synkiem i potrzebowała pracy. Co prawda skończyła tylko zawodówkę i jedyne, czym mogła się pochwalić to dyplom ukończenia kursu baristycznego, jednak szybko się uczyła i na dodatek chyba wpadła w oko komisarzowi, co Annę osobiście przyprawiało o mdłości. Evie na szczęście nieskromne komentarze nie przeszkadzały i szybko zadomowiła się na komisariacie, robiąc naprawdę dobrą robotę.
                -Jesteś wielka! –delikatny aromat mlecznej czekolady unosił się w powietrzu i Anna od razu poczuła się bardziej zmotywowana do dalszej pracy.
                -Nie przesadzaj –uśmiechała się jak zawsze radośnie. –Komisarz uciął sobie drzemkę więc trochę mi się nudziło.
                -A jak tam… -„kurczę, jak ten mały miał na imię ?” –Tim ?
                -Już lepiej. Dalej się drapie, ale na szczęście już nie zaraża, więc doktor pozwolił mu wrócić do przedszkola.
                -Podziwiam cię –Anna zrobiła łyk czekolady. Po jej ciele rozeszło się przyjemne ciepło. –Sama go wychowujesz, pracujesz i jeszcze zawsze jesteś taka uśmiechnięta.
                -To taki firmowy uśmiech. Czasem tak jest łatwiej.
                Obróciła się i już chciała wychodzić, kiedy nagle się zatrzymała i znów spojrzała na Annę.
                -Przyszedł mail od grafologa.
                -Sprawdzałaś moją pocztę ? –Kos była zdziwiona, że Eva ma dostęp do jej skrzynki.
                -Wysłałaś tę wiadomość z poczty ogólnej.
                -Naprawdę ?
                -No tak –Eva się zaśmiała widząc zdziwienie na twarzy Anny. –Ale niestety odpowiedź cię nie usatysfakcjonuje. Profesor Bartol napisał, że niestety nie jest w stanie pomóc.
                -No trudno. Możesz mi wydrukować tę wiadomość ? Włożę ją do akt.
                -Ojej –zmieszała się. –Usunęłam ją. Myślałam, że…
                -W porządku –Anna posłała jej uśmiech. Eva niepotrzebnie się aż tak przejmowała. –Przynajmniej Horvat nie będzie się znowu czepiać.
                -Miłej pracy –sekretarka zamknęła za sobą drzwi.

***
                Żadnej odpowiedzi. Nic.
                Odświeżał pocztę co najmniej pięć razy dziennie. Co prawda był ostatnio trochę zabiegany- z jednego spotkania na drugie, z balu charytatywnego na poranny trening na siłowni i tak w kółko- jednak na przegląd wiadomości zawsze znajdywał czas. Czasem w samochodzie na parkingu, czasem wchodząc wieczorem pod prysznic… Zdarzyło mu się nawet, że robił to w sali konferencyjnej pod stołem, bo miał wrażenie, że słyszy charakterystyczny dźwięk dzwonka lub czuje wibracje.
                I za każdym razem kończyło się tak samo. Komunikat: „Świetnie! Wszystkie twoje wiadomości są przeczytane.” sprawiał, że miał ochotę coś rozwalić. Najlepiej ten głupi telefon, ewentualnie tablet, w zależności, co akurat trzymał w ręce.
                Bo co on mógł zrobić ? Nie miał pojęcia, czy powinien szukać Liszy. A może zgłosić to na komisariat ? Oczami wyobraźni widział już drwiące miny przedstawicieli władzy i słyszał ich pełen drwiny głos, który mówił: „Znalazł se ją pan w Internecie i się zmyła po prostu. Nie ma co panikować. Widocznie się pan za mało starał. Zmieni pan awatara to może pójdzie lepiej”.
                Nie mógł się narażać na pośmiewisko. W jego sytuacji była to ostatnia rzecz, której teraz potrzebował. Poza tym, co miałby powiedzieć Mi, gdyby jednak jakimś cudem policja zainteresowała się wiadomością Liszy o jej nadchodzącej śmierci ? „Kochanie to tylko moja internetowa przyjaciółka” ? Prawda była taka, że sam sobie by nie uwierzył… A jego dziewczyna nie dość, że nigdy nie wierzyła w damsko-męską przyjaźń, to na dodatek uwielbiała dopowiadać sobie historie. Była w tym prawdziwą mistrzynią.

Lisza!
Napisz cokolwiek, wyślij chociaż pustą wiadomość.
Muszę wiedzieć, że nic ci nie jest…
Muszę.

                W przeciągu niecałego tygodnia, wysłał już chyba z pięć podobnych wiadomości. Za każdym razem liczył, że może poprzednie po prostu nie dotarły i właśnie ta będzie tą, na którą doczeka się reakcji ze strony internetowej znajomej. Miał taką nadzieję również i tym razem.
               
                Zapadał już wieczór, kiedy postanowił, że musi wyjść na spacer. Nie mógł usiedzieć w miejscu. Od godziny wpatrywał się w telewizor, ale drażniły go nawet fragmenty piosenek w reklamach, które zazwyczaj po prostu ignorował. Na dodatek z kuchni docierał do jego nosa zapach gotowanych na parze brokuł.
Miał dość. Od tygodnia Mi upierała się, że zdrowa dieta dobrze mu zrobi i postanowiła gotować według przepisów jakiegoś znanego włoskiego dietetyka. Zero mięsa, zero nabiału, zero glutenu. W zasadzie to zero wszystkiego. Tylko warzywa. Na dodatek prawie wyłącznie zielone. Po cholerę mu to ?
                -Wychodzę – zawołał, stojąc w drzwiach.
                -Teraz ? –Mi wybiegła z kuchni i spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem. –Zaraz będzie kolacja. Nie powinieneś zmieniać godzin posiłków w środku diety, bo…
                -Będę później –musnął jej policzek swoimi wargami i szybko zamknął za sobą drzwi, nie chcąc się narazić na kolejną dawkę niepotrzebnej wiedzy na temat jego złych nawyków żywieniowych.
                Doskonale wiedział, gdzie chce pójść. Jego kryjówka była idealnym miejscem, żeby się wyciszyć i może przy okazji zjeść coś niezdrowego. Na szczęście pobliska pizzeria była jeszcze otwarta. Kupił dużą pepperoni, dobrał sos czosnkowy i chwilę później przeciskał się już przez szparę pomiędzy kaplicą a skalną ścianą.
W środku jak zwykle panował chłód, a ze stropu zwisało kilka dość pokaźnych sopli lodu. Pewnie dach był nieszczelny. W końcu budynek musiał pamiętać jeszcze ubiegłe stulecie, może nawet dwa, a nikt nie używał go od czasów wojny. Odpalił świece. Ich nikły płomień odbijał się w złoconych elementach elewacji, dodając miejscu niezwykłego charakteru. Po chwili zrobiło się nawet trochę cieplej.
„Po cholerę jej wtedy w ogóle odpisałem ?” –pomyślał, odgryzając duży kawałek pizzy. Nie smakowała tak dobrze jak ta, którą jadł podczas podróży po Toskanii, ale na pewno była wymarzoną alternatywą dla mdłych warzyw. – „Byłby jeden problem mniej.”
Kiedy tak siedział i rozmyślał, nagle jego wzrok padł na dawny ołtarz. Na okrągłym stole stało coś, czego nigdy wcześniej tam nie widział. Czyżby jednak ktoś jeszcze wiedział o wejściu do kaplicy ?
„Niemożliwe” –wstał i podszedł bliżej.
Na blacie leżała otwarta księga. Domyślił się, że była to Biblia. Wyglądała na bardzo starą i w zasadzie pasowała do wystroju całego wnętrza. Dotknął zżółkniętych kartek. Papier był wilgotny i przez to lekko pofalowany. Znalezisko śmierdziało palonym kadzidłem. A może to jednak był dym papierosowy ?
Na stronie, na której książka została otwarta, było podkreślone jedno zdanie:

„Wołaj! Czy ktoś ci odpowie ?”

Księga Hioba. Nie pamiętał nic na temat tej postaci ani jej księgi, choć był pewien, że kiedyś już o niej słyszał. Pewnie jeszcze w szkole. Jednak w tej chwili nie to się liczyło. Obok wyróżnionego fragmentu, ktoś dopisał niewyraźnie jedno słowo: „Paryż”…
Czy to możliwe, żeby Lisza… ?

***

Ten wieczór miała spędzić samotnie. Kupiła więc tanie, półwytrawne wino i pudełko belgijskich czekoladek, do których miała słabość od czasów liceum. Chciała odpocząć od … w zasadzie to od wszystkiego. Dokładnie od dwudziestu dni nie miała ani chwili dla siebie. Lana, Jesicca, Cene… i tak w kółko. Co chwila nowe tropy prowadzące do nikąd, jedna zaginiona, jeden trup i jeden kochanek. Musiała przyznać, że była to mieszanka zabójcza nawet dla ambitnej i pełnej życia, niezależnej singielki.
Włączyła muzykę, mając nadzieję, że nie obudzi tym samym nadwrażliwej sąsiadki z drugiego piętra i weszła do wanny. Coś było nie tak, jak powinno. Czuła to, choć nie mogła zlokalizować źródła tego przeczucia. Zanurzyła się w wodzie. Zgodnie z filmowymi wytycznymi, nad jej głową powinna się teraz unosić lekka i pachnąca piana, ale nie miała czasu by kupić nowy płyn do kąpieli. Nie zapaliła też świeczek i nie ustawiła kadzidełek. Jej życie nigdy nie przypominało filmu. Ani nawet taniej telenoweli. Po chwili skończyło się jej powietrze i musiała się wynurzyć.
Zaczęła myśleć o Cenecie. A przecież to miał być wieczór kobiety niezależnej…
Nie mogła się jednak powstrzymać i sięgnęła po telefon. Na szczęście był wodoodporny. Kupiła go specjalnie, bo swój poprzedni „utopiła” w herbacie…

DO: Cene Prevc
Może masz ochotę na… ?

Po godzinie komórka dalej milczała. Przypuszczała, że chłopak po prostu zasnął i nie zdążył odczytać wiadomości, jednak i tak zrobiło jej się trochę przykro.
Polubiła go. Może nawet bardzo. Fizycznie też ją pociągał, choć na pierwszy rzut oka bynajmniej nie był kobiecym ideałem mężczyzny. Mimo to miał w sobie coś, co sprawiało, że za każdym razem kiedy odległość między nimi zmniejszała się do kilku centymetrów, czuła na plecach przyjemne mrowienie.
Postanowiła, że rano go odwiedzi. Miała nadzieję, że nie będzie miał nic przeciwko wspólnemu śniadaniu. A może nie tylko śniadaniu…
Zasnęła.




No i jest :) Miłego czytania, Kochani !

I niech te zbliżające się święta będą dla nas wszystkich czasem pełnym radości, czasem spędzonym w gronie najbliższych, czasem miłości i czasem odpoczynku od codziennych trudów...
A dla nas piszących niech będzie to również czas szukania nowych inspiracji!
Życzę wam wszystkim naprawdę radosnych Świąt Wielkiej Nocy :)
Buziaki ;*

7 komentarzy:

  1. 2 rozdział w przeciągu paru godzin :D Mogę tak codziennie! Tak się zastanawiam jakim cudem ja jeszcze nie utopiłam telefonu, ale narazie udało mi się uniknąć tego zaszczytu :p Akurat tak się złożyło, że właśnie idę po lody, muszę się przygotować na jutro! Wesołych Świąt :*

    OdpowiedzUsuń
  2. omatko, także podziwiam Evę! ja bym chyba nie podołała... no w sumie szkoda tego maila, no ale cóż, na nic by się nie przydał.
    no i ta Lisza... naprawdę zaczynam się martwić... matko bosko, ja bym zwariowała, autentycznie XD
    biedny śpioszek Cenet, haha XD no i napalona Anna...XD nie, nic, mało snu daje mi się we znaki tylko :/
    czekam na kolejny i Tobie również życzę Wesołych Świąt dużo inspiracji! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurde to jest mega! Wiem, że to kolejny rozdział w niedługim czasie, ale ja już mogłabym czytać następny :*
    Uwielbiam postać Anny, jaką stworzyłaś w tym opowiadaniu. No i ten Cene, kurde, co mu się stało w poprzednim rozdziale? Nie wytrzymam w tym oczekiwaniu, o co w tym wszystkim chodzi. To jest tak wciągające!
    Niesamowicie budujesz napięcie. Gdyby to była książka, przeczytałabym chyba ją calusieńką w kilka chwil. (No właśnie, jak byś coś gdzieś kiedyś, to daj znać :**)
    Z ogromną niecierpliwością czekam na kolejny, pozdrawiam i wesołych! :**

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo dobry!!! Ja też widzę z tego książkę :-) Wesołych Świąt Wielkanocnych :-*

    OdpowiedzUsuń
  5. No no dzieje się :)
    Dziękuje za prezent od zajączka w postaci 2 rodziałów i czekam na kolejne.
    Pozdrawiam
    ASzM

    OdpowiedzUsuń
  6. Czytam Twoje opowiadanie i jest świetne :)
    Nie wiem natomiast kogo dziewczyna jest Mi?

    OdpowiedzUsuń
  7. Mała przerwa na czas świąt ale za to jaka przyjemność na drogę powrotną ;) ale chciałabym więcej!:D

    OdpowiedzUsuń