niedziela, 13 marca 2016

Rozdział XIII

                -Morderstwo!
                Rzuciła mu na biurko plik kartek, jednocześnie nie przestając piorunować go wzrokiem. Widział, że jest z siebie zadowolona. Nawet bardzo. „Cholera” –pomyślał. Naprawdę liczył, że to on będzie patrzył na nią z góry, robiąc wyrzuty, że niczego nie potrafi załatwić i tylko zawraca mu niepotrzebnie głowę, kiedy on stara się pracować. Tymczasem to pani - pożal się Boże –inspektor z ironicznym uśmiechem na twarzy czekała teraz na jego reakcję.
                -Wiedziałem od początku…
                -Ale…
                -…więc teraz, kiedy już oficjalnie to potwierdzono, możemy wszcząć odpowiednie procedury.
                Rozsiadł się wygodnie, udając, że nowe informacje nie wywarły na nim wrażenia. Obok kawy leżała niedokończona wykreślanka. Miał nadzieję, że Anna zrozumie aluzję i wyjdzie jak najszybciej.
                -W takim razie proponuję jeszcze raz przeanalizować wszystko, co wiemy –inspektor opadła na fotel naprzeciwko niego, zakładając nogę na nogę i krzyżując ręce na piersi. Ponownie wbiła w niego wzrok. Widocznie nie miała dziś zamiaru odpuścić tak szybko, jak na to liczył.
                -Możemy to po prostu odesłać do Lublany. Ona i tak była imigrantką.
                -Słucham ?! –wyprostowała się i miał wrażenie, że chce wbić w niego długopis, który trzymała w ręce.
                -To co słyszałaś. Nie widzę powodu, dla którego mielibyśmy…
                -Ona znała Lanę!
                -Nikt tego nie udowodnił –widział, że jego poza ją drażni. -Mamy jedno śledztwo. Po co nam drugie ?
                -Komisarzu –przybrała poważny ton, czuł jednak, że w środku aż kipi ze złości –po pierwsze, dobrze pan wie, że nie możemy oddać tej sprawy bez podania ważnej –to ostatnie słowo wyraźnie zaakcentowała –przyczyny. Poza tym, chyba nie chce pan narażać swojej reputacji, prawda ?
                Trafiła kosa na kamień. Chyba nie doceniał swojej podwładnej. Ale miała rację… Nie mógł sobie pozwolić teraz na choćby mały błąd. Szczególnie, że wczoraj zapewniał burmistrza, że trzyma rękę na pulsie. Głęboki wdech.
                -Masz miesiąc –teraz to on spojrzał jej prosto w oczy.
                -Jasne.
                Nie mrugnęła ani razu. Wstała, odwróciła się i wyszła, zatrzaskując za sobą drzwi.
                Do tej pory ich relacje może nie były najlepsze, ale zawsze okazywała mu szacunek. Czuł jednak, że znaleźli się na wojennej ścieżce. Nienawistne spojrzenie, którym go obdarzyła na sam koniec, wskazywało, że przyjęła wyzwanie. On był usatysfakcjonowany.  Teraz nie będzie musiał nic robić. Adrenalina pomieszana ze złością i jej chorą ambicją nie pozwolą jej zostawić tego śledztwa, choćby miała sama dać się powiesić jakiemuś psychopacie. A on w tym czasie spokojnie rozwiąże kolejne wykreślanki. A potem odbierze zaszczyty…

***

                Zauważył, że dzień stawał się już coraz dłuższy. Nigdy tak bardzo nie czekał na wiosnę, jak w tym roku. Miała przynieść długo oczekiwany spokój. Wciągnął powietrze głęboko do płuc. Było mroźne i rześkie.
                Ile jeszcze razy wróci na to wzgórze, którego z całego serca nie cierpi?
                Stał teraz przed wejściem, zastanawiając się, co by było gdyby w ogóle nie zdecydował się tutaj przyjechać. Jak wyglądało by jego życie gdyby nie zawiesił treningów? Albo gdyby Lana nie zaginęła? Pytania mnożyły się w jego głowie, nie dając mu spokoju.
Zanim dotknął klamki, zobaczył swoje odbicie w małym okienku na drzwiach. „Wyglądasz źle” –skarcił w myślach samego siebie. Włosy sterczały na wszystkie strony, choć to zazwyczaj on jako jedyny z trójki braci, nie miał z nimi żadnego problemu. Przyjrzał się swojej twarzy. Zaczął się zastanawiać, czy to zasługa brudnej szyby, czy faktycznie miał aż tak bardzo podkrążone oczy. A może było to tak widoczne, bo mocno kontrastowało z bladą cerą ? Sam nie wiedział…
W środku panował już półmrok. Zapach również nie był przyjemny, sugerował raczej, że coś w kuchni dawno straciło swój termin przydatności do spożycia. Na podłodze w salonie leżało kilka puszek po piwie i pusta paczka po chipsach. W ostatni wspólny wieczór, świętowali już zwycięstwo Petera. Uśmiechnął się na myśl o bracie. Dzisiaj był jego wielki dzień.
Cieszył się, że spotkał rano Annę. Oderwała go od natrętnych myśli. Poza tym, to, że pomógł choć trochę w sprawie Lany, zagłuszyło wyrzuty sumienia, jakie nachodziły go, gdy pomyślał o lotach w Planicy i rozmowie z trenerem. Miał ochotę zrobić więcej, ale nie chciał się zbytnio wychylać.
Gdy wracali z Lublany, Anna nie odezwała się do niego ani słowem, wyraźnie skupiona na tym, co usłyszała podczas rozmowy z patologiem. Wydawało mu się jednak, że jest zadowolona. Cieszył się, że mógł przyłożyć do tego rękę.
                Postanowił trochę posprzątać. Okazało się, że to pulpety ze słoika, które kupili z Peterem w środę, a które okazały się być niejadalne, zaczęły obrastać pleśnią i wydzielać nieprzyjemny zapach. Szybko zawiązał worek ze śmieciami i wystawił na zewnątrz. Obiecał sobie, że jutro wyniesie je do kontenera, który znajdował się za samochodem, teraz po prostu mu się nie chciało. Kiedy wszedł z powrotem do domku, potknął się, zahaczając nogą o komodę w salonie. „Co się z tobą dzieje człowieku?” –zapytał sam siebie w myślach, podnosząc się jednocześnie z ziemi. Wtedy jego wzrok padł na dziennik Lany, o którym zdążył już zapomnieć.
Już wiedział, co będzie jutro robić…

-Dzień dobry. Ja… -stojąca w drzwiach kobieta onieśmielała go.
Szczerze mówiąc, nie tak wyobrażał sobie dom rodzinny Lany. Trochę pobłądził, zanim znalazł odpowiednią ulicę. Był przekonany, że powinna być w centrum miasta. Tymczasem, wyjechał już na obrzeża Lublany. Wydawało mu się wręcz, że znalazł się na wsi i gdyby nie to, że z nieba padał gruby śnieg, mógłby sobie z łatwością wyobrazić pasące się na mijanych polach krowy i wzrastające złociste zboże. Nawigacja pokazywała jednak, że to dalej teren stolicy, ulica też pasowała.
Rezydencja robiła wrażenie. Kosirowie zamieszkiwali stary ziemiański dwór, który musiał pamiętać jeszcze czasy Napoleona. Wymalowany z zewnątrz na biało, składał się z części głównej i dwóch, przylegających do niej skrzydeł. Dach pokrywała strzecha, co dodawało uroku, nie odbierając jednak wzniosłego charakteru. Cene czuł się nieswojo. Jego własny dom rodzinny był trzy razy mniejszy i skromniejszy.
-Tak ? –jeśli była to pani Kosir, to musiał przyznać, że pomimo wieku, jest kobietą nad wyraz zadbaną i elegancką. –W czym mogę pomóc ? –uśmiechnęła się niepewnie.
-Cene Prevc –wyciągnął rękę na przywitanie. Uścisnęła ją, patrząc na niego podejrzliwie. –Jestem przyjacielem Lany. Rozmawialiśmy przez telefon jakiś czas temu…
Widział, że waha się, czy wpuścić go do środka. Pamiętał, że Anna wspominała mu, iż Lana nie miała najlepszego kontaktu z rodzicami.
-Proszę, niech pan wejdzie.
Wnętrze było urządzone z dobrym smakiem, ale skromnie. Podobało mu się. Sprawiało wrażenie dużo bardziej przytulnego, niż mogłoby się wydawać, patrząc z zewnątrz.
 Gospodyni zaprosiła go do salonu i zachęciła, żeby usiadł. Sama zniknęła w innym pokoju, wracając po chwili z tacą, na której znajdował się dzbanek, dwie filiżanki i talerz z ciasteczkami.
-Zielona herbata –powiedziała, wskazując na naczynie, z którego ulatniała się gorąca para. –Nie pijemy kawy.
Zaczął się zastanawiać, czy dobrze zrobił, że tutaj przyjechał. Szukał w głowie pytań, które przygotował sobie jadąc samochodem, ale teraz wydawało mu się, że ma w głowie pustkę.
-Przepraszam, że panią nachodzę, ale… -szukał słów –Lany ciągle nie odnaleziono i…
-Niech pan posłucha–westchnęła, siadając naprzeciwko niego. –Nasza córka rzadko chciała, żeby ktoś jej szukał.
Zaczął się zastanawiać, co kobieta chciała przez to powiedzieć.
-Od zawsze chodziła swoimi ścieżkami, aż w końcu wyprowadziła się stąd, mówiąc, że nie życzy sobie, żebyśmy wtrącali się w jej życie –wypowiedziała te słowa bez żadnych emocji.
-Nie chcę być niegrzeczny, ale coś musiało się chyba wydarzyć, że podjęła taką decyzję ? Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, żeby Lana…
-To proszę spróbować –nie była niesympatyczna, ale stanowcza. –Właśnie tak się to stało. Po prostu. Robiliśmy dla niej wszystko, wyjechała za nasze pieniądze a potem… - miał wrażenie, że się rozpłacze, jednak najwidoczniej jej duma nie pozwalała na pokazanie chwili słabości w towarzystwie.
-Dokąd wyjechała ?
-Do Francji. Na kurs językowy. Byliśmy tacy dumni… i głupi –spojrzała na niego wyraźnie smutnym wzrokiem.
-Co się tam stało ?
Cisza.
Kobieta patrzyła na niego przez chwilę, po czym wyszła z pomieszczenia. Słyszał, że wchodzi po schodach, ale nie odważył się ruszyć i spojrzeć dokąd poszła.
Herbata smakowała okropnie. Była gorzka, nigdzie też nie widział cukru. Z grzeczności starał się jednak wypić do końca. Po chwili usłyszał kroki.
Pani Kosir trzymała w ręce ramkę ze zdjęciem. Podała mu ją bez słowa.
Na fotografii zobaczył trzy postaci, trzymające się za ręce pod wieża Eiffla. Rozpoznał wśród nich Lanę, która stała pośrodku, uśmiechając się delikatnie. Wzrokiem uciekała od obiektywu. Wyglądało to tak, jakby zobaczyła coś na niebie, bo oczy były wzniesione do góry i lekko przymrużone. Pozostałej dwójki nie znał. Z prawej strony stała dziewczyna trochę niższa niż jego znajoma, z charakterystycznym francuskim czerwonym beretem na głowie, z lewej –chłopak, a raczej mężczyzna w czarnym, długim płaszczu. Wyglądał bardzo poważnie i jako jedyny nie uśmiechał się, tylko spoglądał z zainteresowaniem w stronę Lany.
-Spójrz na nadgarstki – kobieta dostrzegła chyba, że Cene zastanawia się dlaczego pokazała mu akurat to zdjęcie.
Widział wyraźne ślady. Świeże rany, których nie starała się schować i nawet z odległości, z której fotograf robił zdjęcie, były możliwe do rozpoznania.
-Wtedy się zaczęło…
-Ale…
-Nic więcej nie wiem –znowu ten sam zimny ton, co na początku rozmowy. -Możesz sobie wziąć to zdjęcie, a potem proszę…wyjdź.

***

                „Gdzie on do cholery jest…” –miała wrażenie, że zaraz zamarznie.
                Nie poszła dzisiaj do pracy, bo przysługiwał jej dzień wolnego z racji roboczej niedzieli. Poza tym po wieczornej wymianie zdań z komisarzem, nie miała ochoty marnować całego przedpołudnia na zastanawianiu się jak wytrzymać, nie wbijając mu paznokci w gardło.
                Miesiąc. Dużo i niedużo zarazem. Wiedziała, że trzeba działać szybko. I że jeśli chce wyjaśnić jedną sprawę, to musi powiązać ją z drugą. Była pewna, że upozorowane samobójstwo nie było przypadkiem. Musiał istnieć pomiędzy Jessicą a Laną jakiś wiążący je szczegół. Coś, co będzie kluczem do rozwiązania tej zagadki. Teraz wystarczyło tylko to znaleźć…
                Oślepiło ją światło samochodu. „Nareszcie…” –pomyślała.
                -Gdzie byłeś ? –widziała, że Ceneta zdziwiła jej wizyta.
                -A co ty tu robisz ?
                -Pytam, gdzie byłeś.
                -Anna… -spojrzał na nią uważnie. –Chodź, cała jesteś przemoknięta.

                -Ten idiota, z którym muszę pracować, jest cholernym starym szowinistą i na dodatek utrudnia mi całą pracę –wypaliła, kiedy już znaleźli się w środku. -Najpierw podważa moje tropy dotyczące Lany a teraz doszło jeszcze to samobójstwo, a on dał mi miesiąc i…

                Podszedł i pocałował ją w usta.

12 komentarzy:

  1. Jest urodzinowy rozdział ❤ I w dodatku jaki świetny!!! Wcale nie zaczęłam go czytać na parkingu czekając aż wszyscy odjadą... Twoje opowiadanie sprawia, że jakoś się trzymam, teraz gdy moje życie traci sens na najbliższe pół roku...
    Pozdtawiam,
    Magda

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się... też tak robię :P
      Dziękuję, że zawsze mogę liczyć na komentarz od Ciebie ❤

      Usuń
  2. brawo, Ania, utarłaś mu nochala! niech sobie nie myśli, ze kobiety są słabe :v
    nie wiem, czy Cene dobrze zrobił, udając się do jej rodziców. chociż z drugiej strony także się czegoś dowiedział...
    Lana... mogła już faktycznie nie żyć, a jej ciało gdzieś pod Lublaną się rozkłądało... ugh. ;-;
    końcówka szczególnie mnie rozczuliła, aw ❤ nasz wczorajszy jubilat chyba rzeczywiście się zakochał w pannie Annie, haha ❤
    czekam na kolejny!! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny ten rozdział naprawdę! Tak bardzo chcę więcej <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cholera jasna, kolejna osoba przy której po prostu się chowam. Naprawdę świetnie piszesz, nie można się nudzić, no nie można. Końcówka mnie po prostu zabiła, a to zaledwie jedno zdanie..I to ono właśnie sprawia, że nie mogę się doczekać już kolejnego rozdziału ;v; Życzę dużo weny i pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Puk puk, jest tam ktoś?
    Rozdział jak zawsze świetny, przeczytałam już dawno, czyli 13 marca, i od tego czasu codziennie zaglądam i czekam, czekam, czekam na więcej :)))
    Pozdrawiam
    ASzM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem, jestem :)
      Nie udało się dodać wtorkowego rozdziału...
      Ale mam już część więc powinno się udać jutro.
      Obiecuję, że w święta popchnę akcję do przodu ;)

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Super��

      Usuń
  6. Boże, nie czytałam chyba nic, co było by aż tak dobre. Zakochałam się po prostu i nie mam zamiaru opuszczać tego bloga.
    Cała historia jest niesamowita i tak trzyma w napięciu, że nie mogłam się od niej odciągnąć. Jak najszybciej pragnę kolejny rozdział. 💕
    Pozdrawiam ciepło i zapraszam do siebie :)
    www.prevcp.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń