Kiedy wpadł do mieszkania było
już grubo po północy. Nie był pewien, jak długo siedział w kaplicy, domyślał
się jednak, że Mi nie była zachwycona. Nie przyszło mu długo czekać, żeby się o
tym przekonać. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, nagle na jego głowie
wylądował gruby, wełniany koc i poduszka.
-Kanapa czeka -usłyszał jej rozpaczliwy
głos a zaraz potem trzask zamykanych drzwi do sypialni.
Znowu płakała. I tym razem nawet
wiedział dlaczego... Tydzień wcześniej Mi wymyśliła sobie, że na pewno ją
zdradza, czego potwierdzeniem miał być jego ostatni wyjazd. Na nic zdały się tłumaczenia
i zapewnienia, że nie potrzebuje -jak Mi zdołała to uroczo określić -"jednonocnych
kurw" (o tak, język jego dziewczyny, kiedy wpadała w te swoje
przedmiesiączkowe histerie, był bogatszy o kilka łacińskich wyrażeń), a
stwierdzenie, że powinna się przyzwyczaić do jego nieobecności, bo zawodowo też
przecież ciągle wyjeżdża, tylko dolało oliwy do ognia. Od tamtej pory każdy
jego ruch wydawał jej się podejrzany.
Tej nocy nie miał jednak siły na
potulne podkulenie ogona i przepraszanie Mi, choć czuł, że dziewczyna właśnie
na to teraz liczy i jeśli zaraz tego nie zrobi, rano zastanie ją stojącą w
drzwiach z walizką i grożącą, że już nigdy nie wróci. Potem będzie musiał
czekać godzinami z bukietem kwiatów w ręce pod domem przyszłych teściów, a
kiedy już łaskawie otworzą, tłumaczyć jej grubej matce i łysemu ojcu, dlaczego
tak bardzo zranił ich córeczkę. Znał ten schemat na pamięć. Jedynym nowym
elementem w ostatnich miesiącach był wielki, czarny rottweiler, który rzucał
się na niego, gdy starał się przejść przez bramkę. O dziwo reagował tak tylko
na niego...
Stwierdził jednak, że akurat tym
razem pozbycie się na trochę Mi będzie mu na rękę. Położył się na kanapie i
włączył telewizor. Nie chciało mu się spać, a poza tym potrzebował czegoś, co
zagłuszy coraz głośniejszy, teatralny szloch jego dziewczyny. Szybko przerzucił
kanały. Na MTV transmitowano koncert jakiegoś zespołu rockowego, o którym nigdy
wcześniej nie słyszał. Pogłośnił. Będzie potrzebował bardzo dużego bukietu...
Obudził się nagle, zlany zimnym
potem. Telewizor dalej był włączony. Spojrzał na zegarek. Piętnaście po
trzeciej. Przetarł twarz rękami, które ostatnio wydawały mu się strasznie
szorstkie i poszedł do kuchni napić się wody.
Nie potrafił sobie przypomnieć,
co go obudziło. Pamiętał tylko, że śniła mu się Lisza. W jego wyobrażeniach była
zawsze niską, krótkowłosą i ciagle uśmiechniętą dziewczyną o przenikliwym
spojrzeniu, w którym kryła się jakaś tajemnica. Ostatnio jednak jej wzrok robił
się coraz mniej pewny siebie a uśmiech bladł. Być może tej nocy zniknął
zupełnie... Nie pamiętał.
Nagle usłyszał dzwonek przychodzącego
połączenia. Cholera, zapomniał przestawić telefon na tryb nocny. Usłyszał
nerwowe kroki Mi w pokoju obok.
-Halo ? -numer na wyświetlaczu
był zastrzeżony.
-Vite!
Na kolejne pytanie odpowiedziała
mu tylko cisza...
-Kto to był ? -stała nad nim z
założonymi na piersiach rękami.
-Nie wiem -starał się na nią nie
patrzeć.
-Kolejna...
-Skończ! -odstawił szklankę na
stół, uderzając nią o blat. Nie pamiętał, kiedy ostatnim razem podniósł głos na
Mi. -Najlepiej po prostu stąd wyjdź.
Odwróciła się na pięcie i po
chwili słyszał już jak z hukiem wyrzuca rzeczy z szafy. Pięć minut później
wróciła do kuchni w kurtce i czapce. Przypuszczał, że torba stoi w przedpokoju.
-Kluczyki -wyciągnęła rękę w
jego stronę.
-Słucham ? -miał wrażenie, że
stara się go zabić wzrokiem.
-Jest do cholery czwarta w nocy.
Daj mi te pieprzone kluczyki. Nie mam ochoty dłużej na ciebie patrzeć.
-Na stole w salonie.
Nie próbował nawet jej
zatrzymać. Prawdę mówiąc mało go teraz obchodziła. W głowie wciąż słyszał jedno
słowo: "vite!"...
***
Obudziła się w znakomitym
humorze. Nie było ani za wcześnie, ani za późno. Miała jeszcze chwilę na szybki
prysznic i zrobienie delikatnego makijażu. Nie wiedziała co Cene lubi,
stwierdziła jednak, że nie zaszkodzi od czasu do czasu pokazać się w bardziej „kobiecym”
wydaniu. Otworzyła szafę.
„Kiedy ja ostatni raz wychodziłam z domu w sukience?” –pomyślała.
Pamiętała jednak, że jakiś czas temu kupiła jedną bordową, którą
miała ubrać na urodziny Horvata, jednak później wydała jej się zbyt „codzienna”
i w końcu założyła białą koszulę i jakieś czarne spodnie. I może dobrze
zrobiła, bo impreza przypominała bardziej stypę niż radosne przyjęcie. Tyle
tylko, że było zdecydowanie więcej alkoholu.
W końcu znalazła zgubę. Nawet miała dalej przyczepioną metkę z
ceną. No i oczywiście była okropnie pomięta.
Anna starała się przypomnieć sobie, gdzie ostatnim razem odstawiła
żelazko, kiedy nagle zadzwonił telefon. Chciała go zignorować, ale dzwonek był
na tyle irytujący, że w końcu podniosła słuchawkę.
-Tak ? –prawie warknęła. Nie miała ochoty by ktoś psuł jej ten
radosny dzień upierdliwym telefonem.
-Anna? –tylko nie on, pomyślała. –Masz być zaraz na komisariacie.
-Komisarzu, ale ja…
-Nie masz wyjścia, bo…
-Ale ja mam dziś popołudniową zmianę! –wyrzuciła z siebie te słowa
na jednym oddechu, po czym wcisnęła na ekranie czerwoną słuchawkę.
Wróciła do szukania żelazka. Nie miała ochoty na nadgodziny ani
żadne zastępstwa. To miał być jeden z lepszych poranków w jej codziennej
monotonii i nie chciała pozwolić, żeby jakiś podstarzały gbur niszczył jej
plany.
Po chwili jednak telefon zadzwonił znowu. Tym razem Eva.
-Nie przyjdę teraz.
-Anna –zaczęła jak zawsze spokojnie –wydaje mi się, że jak nie
przyjdziesz, to to będzie największa katastrofa w dziejach tego komisariatu.
-Słucham ? –co ten idiota znowu wymyślił?
-Kontrola –coś nagle zaszumiało w słuchawce. -Muszę lecieć. Horvat
sam postanowił znaleźć dokumentację ze sprawy Kosir.
-Jadę.
Sukienka poleciała w kąt pokoju, a Anna nerwowo zaczęła dobierać
elementy munduru, równocześnie naciągając na nogi rajstopy. Kontrola nie byłaby
niczym strasznym w zwykłych okolicznościach, ale patrząc na to, co ostatnio
działo się w Kranjskiej Gorze, mogli chcieć prześwietlić każdy ich ruch. Że też
nie mogli przyjechać miesiąc wcześniej!
Wiedziała, że nie ma za dużo czasu. Eva na pewno nie pozwoli dobrać
się komisarzowi do jej biurka, ale Horvat pod naciskiem z góry, będzie robić
wszystko, żeby udowodnić, kto tam rządzi. A prawda była taka, że wiedział o tym
śledztwie tyle, co ona o sytuacji politycznej na Sri Lance.
Wybiegła z domu, klnąc pod nosem bo nagle z nieba zaczął padać
deszcz. A przecież jeszcze pół godziny temu uśmiechało się do niej zza okna
piękne słońce. Co za głupi dzień!
***
-Inspektor Anna Kos –spojrzał z odrazą na swoją podwładną, która ze
sztucznym uśmiechem na twarzy podawała rękę prokuratorowi.
Co ona sobie w ogóle myśli ? Najpierw jak do niej dzwoni, to
odpowiada mu w szczeniacki sposób, a teraz nagle zjawia się tu i zamierza
zrobić z siebie gwiazdę. Proszę bardzo. Niech się tłumaczy z tego całego
burdelu. On nie podpisze się pod żadnym raportem, w którym będzie choć słowo o
nadużyciach albo niedopełnieniu procedur. Mówił przecież tej nadambitnej
idiotce, że powinni odesłać w diabły te całe śledztwa. Niech się teraz sama
męczy.
-Eva! –wiedział, że to sekretarka zadzwoniła ponownie do Kos. Cała
jego sympatia do tej młodej kobiety nagle się ulotniła. –Zrób proszę kawy dla
mnie i pana prokuratora.
-A pani Kos ? –mężczyzna posłał mu zdzwione spojrzenie, które zaraz
potem przeniósł na Annę. Horvat widział, że uśmiechnęła się triumfalnie.
-Dla mnie jak zwykle czekolada.
Co za dziecinada… Mogła choć raz zachować się jak zrównoważona
psychicznie, skoro i tak postanowiła już ośmieszać jego szanowany komisariat
swoją osobą.
Sekretarka posłusznie zniknęła za drzwiami, a Kos wróciła do
przedstawiania prokuratorowi swojego dotychczasowego raportu z dochodzenia.
Horvat ze znudzeniem przysłuchiwał się jej niezbyt wybitnym wywodom. Był
pewien, że zrobiłby to dużo lepiej.
Musiał przyznać, że kontrola go zaskoczyła. Kiedy Eva rano zawołała
go nagle, wyrywając go z dobrej, wykreślankowej passy, którą złapał po
pierwszej porannej kawie, miał ochotę rozwalić stojącą na jego biurku doniczkę.
Potem jednak dojrzał, że sekretarka nie jest sama. Stała w holu z wysokim, szpakowatym
mężczyzną w okularach. Miał mniej więcej tyle lat co Horvat, jednak komisarz
musiał przyznać, że wyglądał dużo lepiej niż on. Jego idealnie skrojony
garnitur i błyszcząca, skórzana aktówka sprawiały, że komisarz poczuł do niego
wewnętrzną niechęć połączoną z zazdrością.
Jak się później okazało stał przed nim sam prokurator Janko Rudolf,
o którym krążyły legendy, w całym policyjnym światku. Podobno kiedy Rudolf
przyjeżdżał na kontrolę, przenosiny komisarzy były tylko formalnością…
-…jak pan widzi, cała sprawa wydaje się być bardziej zagmatwana,
niż podejrzewaliśmy na początku –przewrócił oczami. Znowu te jej teorie o
morderstwie.
-Ma pani może fotografie z miejsca zbrodni ? –prokurator chyba
jednak je kupił. –I jeszcze raport od patologa! –zawołał za Kos, która zniknęła
już za drzwiami.
-Musi pan komisarz być zadowolony z tej młodej inspektor. Jest naprawdę
bystra –podniósł do ust kubek z gorącą kawą. –Sekretarka też niezła, skoro robi
taką kawę. Szczęściarz z pana.
-Oczywiście –Horvat uśmiechnął się sztucznie. „Szczęściarz?” On
chyba kpi!
-Proszę, wszystko jest tutaj –Kos wróciła szybciej niż się
spodziewał i położyła na jego biurku grubą, brązową teczkę.
-Wyśmienicie –zaczął podejrzewać, że Kos wpadła prokuratorowi w
oko. –Trop z komputerem się nie udał ? –trzymał w ręce jakąś kartkę.
-Niestety, jak na złość informatyk dalej nie przesłał odpowiedzi.
Kiedy Anna powiedziała te słowa, komisarz nagle przypomniał sobie
druki, które ostatnio przyniosła mu Eva. Podrapał się po udzie. Przecież nie
mógł się przyznać, że je wyrzucił. Nie przed Rudolfem. Postanowił, że może
później podrzuci je Annie na biurko. Na razie mogła żyć w nieświadomości. Z
resztą… to tylko kilka głupich maili.
***
To był jeden z cięższych dni,
które pamiętała. Czuła smród swojego nerwowego potu, kiedy wychodziła z
komisariatu. Oczywiście było już ciemno, a szyba w jej samochodzie pokryta była
zamarzniętym deszczem. Palce bolały ją z zimna, kiedy próbowała się pozbyć
lodowej warstwy.
-Co jeszcze może się dzisiaj
wydarzyć ? –zapytała pod nosem sama siebie, po czym wsiadła do auta, zbyt mocno
zatrzaskując za sobą drzwi.
Na szczęście chyba przypadła
temu prokuratorowi do gustu. Słyszała już kiedyś jego nazwisko i kiedy zmierzył
ją wzrokiem, gdy podawała mu rękę na przywitanie, poczuła ciarki przechodzące
jej po plecach. Ale potem było już lepiej. Na koniec zapytał nawet, czy myślała
kiedyś o karierze w sądownictwie. Wyraz twarzy Horvata w tamtym momencie był
bezcenny. Przypomni go sobie, gdy następnym razem wyrzuci jej, że kobiety w
policji do niczego się nie nadają.
Miała nadzieję, że Cene pozwoli
jej wejść pod prysznic. I że będzie miał coś do jedzenia. Burczenie jej brzucha
zagłuszało nawet radio. Mocniej nacisnęła pedał gazu.
Anna!
Pewnie
kiedy to przeczytasz, będę już w Dolenji Vas. Chciałem rano się pożegnać, ale
cię nie zastałem.
Mam nadzieję, że znajdziesz tę karteczkę.
To
co się wydarzyło między nami to przeszłość. Proszę uszanuj to.
Cene.
Wiem, że z lekkim poślizgiem, ale mam nadzieję, że mimo to, tych 1706 słów przypadnie wam do gustu :)
Dziękuję, za komentarze i życzenia świąteczne ! Jesteście cudowni :)
Do soboty!
Sladkie sanje in lahko noc! ;*