środa, 20 kwietnia 2016

Rozdział XXII

                -Nareszcie!
                Nik Horvat stał pod drzwiami komisariatu, przyklejając się plecami do ściany. Pomimo czerwonej ze złości twarzy, wyglądał naprawdę zabawnie. Wyraźnie próbował uniknąć obficie padającego deszczu, ale jego wielki brzuch, który zazwyczaj raczył określać raczej jako mięsień piwny, uparcie wystawał poza niewielki obszar, który pozostawał suchy dzięki, staremu i w niektórych miejscach dziurawemu już, zadaszeniu.
                Anna złożyła swój nowy, czerwony parasol i zaczęła przeglądać zawartość przewieszonej przez ramię, sporej kopertówki.
                -Evy nie ma ? –zapytała, nie patrząc na komisarza. Siłowała się właśnie z zamkiem bocznej kieszonki.
                -Ma urlop –przekręcił się tak, że woda kapała teraz na jego plecy. Jedna kropla zabłądziła nagle za kołnierz starej, granatowej puchówki. –Cholerny deszcz!
                Anna pomyślała, że w zasadzie komisarz sam powinien zadbać o otwarcie posterunku, ale pytanie Horvata o to, gdzie są jego klucze, przyniosłoby taki sam efekt, jakby ktoś zapytał ją gdzie leży Bongao. Jak na złość czarna, skórzana torebka wyjątkowo nie chciała z nią dziś współpracować, za to deszcz zacinał coraz mocniej i dostrzegła, ze komisarz zaczął nerwowo tupać nogą. Zaklinała w myślach rzeczywistość, prosząc równocześnie jakąś nieokreśloną bliżej Siłę Wyższą o to, by dość pokaźny klucz z niebieską nasadką z logo słoweńskiej policji jednak się znalazł. Już dawno miała przypiąć go do swoich domowych, lecz odkąd pracowała z nimi Eva w zasadzie go nie potrzebowała.
                -Masz ten cholerny klucz ? –kurtka komisarza musiała pamiętać jeszcze czasy Jugosławii i wyglądała teraz jak bardzo stary i bardzo mokry worek na śmieci. Podała mu parasol, a sama założyła kaptur. Jej wierzchnie okrycie było w zdecydowanie lepszym stanie.
                -Muszę sprawdzić w samochodzie.
                Przebiegła przez parking. Na szczęście nie zaparkowała daleko. Szybko wślizgnęła się do środka. Od razu poczuła swój ulubiony odświeżacz powietrza o zapachu owoców leśnych. Zrobiła trzy głębokie wdechy i zajrzała do schowka.
                -Tu jesteś!
                Klucz leżał spokojnie obok starej paczki zwilgotniałych już chusteczek higienicznych. Anna sięgnęła po zgubę, ale kiedy trzymała ją już w palcach, czując jej zimno i nieznaczny ciężar, nagle wpadł jej do głowy pewien pomysł…

                -Przykro mi, ale klucz musiał zostać w mieszkaniu. Możemy po niego podjechać. To dosłownie pięć minut drogi stąd –posłała komisarzowi niewinne spojrzenie.
                -My ? –wyobrażała sobie jakie wymyślne przekleństwa przeszły właśnie przez jego głowę. Spojrzał na nią takim wzrokiem, jakby chciał wymierzyć jej solidny cios, trzymanym w sinej z zimna dłoni, parasolem.
                -No pomyślałam, że… -urwała, wciąż nieznacznie się uśmiechając –że komisarz nie ma ochoty dalej moknąć. Ale oczywiście mogę to załatwić sama.
                Odwróciła się i zaczęła iść w stronę samochodu. Była przekonana, że zaraz...
                -Poczekaj! –sunął w jej kierunku z miną adwokata, który właśnie przegrał w sądzie dziecinnie łatwą rozprawę. Wskazała mu zapraszającym gestem miejsce po stronie pasażera. –Baba za kółkiem... –spojrzała na niego pytającym wzrokiem, czekając aż wsiądzie. –Dobrze, dobrze. Nie będę tu stał i czekał aż ktoś zobaczy, że na tym przeklętym zadupiu komisarz nie może nawet w godnych warunkach dostać się na swój własny posterunek.
                Kiedy już wpakował swój gruby tyłek do samochodu, Anna uśmiechnęła się pod nosem i powoli docisnęła pedał gazu. W końcu postawiła na swoim. I złapała komisarza w pułapkę.

***

                -Chwila! –siedział wciśnięty w ten okropnie mały samochód, w którym na dodatek okropnie słodko cuchnęło i z uwagą obserwował zachowanie swojej podwładnej. Nigdy nie miał zaufania do innych kierowców. A już w szczególności do kobiet. –Gdzie ty do cholery jedziesz ?
                Kos zrobiła właśnie ostry zakręt i zatrzymała się na parkingu pod jedynym w Kranjskiej Gorze mini centrum handlowym, na który składały się trzy sklepy, cukiernia i mała, prywatna apteka, której, z tego co wiedział, miejscowi wróżyli rychłe bankructwo.
                -Mała przerwa –przekręciła kluczyk, gasząc silnik i uśmiechnęła się do niego w taki sposób, że miał ochotę sięgnąć po służbową pałkę.
                -Słucham ?
                -Pomyślałam, że miejscowa pracownia informatyczna już dawno nie była kontrolowana przez służby porządkowe. Zgodzi się pan ze mną, komisarzu ?
                O czym ona w ogóle mówi ? Przecież nigdy nie prowadzili podobnych kontroli. Nie był nawet pewien, czy do takowych mieli jakiekolwiek prawo. Popatrzył na nią szeroko otwartymi oczami. Uśmiechnęła się ironicznie.
                Idiotka! Przecież wcale nie chodzi jej o żadną rewizję. Dopiero teraz przypomniał sobie o tych nieszczęsnych mailach, które ciągle leżały w jego śmietniku pod biurkiem.
                -Natychmiast wracamy na komisariat!
                -Nigdzie nie wracam –chwyciła za klamkę. –Jeśli pan komisarz sobie życzy, zostawię włączone radio. Myślę jednak –obniżyła ton głosu do szeptu –że ludzie szybko zauważa znudzonego swoją pracą policjanta i zaczną plotkować –popatrzyła na niego z wyższością, a ten głupi uśmieszek zszedł z jej twarzy. Miał ochotę udusić ją gołymi rękami. –A sprawa Lany, mimo wszystko, dalej budzi wśród miejscowych duże emocje. Ludzie nie są głupi, komisarzu.
                Nie są. I ty też chyba nie jesteś – pomyślał i wysiadł z samochodu. Zatrzasnął z całej siły drzwi i rozłożył parasol. Nie miał zamiaru się z nią dzielić. Jest młoda, to może sobie moknąć. Z resztą na swoje własne życzenie.
                -Prowadź!

***

                Horvat wszedł w swoją rolę lepiej, niż mogła się tego spodziewać. Jego lęk przed utratą szacunku w oczach opinii publicznej, nawet jeśli ograniczała się ona tylko do pięciotysięcznej populacji niewielkiego, słoweńskiego kurortu narciarskiego, jak zwykle okazał się idealnym argumentem. Komisarz grał pod jej dyktando, nawet jeśli nie do końca był tego świadomy.
                Anna umierała w duchu ze śmiechu, kiedy Horvat, wymachując biednej, wystraszonej sekretarce służbową legitymacją przed nosem, zażądał, by ta natychmiast zadzwoniła do swojego pracodawcy, bo są właśnie na zaawansowanym etapie międzynarodowego śledztwa, a informacje uzyskane od niego mogą okazać się kluczowe. Mówił to takim tonem, że dwie, stojące przy używanych komputerach na sprzedaż, kobiety odwróciły się w ich stronę, po czym szybko zaczęły coś szeptać między sobą i jedna z nich z uznaniem pokiwała głową.
                Kos tylko na to czekała. Teraz była już pewna, że zdobędzie to czego chce przy, mniej lub bardziej świadomej, aprobacie tego starego gbura. Zapomniała nawet o silnym bólu palca, który potęgowały zbyt ciasne i twarde buty.
                -Dzień dobry.
                W drzwiach stanął wysoki mężczyzna o silnych, barczystych ramionach i uśmiechnął się do swojej sekretarki, która cicho odetchnęła w tym momencie z ulgą.
                -W czym mogę państwu pomóc ?
                -Prowadzimy rutynową kontrolę, a przy okazji mamy kilka pytań –Horvat przejął inicjatywę, co wyraźnie zdumiało Annę.
                -Oczywiście –inspektor pamiętała, że kiedy pierwszy raz rozmawiała z miejscowym informatykiem, również był niezwykle miły i sprawiał wrażenie, że zna się dobrze na tym, co robi. –Zapraszam do biura. Panie przodem –otworzył drzwi do niewielkiego pomieszczenia po prawej stronie Anny i wpuścił ją do środka. Widziała, że komisarz się zawahał.
                -Zostanę tutaj i sprawdzę kilka rzeczy. Liczę, że pana sekretarka będzie tak miła i pokaże mi oprogramowanie i no… -podrapał się po skroni –no to wszystko, co trzeba.
                -Nie ma problemu, Inga na pewno odpowie na każde pytanie –uśmiechnął się nad ramieniem Horvata do swojej podwładnej, jak gdyby chcąc jej dodać otuchy. Anna już zaczęła współczuć blondynce. –Sama jest świetnym, choć dopiero początkującym informatykiem.
                Zamknął za sobą drzwi. Gabinet nie przypominał w żadnym stopniu stereotypowej pracowni informatyka. Anna miała raczej wrażenie jakby znalazła się w biurze wziętego architekta z wieloletnim stażem. Kolory ścian doskonale zgrywały się z meblami i fakturami materiałów, z których wykonane były zasłony i poduszki leżące na małej, skórzanej sofie. Dominowała szarość i biel, choć gdzieniegdzie stały czerwone dodatki. Jedną ścianę zajmowały różnorodne certyfikaty i dyplomy, oprawione w stylowe ramki. Oczywiście centralne miejsce zajmowało duże, mahoniowe biurko, na którym stały dwa monitory. Inspektor rozsiadła się wygodnie w fotelu naprzeciwko informatyka.
                -My chyba mieliśmy już przyjemność współpracować. Aspirant Kos, prawda ?
                -Inspektor. Tak, zostawiłam u pana laptop związany ze śledztwem.
                -Oczywiście. Miałem z nim trochę zabawy –uśmiechnął się przyjaźnie, podsuwając Annie talerzyk z ciasteczkami. –Liczę, że moja praca na coś się przydała ?
                -No tego nie miałam jeszcze możliwości sprawdzić –ugryzła kawałek smakołyku i czekała na reakcję rozmówcy. Liczyła co najmniej na dobrą wymówkę.
                -Nie ? –zmarszczył czoło. –Przecież wysłałem to wszystko faksem. Dostałem nawet informację zwrotną od… –przerzucił coś szybko palcem na trzymanym w ręce telefonie –niejakiej pani Evy Duh.
                Patrzył na nią pytającym wzrokiem. W Annie gotowało się ze złości. Horvat! Ten stary, zgrzybiały policjant od siedmiu boleści. To dlatego nie chciał jej pozwolić tutaj przyjechać wczoraj.
                -Kiedy to było ? –starała się opanować głos, choć miała ochotę krzyczeć.
                -22 marca. Poniedziałek.
                -Chyba mamy mały bałagan w dokumentacji –zacisnęła dłonie w pięści pod stołem, kiedy uświadomiła sobie, że to było dokładnie dzień przed wypadkiem Ceneta. –Czy mógłby pan pokazać mi te pliki. Może z dodatkowym komentarzem więcej uda się wyłapać.
                Sztuczny uśmiech przykleił się do jej twarzy. Mężczyzna dalej patrzył na nią z lekkim politowaniem, ale szybko podłączył telefon do jakiegoś kabelka, stuknął kilka razy myszką i odwrócił monitor w stronę Anny.
                -Proszę. Skoro pani tego wcześniej nie widziała, to powiem tylko, że wyciągałem te pliki z dysku. Ktoś kilkakrotnie próbował się ich pozbyć, ale na szczęście nie nagrał nic w ich miejsce i mogłem spokojnie je odzyskać –podsunął Annie podkładkę z myszką. –Zdjęcia, o ile data w aparacie była dobrze ustawiona, są mniej więcej sprzed trzech lat.
                Przesuwała powoli suwakiem w dół. Zdjęcia były bardzo podobne do tego, które Cene dostał od rodziców Kosir. Wszystkie z Paryża. Na żadnym Lana nawet nie próbowała ukryć swoich blizn. Na niektórych wręcz się nimi chwaliła. Jedno z nich było wykadrowane tak, żeby wyglądało jakby Kosir nabijała swój zakrwawiony nadgarstek na szczyt piramidy Luwru. Anna zamrugała kilkukrotnie. Zaczęła się zastanawiać, jak Horvat mógł to zignorować…
                -Ile tego jest ?
                -30 zdjęć i kilka maili.
                -Świetnie –westchnęła głęboko. –Mogę zobaczyć te wiadomości ?
                -Jasne.
                Zaczęła czytać. Czuła, że pocą jej się palce…
                -Wiadomo z kiedy są  ?
                -Daty na górze.
                -A faktycznie –cztery miesiące. –Dziękuję.
               


Lisza!
Już czas. Działaj.
„Pan rzekł do szatana: Oto wszystko, co do niego należy, jest w twojej mocy. Ale nie podnoś ręki na niego samego”.
Je meprise mon existence


                Następne były już wysyłane przez „Liszę”. Tylko dwie, krótkie wiadomości. Żadnej odpowiedzi. Anna spisała do notatnika adres odbiorcy.


Cześć. Jestem Lisza. Nie znamy się, chociaż ja ciągle mogę Cię obserwować.
Odezwij się.


Byłeś dzisiaj tam, gdzie chodzisz tylko wtedy, kiedy chcesz popłakać.
Co się stało ?
Odpowiedz. Lisza.



                O co w tym do cholery chodzi ?
                -Może to pan dla mnie wydrukować ? –ciągle nie odrywała wzroku od treści maili.
                -Chwilka.
                Włączył drukarkę. Maszyna szybko wypluwała kolejne strony, zadrukowane zdjęciami i tekstem. Podał jej gotowy plik i uśmiechnął się przyjaźnie.
                -Mogę w czymś jeszcze pani inspektor pomóc ?
                -Tak. Potrzebuję sprawdzić jedną stronę. Jednak dostęp do niej ogranicza francuska blokada.
                -Zaraz to sprawdzę. Może pani wpisać adres ? –podsunął jej klawiaturę. Anna znała link na pamięć.

                Chwilę później do jej wydruków dołączyły print screeny francuskiego bloga zatytułowanego „Les Enfants de Job”.
                Dzieci Hioba…


***


„Twoi synowie i córki jedli i pili wino w domu najstarszego syna. Nagle od strony pustyni nadciągnął gwałtowny wicher, wstrząsnął czterema narożnikami domu, zawalił go na dzieci i wszystkie zginęły.”
/Hi 1, 18-19/



Kochani !
Z małym poślizgiem, ale za to trochę więcej niż zwykle :)
Licznik wyświetleń zbliża się do 10 tys.!! Z tej okazji stawiam wszystkim czytelnikom piwo (nieletnim soczek), o ile oczywiście odwiedzicie mnie w naszej pięknej stolicy :D 
Coraz bliżej do końca ... 
Dziękuję, że jesteście ze mną :* 
Do weekendu ! 

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział!!! Aż chce się czytać dalej i dalej. Czekam na następny ;) A co do zaproszenia to bardzo kusząca propozycja, już sprawdzam autobusy ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Genialny rozdział! O kurde, czyżby Lisza to Lana?! Ja chce kolejny i to już! Kocham, po prostu kocham 😍😍😍
    I ja Cię z pewnością odwiedzę, jak nie oddasz mi Cene. 😜
    Nie no, naprawdę, nie mogę wytrzymać w tym strasznym oczekiwaniu. Z jednej strony jest to mega wciągające, ale tęsknię za nim 💗 Ukochałam sobie go w tym opowiadaniu.
    Pozdrawiam ciepło i czekam na kolejny 💕💕💕

    OdpowiedzUsuń
  3. Horvat i jego szowinizm mnie denerwuje, ale naprawdę, miałam bekę i śmiechałam mocno, gdy to czytałam, haha XD
    DOBRZE CZUŁAM, ŻE LISZA TO LANA, jestem dektektywem, haha XD
    czekam na kolejny i gratuluję prawie 10k wyświetleń!!💕

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow, kompletnie nie spodziewałam się takiego rozwoju akcji, nie mam pojęcia co tam dalej planujesz, ale czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały 😉

    OdpowiedzUsuń
  5. Super!!! Wciąż nas trzymasz w Napięciu :) Brawo. Serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję na piwko już niedługo ;-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej :D
    Ten moment, kiedy przypominasz sobie, że nie zostawiłaś po sobie śladu, chociaż myślałaś na 100% że już to zrobiłaś :D
    No więc powtarzam znów - uwielbiam czytać Twoje opowiadanie! Już od dawna wiedziałam, że Lisza to Lana, czuję się taka bystra :D
    Czuję,że masz w zanadrzu coś dużego, więc czekam czekam na więcej :*
    Weny :)

    OdpowiedzUsuń