-Nareszcie!
Nik
Horvat stał pod drzwiami komisariatu, przyklejając się plecami do ściany.
Pomimo czerwonej ze złości twarzy, wyglądał naprawdę zabawnie. Wyraźnie
próbował uniknąć obficie padającego deszczu, ale jego wielki brzuch, który
zazwyczaj raczył określać raczej jako mięsień piwny, uparcie wystawał poza
niewielki obszar, który pozostawał suchy dzięki, staremu i w niektórych
miejscach dziurawemu już, zadaszeniu.
Anna
złożyła swój nowy, czerwony parasol i zaczęła przeglądać zawartość
przewieszonej przez ramię, sporej kopertówki.
-Evy
nie ma ? –zapytała, nie patrząc na komisarza. Siłowała się właśnie z zamkiem
bocznej kieszonki.
-Ma
urlop –przekręcił się tak, że woda kapała teraz na jego plecy. Jedna kropla
zabłądziła nagle za kołnierz starej, granatowej puchówki. –Cholerny deszcz!
Anna
pomyślała, że w zasadzie komisarz sam powinien zadbać o otwarcie posterunku,
ale pytanie Horvata o to, gdzie są jego klucze, przyniosłoby taki sam efekt,
jakby ktoś zapytał ją gdzie leży Bongao. Jak na złość czarna, skórzana torebka
wyjątkowo nie chciała z nią dziś współpracować, za to deszcz zacinał coraz
mocniej i dostrzegła, ze komisarz zaczął nerwowo tupać nogą. Zaklinała w
myślach rzeczywistość, prosząc równocześnie jakąś nieokreśloną bliżej Siłę
Wyższą o to, by dość pokaźny klucz z niebieską nasadką z logo słoweńskiej policji
jednak się znalazł. Już dawno miała przypiąć go do swoich domowych, lecz odkąd
pracowała z nimi Eva w zasadzie go nie potrzebowała.
-Masz
ten cholerny klucz ? –kurtka komisarza musiała pamiętać jeszcze czasy Jugosławii
i wyglądała teraz jak bardzo stary i bardzo mokry worek na śmieci. Podała mu
parasol, a sama założyła kaptur. Jej wierzchnie okrycie było w zdecydowanie
lepszym stanie.
-Muszę
sprawdzić w samochodzie.
Przebiegła
przez parking. Na szczęście nie zaparkowała daleko. Szybko wślizgnęła się do
środka. Od razu poczuła swój ulubiony odświeżacz powietrza o zapachu owoców
leśnych. Zrobiła trzy głębokie wdechy i zajrzała do schowka.
-Tu
jesteś!
Klucz
leżał spokojnie obok starej paczki zwilgotniałych już chusteczek higienicznych.
Anna sięgnęła po zgubę, ale kiedy trzymała ją już w palcach, czując jej zimno i
nieznaczny ciężar, nagle wpadł jej do głowy pewien pomysł…
-Przykro
mi, ale klucz musiał zostać w mieszkaniu. Możemy po niego podjechać. To dosłownie
pięć minut drogi stąd –posłała komisarzowi niewinne spojrzenie.
-My
? –wyobrażała sobie jakie wymyślne przekleństwa przeszły właśnie przez jego
głowę. Spojrzał na nią takim wzrokiem, jakby chciał wymierzyć jej solidny cios,
trzymanym w sinej z zimna dłoni, parasolem.
-No
pomyślałam, że… -urwała, wciąż nieznacznie się uśmiechając –że komisarz nie ma
ochoty dalej moknąć. Ale oczywiście mogę to załatwić sama.
Odwróciła
się i zaczęła iść w stronę samochodu. Była przekonana, że zaraz...
-Poczekaj!
–sunął w jej kierunku z miną adwokata, który właśnie przegrał w sądzie
dziecinnie łatwą rozprawę. Wskazała mu zapraszającym gestem miejsce po stronie
pasażera. –Baba za kółkiem... –spojrzała na niego pytającym wzrokiem, czekając aż
wsiądzie. –Dobrze, dobrze. Nie będę tu stał i czekał aż ktoś zobaczy, że na tym
przeklętym zadupiu komisarz nie może nawet w godnych warunkach dostać się na
swój własny posterunek.
Kiedy
już wpakował swój gruby tyłek do samochodu, Anna uśmiechnęła się pod nosem i
powoli docisnęła pedał gazu. W końcu postawiła na swoim. I złapała komisarza w
pułapkę.
***
-Chwila!
–siedział wciśnięty w ten okropnie mały samochód, w którym na dodatek okropnie
słodko cuchnęło i z uwagą obserwował zachowanie swojej podwładnej. Nigdy nie
miał zaufania do innych kierowców. A już w szczególności do kobiet. –Gdzie ty
do cholery jedziesz ?
Kos
zrobiła właśnie ostry zakręt i zatrzymała się na parkingu pod jedynym w
Kranjskiej Gorze mini centrum handlowym, na który składały się trzy sklepy,
cukiernia i mała, prywatna apteka, której, z tego co wiedział, miejscowi
wróżyli rychłe bankructwo.
-Mała
przerwa –przekręciła kluczyk, gasząc silnik i uśmiechnęła się do niego w taki
sposób, że miał ochotę sięgnąć po służbową pałkę.
-Słucham
?
-Pomyślałam,
że miejscowa pracownia informatyczna już dawno nie była kontrolowana przez
służby porządkowe. Zgodzi się pan ze mną, komisarzu ?
O
czym ona w ogóle mówi ? Przecież nigdy nie prowadzili podobnych kontroli. Nie
był nawet pewien, czy do takowych mieli jakiekolwiek prawo. Popatrzył na nią
szeroko otwartymi oczami. Uśmiechnęła się ironicznie.
Idiotka!
Przecież wcale nie chodzi jej o żadną rewizję. Dopiero teraz przypomniał sobie
o tych nieszczęsnych mailach, które ciągle leżały w jego śmietniku pod
biurkiem.
-Natychmiast
wracamy na komisariat!
-Nigdzie
nie wracam –chwyciła za klamkę. –Jeśli pan komisarz sobie życzy, zostawię
włączone radio. Myślę jednak –obniżyła ton głosu do szeptu –że ludzie szybko
zauważa znudzonego swoją pracą policjanta i zaczną plotkować –popatrzyła na
niego z wyższością, a ten głupi uśmieszek zszedł z jej twarzy. Miał ochotę
udusić ją gołymi rękami. –A sprawa Lany, mimo wszystko, dalej budzi wśród
miejscowych duże emocje. Ludzie nie są głupi, komisarzu.
Nie
są. I ty też chyba nie jesteś – pomyślał i wysiadł z samochodu. Zatrzasnął z
całej siły drzwi i rozłożył parasol. Nie miał zamiaru się z nią dzielić. Jest
młoda, to może sobie moknąć. Z resztą na swoje własne życzenie.
-Prowadź!
***
Horvat
wszedł w swoją rolę lepiej, niż mogła się tego spodziewać. Jego lęk przed
utratą szacunku w oczach opinii publicznej, nawet jeśli ograniczała się ona
tylko do pięciotysięcznej populacji niewielkiego, słoweńskiego kurortu
narciarskiego, jak zwykle okazał się idealnym argumentem. Komisarz grał pod jej
dyktando, nawet jeśli nie do końca był tego świadomy.
Anna
umierała w duchu ze śmiechu, kiedy Horvat, wymachując biednej, wystraszonej
sekretarce służbową legitymacją przed nosem, zażądał, by ta natychmiast
zadzwoniła do swojego pracodawcy, bo są właśnie na zaawansowanym etapie
międzynarodowego śledztwa, a informacje uzyskane od niego mogą okazać się
kluczowe. Mówił to takim tonem, że dwie, stojące przy używanych komputerach na
sprzedaż, kobiety odwróciły się w ich stronę, po czym szybko zaczęły coś szeptać
między sobą i jedna z nich z uznaniem pokiwała głową.
Kos
tylko na to czekała. Teraz była już pewna, że zdobędzie to czego chce przy,
mniej lub bardziej świadomej, aprobacie tego starego gbura. Zapomniała nawet o
silnym bólu palca, który potęgowały zbyt ciasne i twarde buty.
-Dzień
dobry.
W
drzwiach stanął wysoki mężczyzna o silnych, barczystych ramionach i uśmiechnął
się do swojej sekretarki, która cicho odetchnęła w tym momencie z ulgą.
-W
czym mogę państwu pomóc ?
-Prowadzimy
rutynową kontrolę, a przy okazji mamy kilka pytań –Horvat przejął inicjatywę,
co wyraźnie zdumiało Annę.
-Oczywiście
–inspektor pamiętała, że kiedy pierwszy raz rozmawiała z miejscowym
informatykiem, również był niezwykle miły i sprawiał wrażenie, że zna się
dobrze na tym, co robi. –Zapraszam do biura. Panie przodem –otworzył drzwi do
niewielkiego pomieszczenia po prawej stronie Anny i wpuścił ją do środka.
Widziała, że komisarz się zawahał.
-Zostanę
tutaj i sprawdzę kilka rzeczy. Liczę, że pana sekretarka będzie tak miła i
pokaże mi oprogramowanie i no… -podrapał się po skroni –no to wszystko, co
trzeba.
-Nie
ma problemu, Inga na pewno odpowie na każde pytanie –uśmiechnął się nad
ramieniem Horvata do swojej podwładnej, jak gdyby chcąc jej dodać otuchy. Anna
już zaczęła współczuć blondynce. –Sama jest świetnym, choć dopiero
początkującym informatykiem.
Zamknął
za sobą drzwi. Gabinet nie przypominał w żadnym stopniu stereotypowej pracowni
informatyka. Anna miała raczej wrażenie jakby znalazła się w biurze wziętego
architekta z wieloletnim stażem. Kolory ścian doskonale zgrywały się z meblami
i fakturami materiałów, z których wykonane były zasłony i poduszki leżące na
małej, skórzanej sofie. Dominowała szarość i biel, choć gdzieniegdzie stały
czerwone dodatki. Jedną ścianę zajmowały różnorodne certyfikaty i dyplomy,
oprawione w stylowe ramki. Oczywiście centralne miejsce zajmowało duże,
mahoniowe biurko, na którym stały dwa monitory. Inspektor rozsiadła się
wygodnie w fotelu naprzeciwko informatyka.
-My
chyba mieliśmy już przyjemność współpracować. Aspirant Kos, prawda ?
-Inspektor.
Tak, zostawiłam u pana laptop związany ze śledztwem.
-Oczywiście.
Miałem z nim trochę zabawy –uśmiechnął się przyjaźnie, podsuwając Annie
talerzyk z ciasteczkami. –Liczę, że moja praca na coś się przydała ?
-No
tego nie miałam jeszcze możliwości sprawdzić –ugryzła kawałek smakołyku i
czekała na reakcję rozmówcy. Liczyła co najmniej na dobrą wymówkę.
-Nie
? –zmarszczył czoło. –Przecież wysłałem to wszystko faksem. Dostałem nawet
informację zwrotną od… –przerzucił coś szybko palcem na trzymanym w ręce
telefonie –niejakiej pani Evy Duh.
Patrzył
na nią pytającym wzrokiem. W Annie gotowało się ze złości. Horvat! Ten stary,
zgrzybiały policjant od siedmiu boleści. To dlatego nie chciał jej pozwolić
tutaj przyjechać wczoraj.
-Kiedy
to było ? –starała się opanować głos, choć miała ochotę krzyczeć.
-22
marca. Poniedziałek.
-Chyba
mamy mały bałagan w dokumentacji –zacisnęła dłonie w pięści pod stołem, kiedy
uświadomiła sobie, że to było dokładnie dzień przed wypadkiem Ceneta. –Czy mógłby
pan pokazać mi te pliki. Może z dodatkowym komentarzem więcej uda się wyłapać.
Sztuczny
uśmiech przykleił się do jej twarzy. Mężczyzna dalej patrzył na nią z lekkim
politowaniem, ale szybko podłączył telefon do jakiegoś kabelka, stuknął kilka
razy myszką i odwrócił monitor w stronę Anny.
-Proszę.
Skoro pani tego wcześniej nie widziała, to powiem tylko, że wyciągałem te pliki
z dysku. Ktoś kilkakrotnie próbował się ich pozbyć, ale na szczęście nie nagrał
nic w ich miejsce i mogłem spokojnie je odzyskać –podsunął Annie podkładkę z
myszką. –Zdjęcia, o ile data w aparacie była dobrze ustawiona, są mniej więcej
sprzed trzech lat.
Przesuwała
powoli suwakiem w dół. Zdjęcia były bardzo podobne do tego, które Cene dostał
od rodziców Kosir. Wszystkie z Paryża. Na żadnym Lana nawet nie próbowała ukryć
swoich blizn. Na niektórych wręcz się nimi chwaliła. Jedno z nich było
wykadrowane tak, żeby wyglądało jakby Kosir nabijała swój zakrwawiony
nadgarstek na szczyt piramidy Luwru. Anna zamrugała kilkukrotnie. Zaczęła się
zastanawiać, jak Horvat mógł to zignorować…
-Ile
tego jest ?
-30
zdjęć i kilka maili.
-Świetnie
–westchnęła głęboko. –Mogę zobaczyć te wiadomości ?
-Jasne.
Zaczęła
czytać. Czuła, że pocą jej się palce…
-Wiadomo
z kiedy są ?
-Daty
na górze.
-A
faktycznie –cztery miesiące. –Dziękuję.
Lisza!
Już czas. Działaj.
„Pan
rzekł do szatana: Oto wszystko, co do niego należy, jest w twojej mocy. Ale nie
podnoś ręki na niego samego”.
Je meprise
mon existence
Następne
były już wysyłane przez „Liszę”. Tylko dwie, krótkie wiadomości. Żadnej
odpowiedzi. Anna spisała do notatnika adres odbiorcy.
Cześć. Jestem Lisza. Nie znamy się, chociaż ja
ciągle mogę Cię obserwować.
Odezwij się.
Byłeś dzisiaj tam, gdzie chodzisz tylko
wtedy, kiedy chcesz popłakać.
Co się stało ?
Odpowiedz. Lisza.
O
co w tym do cholery chodzi ?
-Może
to pan dla mnie wydrukować ? –ciągle nie odrywała wzroku od treści maili.
-Chwilka.
Włączył
drukarkę. Maszyna szybko wypluwała kolejne strony, zadrukowane zdjęciami i
tekstem. Podał jej gotowy plik i uśmiechnął się przyjaźnie.
-Mogę
w czymś jeszcze pani inspektor pomóc ?
-Tak.
Potrzebuję sprawdzić jedną stronę. Jednak dostęp do niej ogranicza francuska
blokada.
-Zaraz
to sprawdzę. Może pani wpisać adres ? –podsunął jej klawiaturę. Anna znała link
na pamięć.
Chwilę
później do jej wydruków dołączyły print screeny francuskiego bloga zatytułowanego
„Les Enfants de Job”.
Dzieci Hioba…
***
„Twoi
synowie i córki jedli i pili wino w domu najstarszego syna. Nagle od strony
pustyni nadciągnął gwałtowny wicher, wstrząsnął czterema narożnikami domu,
zawalił go na dzieci i wszystkie zginęły.”
/Hi 1, 18-19/
/Hi 1, 18-19/
Kochani !
Z małym poślizgiem, ale za to trochę więcej niż zwykle :)
Licznik wyświetleń zbliża się do 10 tys.!! Z tej okazji stawiam wszystkim czytelnikom piwo (nieletnim soczek), o ile oczywiście odwiedzicie mnie w naszej pięknej stolicy :D
Coraz bliżej do końca ...
Dziękuję, że jesteście ze mną :*
Do weekendu !
Świetny rozdział!!! Aż chce się czytać dalej i dalej. Czekam na następny ;) A co do zaproszenia to bardzo kusząca propozycja, już sprawdzam autobusy ;)
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział! O kurde, czyżby Lisza to Lana?! Ja chce kolejny i to już! Kocham, po prostu kocham 😍😍😍
OdpowiedzUsuńI ja Cię z pewnością odwiedzę, jak nie oddasz mi Cene. 😜
Nie no, naprawdę, nie mogę wytrzymać w tym strasznym oczekiwaniu. Z jednej strony jest to mega wciągające, ale tęsknię za nim 💗 Ukochałam sobie go w tym opowiadaniu.
Pozdrawiam ciepło i czekam na kolejny 💕💕💕
Horvat i jego szowinizm mnie denerwuje, ale naprawdę, miałam bekę i śmiechałam mocno, gdy to czytałam, haha XD
OdpowiedzUsuńDOBRZE CZUŁAM, ŻE LISZA TO LANA, jestem dektektywem, haha XD
czekam na kolejny i gratuluję prawie 10k wyświetleń!!💕
Wow, kompletnie nie spodziewałam się takiego rozwoju akcji, nie mam pojęcia co tam dalej planujesz, ale czekam z niecierpliwością na kolejne rozdziały 😉
OdpowiedzUsuńSuper!!! Wciąż nas trzymasz w Napięciu :) Brawo. Serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję na piwko już niedługo ;-)
OdpowiedzUsuńHej :D
OdpowiedzUsuńTen moment, kiedy przypominasz sobie, że nie zostawiłaś po sobie śladu, chociaż myślałaś na 100% że już to zrobiłaś :D
No więc powtarzam znów - uwielbiam czytać Twoje opowiadanie! Już od dawna wiedziałam, że Lisza to Lana, czuję się taka bystra :D
Czuję,że masz w zanadrzu coś dużego, więc czekam czekam na więcej :*
Weny :)