Pozwólcie, że dziś wyjątkowo zacznę od krótkiej notki.
Wchodzimy właśnie w inną część "Zaginionej", która jest równocześnie retrospekcją dotyczącą... A z resztą, sami zobaczycie :) Będzie to kilka krótkich rozdziałów, zatytułowanych "DZIECI HIOBA".
Początek wydaje się znajomy ?? ;)
Miłego czytania :*
Paryż, 25 lipca 2013r.
Wiedziała, że nie jest sama bo w
powietrzu dało się wyczuć zapach męskich perfum. Była pewna, że już kiedyś się
z nim spotykała, ale teraz nie umiała sobie przypomnieć gdzie. Umysł nie
pracował tak jakby sobie tego życzyła. Zamroczony silnymi lekami, z trudem
łączył informacje, nie mówiąc już o kojarzeniu wspomnień z przeszłości z tym,
co były jeszcze w stanie odbierać jej zmysły.
Oprócz silnego piżmowego
zapachu, czuła też zimno, które przenikało ją do szpiku kości. Nie pamiętała
gdzie jest, ani dlaczego wokół panuje taki chłód. A może to tylko jej organizm
w tak szybkim tempie tracił ciepło? Na
to pytanie też nie znała odpowiedzi.
Leżała na czymś miękkim i
delikatnym w dotyku, jednak nie mogła poruszyć żadną częścią ciała, a oczy
łzawiły tak bardzo, że wolała je zamknąć. Raz czy dwa próbowała wydobyć z
siebie jakikolwiek dźwięk ale najwidoczniej paraliż dosięgnął także krtań i
struny głosowe. W jej głowie pojawiały się pytania bez odpowiedzi, które
sprawiały, że czuła się jeszcze bardziej
bezbronna. Po czasie zrozumiała, że jest naga.
-Lisza. Obudziłaś się.
Ten głos. Niski baryton,
podchodzący już prawie pod bas. Trochę podobny do głosu jej ojca, a jednak tak
bardzo od niego różny. Chłodny, przepełniony nieodgadnionym bólem.
Ból. Zimno. Ból…
-Nie bój się. Udało się.
Ale co się udało ? Chciała sobie
przypomnieć. Resztkami sił zaczęła intensywnie szukać informacji w pamięci,
jednak czuła tylko ogarniające ją poczucie pustki. Jej umysł zakryty był mgłą,
tak gęstą, że nie potrafiła sobie nawet przypomnieć do kogo należy, odbijający
się teraz echem od pustych ścian, głos. A przecież na pewno go znała. I znała
ten zapach.
-Spokojnie –poczuła, że ktoś
przykłada rękę do jej czoła. Przypominało to ruch, jakim matka sprawdza, czy
jej dziecko nie ma gorączki, jednak dłoń, która ją dotknęła, była szorstka i
zimna. Poczuła jak po nagich plecach przechodzi ją dreszcz. Powinna się bać ?
-Spokojnie –głos stał się
bardziej stanowczy, choć dało się w nim wyczuć nikłą nutę troski. –Nie otwieraj
oczu. Jeszcze nie.
Ból.
Jej nadgarstki płonęły. Nie
potrafiła inaczej określić tego, co w tej chwili poczuła. Dalej nie mogła się
poruszyć, a to tylko potęgowało, targające jej wnętrzem, uczucie, które rozprzestrzeniało
się teraz miarowo na przedramiona, aż w końcu objęło całe ręce. Otworzyła usta.
Chciała krzyczeć, wyć, błagać o pomoc. Żadnego dźwięku. Zrobiłaby teraz wszystko,
byle tylko przestało tak strasznie piec.
Co on jej zrobił ? I dlaczego ?
Z oczu popłynęły łzy. Zaczęła łapać ustami powietrze. Zachłannie, szybko… I
wtedy nagle ból ustał. Zemdlała.
Paryż, 31 lipca 2013r.
-Witaj,
Liszo. Spójrz, proszę na mnie.
Obudził ją cichy, ale
przeszywający aż do szpiku kości śpiew, nasuwający na myśl żałobny, cmentarny lament.
Głosy o różnej barwie i różnym tonie zlewały się w jedną, smutną melodię, która
sprawiała, że w jej głowie zaczęły budzić się pojedyncze wspomnienia. Zanuciła
pod nosem i, ku jej zdziwieniu, w końcu udało jej się wydobyć z siebie jakiś
dźwięk. Brzmiał nie do końca czysto, ale w naturalny sposób płynął dokładnie za
linią melodyczną, narzuconą przez nieznanych towarzyszy zza ściany.
Spróbowała poruszyć stopami. Nie
była pewna, ile czasu minęło odkąd ostatni raz była przytomna: godzina, dzień,
może dwa… Czas nie miał dla niej teraz znaczenia. Ważne, że nie czuła już bólu.
I że w końcu wróciło czucie w nogach i rękach. Podniosła się powoli, wsparta na
łokciach. Wciąż miała zamknięte oczy. Bała się, że kiedy je otworzy, okaże się,
że otacza ją już zupełnie inny świat, niż ten, który zachowała w pamięci. Bała
się, że umarła. Ale ten głos…
-Otwórz oczy.
Ten głos nie znosił sprzeciwu.
Kilka razy, kiedy na chwilę odzyskiwała świadomość, też kazał jej spojrzeć.
Jednak szybko odpływała z powrotem w krainę błogiej nieświadomości, z której
nie umiała sama się wydostać. Tym razem było inaczej. Po raz pierwszy spokojnie
i głęboko nabrała powietrza w płuca, a potem powoli podniosła powieki…
Paryż, 5 sierpnia 2013r.
-Lana!
Niska brunetka, ubrana tylko w
długą, białą tunikę, podobną z resztą do tej, którą Lana znalazła obok swojego
łóżka tego ranka, podbiegła do niej i rzuciła się jej na szyję. Odwzajemniła
uścisk i uśmiechnęła się.
-Jess – wyszeptała, wciągając do
płuc słodki zapach włosów dziewczyny. –Udało się.
-Wiem – odsunęła się nagle i
zaczęła z uwagą przyglądać się Liszy, kiwając głową i uśmiechając się
promieniście. –Julien powiedział mi wczoraj, że już wracasz. To jedna z
najszybszych inicjacji, jakie pamiętam. Tak bardzo się cieszę, że jesteś.
-Prawdę mówiąc ja też –przypomniała
sobie jak jej wnętrzności zaciskały się z bólu jeszcze kilka dni temu i na samą
myśl jedna, samotna łza spłynęła po jej policzku. Przyjaciółka delikatnie
otarła ją palcem. –Dziękuję, że czekałaś.
Inicjacja stanowiła przejście. Tak
jak Hiob utracił swoje dzieci, tak i oni musieli zatracić się w pewien sposób w
śmierci. Pozwalali starej krwi wypływać z ran, będących ostatnim śladem ich
niedoskonałego, pełnego bólu i strachu życia. Życia, które Bóg oddał w ręce
Szatana, nie licząc się z ich losem. Życia, które było pasmem upokorzeń i
niekończącą się drogą naznaczoną cierpieniem.
Lana zdecydowała się na
nadgarstki. Już wcześniej, jako nastolatka, się cięła. Nie bała się. Wiedziała,
że tym razem jest w towarzystwie przyjaciół i że tym razem to oni dokończą
dzieła, zostawiając ją balansującą na cienkiej granicy dzielącej życie od
śmierci. Wiedziała też, że jeśli uda jej się jej nie przekroczyć, to będzie
żyła wiecznie jako nowe dziecko Hioba. Pragnęła tego bardziej niż czegokolwiek
innego w swoim marnym, niespełna dwudziestoletnim życiu.
Udało się.
-Masz już imię ?
-Julien zwracał się do mnie „Lisza”
–spojrzała na świeże bandaże oplatające jej nadgarstki. Były śnieżnobiałe.
Niewinne. Jak ona.
-Zatem witaj, Liszo –Jessica stanęła
na palcach i pocałowała ją w czoło. –Witaj, piękne Dziecko Hioba.