„I później (…) Miał także siedmiu synów
i trzy córki. Pierwszej dał na imię Gołąbka, drugiej Kwiat Cynamonu, trzeciej
Szkatułka Karminu. W całym kraju nie można było znaleźć kobiet piękniejszych od
córek Hioba. Ojciec dał im też prawo dziedziczenia na równi z braćmi.”
/Hi 42, 13-15/
Paryż,
7 sierpnia 2013
-Julien
?
Leżeli
nadzy na miękkim, białym kocu. Gdyby wokoło nie panowała nieprzenikniona czerń
nocy, dałoby się dostrzec na nim jeszcze kilka niewyraźnych czerwonych plam,
które ktoś niedbale starał się zmyć czystą wodą. Ciepłe, letnie powietrze
przenikało przez uchylone okno, sprawiając, że kochankowie nie potrzebowali
żadnego wierzchniego okrycia.
Coś jednak nie pozwalało
Lanie spać tej nocy.
-Julien ?
Mężczyzna leżał na brzuchu,
oddychając miarowo. Jak zawsze miał twardy sen i cichy głos dziewczyny nie był
w stanie wyciągnąć go z krainy Morfeusza. Lana usiadła więc po turecku obok
niego i delikatnie zaczęła gładzić ręką jego plecy. Widziała zaledwie kontury
jego delikatnego ciała, które chował zazwyczaj pod czarnym, skórzanym
płaszczem, ale znała je na tyle dobrze, że, wędrując teraz po nim palcami, z
łatwością omijała części pokryte bliznami, które w pewnym sensie stanowiły dla niej
niedostępną strefę sacrum.
-Dziecko Hioba
–powiedziała jakby sama do siebie i zamknęła oczy.
Inicjacja Juliena nie
należała do tematów, o których chętnie opowiadał. Dziewczyna wiedziała więc
tylko, że na samym początku wspólnotę tworzyła trójka osób: on, Jessica i
kobieta, której prawdziwego imienia nigdy nie poznała. Za równo Jess jak i
Julien mówili o niej „nasza Gołąbka”, dodając zazwyczaj, że była niesamowicie
piękna i delikatna. I, choć mężczyzna starał się to zakamuflować, kilka razy
dostrzegła, że na jej wspomnienie, jego oczy zachodziły łzami. Domyślała się
więc, że musiało ich łączyć coś więcej, ale nigdy nie pytała o szczegóły ich
znajomości. Podobnie z resztą jak nie pytała o jego życie przed inicjacją. „O
tamtych sprawach się nie rozmawia” –jego głos, niesamowicie poważny i stanowczy,
wybrzmiewał w jej głowie za każdym razem, kiedy na końcu języka pojawiało się pytanie
o to, kim był, zanim został Julienem. Z czasem pogodziła się z tą aurą
tajemniczości, która owiała ich relację. Przynajmniej jej też nikt nie kazał
się zwierzać z przeszłości.
Gołąbka zmarła. Kolejna
zdawkowa informacja i kolejna tajemnica. Bo z założenia inicjacja pierwszej
trójki miała pozostać sekretem. Nikt do końca nie wiedział jak wyglądała, kiedy
dokładnie się odbyła ani jakie żniwo ze sobą zabrała. Część powołanych nie
wiedziała nawet, że Gołąbka istniała. Lana należała do nielicznych
wtajemniczonych tylko dlatego, że Julien się w niej zakochał. Choć może lepiej
powiedzieć, że ją wybrał. Na dodatek udało jej się zaprzyjaźnić z Jessicą,
która nawet kiedyś, podczas ich wspólnych wycieczek po Paryżu, przez przypadek
zwróciła się do niej „Gołąbko”, po czym szybko zakryła ręką usta, jakby
wypowiedziała najgorsze bluźnierstwo, a Julien rzucił jej jedno z tych
spojrzeń, w których tliła się karcąca iskra, potwierdzająca równocześnie jego
dominację.
-Jesteś piękny –szepnęła
mu nad uchem, wciągając do płuc zapach jego włosów. Lubiła te krótkie momenty,
w których nie śmierdziały dymem.
Piękni byli tylko
nowonarodzeni. I, choć Lana nie często miała z nimi do czynienia, bo zazwyczaj
kilka dni po inicjacji opuszczali Dom, by „żyć wiecznie”, zauważyła, że
zwyczajem było, iż często to sobie nawzajem powtarzali, jak gdyby te słowa
miały stać się pewnego rodzaju błogosławieństwem. Teraz w końcu i ona mogła
swobodnie porozumiewać się językiem Dzieci Hioba. I wiedziała, że ona również
jest piękna.
Położyła głowę na jego
plecach i widząc pierwsze, nieśmiałe promienie słońca, które zaczęły przebijać
się przez szparę pomiędzy zasłonami, zasnęła.
-Ty też jesteś piękna.
Obudził
ją, pochylając się nad nią i wypuszczając dym z papierosa prosto w jej twarz.
Nie znosiła, kiedy tak robił, ale tym razem, oczarowana promiennym uśmiechem i
milionem iskier w jego oczach, które rzadko można było w nich dostrzec,
prawdopodobnie wybaczyłaby mu wszystko. Musiała przespać kilka dobrych godzin,
bo w pokoju było już zupełnie jasno. Słyszała także dobiegający z przedpokoju
gwar.
-Podsłuchiwałeś
?-oparła się na łokciach i posłała w jego stronę figlarny uśmiech.
-Mhm.
-To
dlaczego udawałeś, że śpisz ?
-Bo
lubię… –podał dziewczynie papierosa, widząc jej wygłodniały wzrok, który co
chwilę uciekał w stronę jego fajki -…lubię, kiedy mówisz do mnie, myśląc, że
śpię.
-To
nie fair!
-Kochanie
–zaciągnął się głęboko i, jak to miał w zwyczaju, wyrzucił z siebie, kłębiący
się w płucach, dym, niczym ziejący ogniem smok – życie jest nie fair.
Przez
kilka minut siedzieli w milczeniu, dopalając swoje papierosy. Lana, choć nie cierpiała
smrodu, jaki zostawiało po sobie palenie, nigdy nie udawała, że nie jest
nałogowcem. Podobno, kiedy palisz dłużej, duszący zapach z czasem staje się dla
ciebie niewyczuwalny. Musiała w takim razie być wyjątkiem potwierdzającym regułę.
-Julien
? –tym razem ton jej głosu stał się poważny.
-Tak
?
-Dlaczego
nazwałeś mnie „Lisza” ?
-Nie
wiem –powiedział to całkowicie szczerze, ale widać było, że nad czymś się
zastanawia. -Przyszło mi to do głowy, kiedy spojrzałem na twoje jeszcze niezabliźnione
nadgarstki. Nigdy nie będą gładkie*, ale twoja dusza-już na zawsze. Chciałem
też by brzmiało trochę słowiańsko –uśmiechnął się. –Ale nie łudź się, że
myślałem nad nim długo. Pojawiło się ot tak –pstryknął palcami – i już zostało.
-Brzmi
trochę –szukała w głowie odpowiedniego słowa, ale zawsze miała problem z
nazywaniem dźwięków –hmm… ostro. Jak żyletka.
-Tym
lepiej, Liszo. Tym lepiej.
Paryż,
10 sierpnia 2013
Lubiła
przyglądać się sali jadalnej Domu, kiedy oświecały ją tylko ogromne świece,
stojące wzdłuż podłużnych stołów, przy których raz dziennie zasiadali wspólnie.
Nieliczne momenty, kiedy powołani mogli swobodnie porozmawiać z, przebywającymi
jeszcze tutaj, Dziećmi, zawsze były dla Lany wyjątkowe. Nie zmieniło się to
nawet po inicjacji. Teraz po prostu czuła się bardziej odpowiedzialna za losy
dwudziestu, przeważnie młodych, ludzi, ubranych –w odróżnieniu od żyjących
wiecznie- na czarno.
-Mesjasz
przyjdzie i weźmie do siebie tylko tych, którzy już teraz żyją na wieki! –głos
Nassa, który jako jeden z pierwszych przeszedł inicjację i zgodził się zostać
we wspólnocie, by kierować duszami powołanych, odbijał się echem od pustych,
kamiennych ścian jadalni.
-Je
meprise mon existence! –odpowiedzieli chórem. Lanie zawsze to, wykrzykiwane
głośno, hasło kojarzyło się z chrześcijańskim „Amen”, kończącym każdą modlitwę.
Jednak
wspólnota nigdy się nie modliła. Mesjasz nie oczekiwał na puste słowa, czcze
obietnice czy zabobonne rytuały. Liczył na krew. A celem miało być życie
wieczne, które osiągali już na ziemi. Tak jak Hiob. Różnica polegała na tym, że
byli tylko jego dziećmi. Dziećmi, na które czeka śmierć z rąk szatana. Mogli ją
jednak przezwyciężyć, sami się w niej zanurzając pełni żalu i pokory, ale jednocześnie
pewni swego zwycięstwa. Gdy któregoś z tych elementów brakowało… śmierć ziemska
zbierała plon.
-Lisza!
–przy jej boku nagle pojawiła się Jessica.
-Witaj
–pocałowały się w usta, co również stanowiło wśród wspólnoty pewien zwyczaj, po
czym Jessica sięgnęła po dzban z winem.
-Jak
się czujesz ? –zapytała, radośnie się uśmiechając. Jej optymizm zawsze kojąco
wpływał na Lanę. Nawet wtedy, gdy myślała, że dalej nie da już rady, uśmiech
Jess sprawiał, że na nowo stawała do walki.
-Wyśmienicie
– w zasadzie nie kłamała. Odkąd przestały ją boleć nadgarstki, czuła, że w
końcu żyje naprawdę.
-Cieszę
się –spojrzała jej w oczy i położyła rękę na jej ramieniu. –Naprawdę się
cieszę, Liszo.
-Jess
?
-Tak
?
-Jak
myślisz, jak długo będę mogła tutaj zostać ?
-Oj
kochanie –podniosła kielich w jej stronę –pijemy teraz twoje zdrowie, a nie
myślimy o przyszłości. Mamy na to całą wieczność.
*Julien ma tutaj za pewne na myśli francuskie słowa: "lissage" -wygładzony lub "lisse" -gładki.
Kochani!
Chciałam tylko przeprosić za długą nieobecność. Nie będę się usprawiedliwiać. Po prostu, jeśli tu jeszcze jesteście oczywiście, spróbujcie mi wybaczyć, że aż tak nadwyrężyłam waszą cierpliwość.
Trzymajcie się ciepło, a maturzystom życzę połamania piór!
Buziaki :*
madre mia, ja mam ciarki jak to czytam! aż nie wiem, co powiedzieć... najważniejsze, że wróciłaś i 'przyniosłaś' nam to zapierające dech w piersiach (kocham to powiedzonko XD) cudo, które znajduje się powyżej!!
OdpowiedzUsuńnie rozumiem sekt i tak dalej, powoli mi tę rozświetlasz...:D
czekam na kolejny, dużo weny! :*
Nareszcie! Mimo wszystko warto było czekać (jak zawsze). Tak tylko powiem, że to jest świetne! Skąd ty masz na to pomysły?! Już nie mogę się doczekać następnego i mam nadzieję, że nie będę musiała tak długo czekać. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Nareszcie!!! Ale warto bylo czekać. Rozdział jak zawsze świetny, ale nie mam pojecia co Ty z tego dalej planujesz wykombinować. Już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów 😊
OdpowiedzUsuńMoja Droga :-) jestem bardzo ciekawa co będzie dalej ;-) niczego nie da się przewidzieć, słowem -Super jak zawsze;-) Buziaki 😘
OdpowiedzUsuńJeej jak Cię długo nie było o,O już zaczęłam myśleć, że coś się stało ;/
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału - widzę, że odleciałaś ;D Jakkolwiek podoba mi się klimat Dzieci Hioba, to zdecydowanie wolę czytać o przygodach dzielnej pani komisarz :) No nie mówiąc już o Cene... :D
Ale to tylko moje zdanie :)
No więc czekam na powrót naszej głównej bohaterki i wiesz kogo... ;3
Buziaki :*
Tylko nie mów, że znów zniknęłaś na dłużej 😨
OdpowiedzUsuńNie, spokojnie;) jutro dodaje rozdział:*
UsuńCześć Kochana, jak zawsze jestem spóźniona i jak zwykle chcę Cię za to bardzo, ale to bardzo przeprosić. Ostatnie tygodnie są dla mnie niesamowicie ciężkie, bo nauczyciele dosłownie oszaleli, więc proszę Cię o przymknięcie oko na moją osobę. :(
OdpowiedzUsuńRozdział? Bombowy! :D
Już pierwsza część bardzo mi się podobała, a ta tylko potwierdziła doskonałości Twoich rozdziałów. :))
Kochana, tak jak jednak z dziewczyn powyżej najpisała: to cudeńko zapiera dech w piersiach. ♥ Za każdym razem jak przeczytam jedenz Twoich rozdziałów mam jakieś głębsze odczucia. A fakt, że ten nazywa się "Dzieci Hioba" to już w ogóle. :)
Kochana, tak trzymaj! ♥ Pisz - bo robisz do świetnie. Publikuj - bo chcemy więcej! :D
Buziaki :*