środa, 25 maja 2016

DZIECI HIOBA cz. IV

Paryż, 8 września 2013

                Szła sama opustoszałym korytarzem. Reszta mieszkańców Domu pewnie jeszcze spała albo, obudzona pierwszymi, słonecznymi refleksami, przebijającymi się przez witrażowe okna dormitorium dla powołanych, odmawiała poranne lamentacje. Dookoła panowała niczym niezamącona cisza, a chłód bijący od grubych kamiennych ścian sprawiał, że Lana czuła się tego ranka wyjątkowo rześko.
                Za cztery dni znów będę w Słowenii –to ta myśl obudziła ją, zanim jeszcze do jej osobistej sypialni przyniesiono śniadanie i czystą szatę. Od czasu rozmowy z Jessicą i Julienem nie mogła już uczestniczyć otwarcie w życiu Wspólnoty. Zaawansowane przygotowanie do powrotu do świata, zmusiło ją do pustelniczego życia, które-szczególnie na początku-wydawało się nie do przejścia dla jej nowej, otwartej natury, odkrytej po inicjacji. Z czasem jednak nauczyła się dostrzegać plusy całej tej sytuacji, wyobrażając sobie nawet, że po powrocie zaszyje się gdzieś w niższych partiach jej ukochanych Alp, a jej jedynym towarzyszem będzie wysłużony egzemplarz Księgi Hioba z aneksem zawierającym opisy wizji Mesjasza, spisane kilka lat temu przez Juliena- swoisty „nowy testament” Dzieci Hioba. Kiedy jednak zwierzyła się ze swoich przemyśleń Nassowi, który teraz pełnił wobec niej rolę kogoś pokroju osobistego spowiednika, ten kategorycznie sprzeciwił się jej samotnemu życiu. „Twoja misja jest inna, Liszo” – powtarzał uparcie, aż w końcu słowa te pojawiały się w jej umyśle, niczym czerwona lampka ostrzegawcza, za każdym razem, gdy zaczynała snuć marzenia o Alpach.
                -Znajdę Duszę –wyszeptała i uśmiechnęła się do siebie. Nie istniała chyba żadna bardziej odpowiedzialna rola niż wybranie, a potem poprowadzenie Duszy do Wiecznego Życia.
                Otworzyła drzwi do auli, w której czekała już na nią Jessica.

                -…musisz poznać lepiej niż kogokolwiek wcześniej – Lana uwielbiała ton głosu swojej przyjaciółki, który przywodził jej na myśl ciepłe, chrupiące, pszenne bułeczki. Nie miała pojęcia, skąd wzięło się w jej głowie to porównanie, ale kiedy kilka miesięcy wcześniej powiedziała o nim Julienowi, stwierdził, że ją rozumie. Nie mogło być więc aż tak dziwaczne, na jakie -na pierwszy rzut oka-wyglądało. –…nic, co związane z Duszą nie może być ci obce ani…
                Jess przerwała i spojrzała na nią uważnie.
                -Lisza, czy ty mnie w ogóle słuchasz ?
                -Tak – na policzkach Lany pojawił się rumieniec. –Przepraszam.
                Wiedziała, że jej mentorka robiła wszystko, by mogła jak najlepiej pełnić misję, ale patrząc na nią, nie mogła powstrzymać przewijających się przed jej oczami obrazów wspomnień, związanych z Jessicą i życiem w Domu. Przez chwilę czuła nawet naganne uczucie tęsknoty. A przecież pierwsza zasada udanej inicjacji brzmiała mniej więcej tak : „nie będziesz tęsknić za niczym, bo czas to pojęcie ziemskie, a ty już na zawsze żyjesz w Wieczności”.
                -Wyłącz te myśli – jej rozmówczyni od zawsze świetnie czytała z ludzkich reakcji i zachowań. W zasadzie nie dało się mieć przed nią tajemnic. –Pamiętaj, że Wspólnota oddycha jednym tlenem, nie ważne jak daleko od siebie znajdą się jej poszczególne członki.
                -Co to znaczy ?
                -Że cokolwiek by się nie stało, już nigdy nie będziesz osobnym bytem. Będziesz Wspólnotą. Na zawsze. W każdym z nas jest pełnia, a zarazem część.
                -Coś jak katolicka Trójca ? –zaczęła się zastanawiać, dlaczego te pytania pojawiał się w jej głowie dopiero teraz.
                -Nie do końca –Lana nie mogła sobie przypomnieć, do jakiego wyznania należała wcześniej Jess. Pamiętała jednak, że na pewno, w przeciwieństwie do niej – wiecznie poszukującej agnostyczki, choć ochrzczonej jako dziecko przez rodziców na katoliczkę, była mocno związana ze swoim wcześniejszym Kościołem. –Choć to coś pokrewnego. Każde dziecko nosi w duszy odbicie całości Idei Wspólnoty. A Wspólnota składa się z poszczególnych Dzieci. Rozumiesz ?
                -Staram się –uśmiechnęła się delikatnie. –A jak jest z nowymi Duszami ? Są we Wspólnocie jeszcze luki przeznaczone na nich ?
                -To już w zasadzie jest tajemnica Mesjasza, Liszo.
                Tak, Lana już nieraz czytała o owej tajemnicy. Wielu rzeczy nie była w stanie pojąć, ale wierzyła, że kiedyś Wspólnota pozna całą prawdę i również dla niej to, co niezrozumiałe, stanie się w końcu jasne. Nikt na przykładnie obecnie  nie wie, jak wiele osób jest powołanych by żyć wiecznie, ani kiedy rozpocznie się era zejścia Mesjasza do krainy Dzieci. Te sprawy ciągle pozostają ukryte.
                Lana czuła, że musi zapytać o coś jeszcze.
                -Jess ?
                -Tak ?
                -Kiedy znów się spotkamy ?
                -Julien nie były zachwycony, że o to pytasz –Jessica spuściła wzrok.
                -Wiem, ale…
                -Lisza –ciągle na nią nie patrzyła, wbijając uparcie wzrok w swoje paznokcie. –Posłuchaj, co jakiś czas Julien wysyła mnie, bym sprawdziła, jak radzą sobie Dzieci. Nigdy na zbyt długo. Ale nie ma pewności , że dowiesz się, że cię obserwuję.
                -Obiecaj –Lana chwyciła przyjaciółkę za rękę mocniej, niż pierwotnie planowała, czym w końcu zmusiła dziewczynę, by na nią spojrzała. –Obiecaj, że dasz mi znak.
                Przez kilka sekund patrzyły na siebie w milczeniu. W końcu Francuzka odwróciła głowę w drugą stronę, jak gdyby coś zainteresowało ją nagle w nagiej ścianie zimnej, starej komnaty i –ku zdziwieniu Lany- odezwała się po słoweńsku:
                -Nie mogę.
                Czy przez chwilę Lana widziała w jej oczach smutek ? Nie, to niemożliwe. Przecież są piękne… i szczęśliwe.


Paryż, 11 września 2013

                Późny wieczór. Słońce powoli chowało się za horyzontem, ale nagrzana po upalnym lecie ziemia, wciąż oddawała jeszcze niezliczone pokłady ciepła, więc Lana mogła spokojnie w samej tylko szacie siedzieć na tarasie widokowym Domu, z którego rozpościerał się widok na budzący się dopiero do życia, nocny Paryż. Piękny, tajemniczy, a jednocześnie tak bliski jej sercu obraz przypomniał jej zasłyszane kiedyś słowa Victora Hugo: „Wszystko, co istnieje w dowolnym miejscu na ziemi, istnieje też w Paryżu”. To tutaj poznała Juliena, tu została powołana i tutaj przeszła długą, trudną, a równocześnie tak piękną drogę do Życia.
                Ostatni raz mogła spokojnie zaciągnąć się francuskim powietrzem. Aby lepiej go poczuć, zrezygnowała nawet z papierosa.  Jutro rano w pośpiechu pojedzie taksówką na lotnisko, by po niecałych dwóch godzinach wylądować  w Lublanie. Julien i Jess zadbają o to, by nie miała ani chwili na zastanowienie. Ani chwili by zwątpić. W zasadzie była im za to wdzięczna. Sama była wciąż za słaba.
                Nagle usłyszała za sobą kroki. Odwróciła się.
                -Witaj Piękna –Julien uśmiechał się w taki sposób, w jaki rodzic uśmiecha się na widok swojego dawno niewidzianego dziecka. Odwzajemniła uśmiech.
    -Mogę ? –wskazał na puste krzesło obok niej.
                -Tak, proszę.
                Kiedy usiadł obok niej, chwyciła jego dłoń, dokładnie tak, jak robiła przed inicjacją. Kiedyś siadali tutaj razem i w milczeniu podziwiali nocne niebo, albo odbijające się w Sekwanie światła miasta, które mimo tego, że należały do śmiertelnego świata, dla tej dwójki były w pewien sposób przejawem wiecznego piękna, które ogarnie ziemię po przyjściu Mesjasza.
                -Dziękuję, że przyszedłeś.
                Spojrzał na nią i delikatnie, jak gdyby robił to po raz pierwszy, pocałował ją w usta.
                Tej nocy kochali się jak nigdy wcześniej.
                Dzieci Hioba.

5 komentarzy:

  1. Taka miła niespodzianka!!! Dla mnie mogą częściej ;) Rozdział jak zawsze świetny (tak wiem powtarzam się ). Czyta się świetnie, mimio że już dawno nie było Ceneta, to miła odskocznia i wciąga tak samo...
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Masterpiece :)
    Ta sekta wciąż mnie przeraża T.T
    Nie wiem, czy taki efekt chciałaś uzyskać, ale podczas czytania oprócz aury tajemniczości towarzyszy mi również taki niepokój, bo wiem że to się dobrze nie może skończyć :D
    Czekam na powrót do losów Anny, Pero i Ceneta :) Ciekawa jestem, jak połączysz te kilka wątków, ale będę cierpliwa :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. jejciu, może kiedyś pojmę specyfikę tej sekty XD i tym miejscem w niższych partiach alp był domek, w którym stacjonował później Cenet... Cente, za którym nadal tęsknię ;;
    ciekawe, kiedy nam zdradzisz, kiedy dokładnie Lisza nawiązała kontakty z Pero...:D
    czekam na kolejny majstersztyk <3

    OdpowiedzUsuń
  4. 1. Znowu nie denerwuj się, słonko.
    Zapraszam na pierwszy rozdział! :)
    http://died-in-your-arms.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetnie że się tak rozpisałaś, rozdział tradycyjnie genialny. Już nie mogę się doczekać dalszego rozwoju spraw.

    OdpowiedzUsuń