Nie jestem pewna, czy jestem gotowa, żeby to zrobić, ale... To już koniec. ("Już" albo "w końcu"... Jak kto woli ;) ).
Nie wszystkim przypadnie do gustu. Nie musi. To zakończenie dojrzewało we mnie dość długo i pewnie wiele w nim, jak i w całym opowiadaniu moża byłoby jeszcze poprawić. Jestem świadoma swoich niedoskonałości... Ale! To była niesamowita przygoda. Kolejne cenne doświadczenie. Walka z własnym lenistwem, własnymi ograniczeniami, niepewnością i brakiem pokory. Cieszę się, że to zrobiłam i że dziś mogę sobie dopisać do własnego życiorysu, że jestem "pisarką" ;) To niesamowite!
Dziękuję Wam. Bez Was by się nie udało. Bez miłych słów w komentarzach, bez motywujących rozmów i sms'ów. Bez ciągłego pytania o następne części... Jesteście cudowni. Chętnie poznałabym każdego z Was osobiście. Nie wiem, czy jeszcze tu wrócę, czy dalej będę pisać fanfiction, ale na pewno o Was nie zapomnę. Dziękuję.
Nie przeciągajmy... Finiszujmy.
ROZDZIAŁ XXIV
Huk
jej bijącego sto razy szybciej niż zwykle serca, można było porównać jedynie z
natężeniem decybeli notowanym przez odpowiednie czujniki podczas startu
odrzutowca. Słyszała go mimo zagłuszającej ryk silnika muzyki, którą włączyła,
licząc, że, oprócz ledwo wytrzymującej narzucone przez nią tempo, maszynę,
zagłuszy też jej nieuporządkowane myśli. Odkąd przekroczyła próg domu Prevców,
w jej głowie rozpętał się prawdziwy huragan. Nagle każdy najmniejszy szczegół śledztwa postanowił wypłynąć na powierzchnię, stając się falą zalewającą jej
umysł niczym kilkumetrowe tsunami. I choć czuła, że jej zmysły wyostrzyły się do granic
możliwości, na żadnej z tych tysiąca pojedynczych myśli nie była w stanie
skupić się dłużej niż kilka sekund. Szukając dalej porównań, można byłoby
powiedzieć, że odbijały się one od ścian jej mózgu niczym piłeczki pingpongowe,
odporne na wszelkie ziemskie siły grawitacyjne, które mogłyby sprawić, że w końcu zatrzymają
się w jednym punkcie i będzie można każdej z nich przyjrzeć się z osobna. Anna
miała dziwne przeczucie, że coś w jej wnętrzu za chwilę eksploduje.
-Pieprzony
Paryż!
Z
piskiem opon zatrzymała samochód na poboczu i opierając się łokciami o
kierownicę, schowała twarz w dłoniach. Od Kranjskiej Gory dzieliło ją niecałe
15 kilometrów, ale czuła, że potrzebuje przerwy. Wiedziała, że nie może sobie
pozwolić na więcej niż kilka dłuższych oddechów, które teoretycznie powinny ją
uspokoić, jednak wizja skutków dalszej jady w stanie Armagedonu, który jeszcze
kilka chwil temu rozgrywał się w jej głowie była, łagodnie mówiąc, niezbyt
przyjemna. Opuściła szybę. Chłodne, wiosenne powietrze przyniesione przez wiatr
znad Alp, pozwoliło na nowo przejąć kontrolę nad jej własnym ciałem. Wyłączyła
radio. W ciszy, którą udało jej się osiągnąć, myśli powoli zaczęły zwalniać i w
końcu mogła przyjrzeć się szczegółom. Znała cel podróży.
Domek
na Wzgórzu Noworocznym podobnie jak poprzednim razem przywiódł jej na myśl
stare pocztówki, które kiedyś oglądała u dziadków. Nie wiedzieć czemu zapisały
się one w umyśle piegatej pięciolatki, którą wówczas była, z taką siłą, że
dziś, pomimo upływu lat, potrafiła odtworzyć z nich najmniejszy szczegół.
Alpejskie widokówki, niektóre zbrudzone od kawy, czy uszkodzone przez
niezdarnego listonosza, pamiętające jeszcze czasy wojny, choć czarno-białe w
jej głowie nabierały najpiękniejszych barw, podobnych do tych, które teraz
widziała w ożywionej na nowo po srogiej zimie Kranjskiej Gorze. I choć widok
zapierał dech w piersiach, musiała przezwyciężyć w sobie chwilowe, choć błogie
uczucie nicości, po czym mocniej niż planowała popchnęła drzwi wejściowe, które
uderzyły o ścianę, powodując głośny trzask, niosący się echem po pustym, jak
jej się początkowo wydawało, wnętrzu.
Tutaj
wszystko się zaczęło i to tutaj chciała poskładać wszystkie tropy w jedną
całość. Czuła, że sama tylko obecność w tym miejscu, pomoże jej lepiej
zrozumieć, co tak naprawdę kryło się za tajemniczym zniknięciem młodej Kosir.
Rozwiązanie zagadki było na wyciągnięcie ręki. Usiadła przy kuchennym stole,
starając się nie myśleć o tym, że ostatnim razem towarzyszył jej w tym miejscu
Cene, po czym położyła przed sobą notatnik i długopis. Nic więcej nie było jej
potrzebne. Resztę miała w głowie.
Zrobiła
głęboki oddech. Zapach starego, drewnianego domu pomieszany był z jakiś innym,
którego nie umiała dokładnie określić, choć miała wrażenie, że gdzieś już się z
nim wcześniej spotkała. Rozejrzała się dookoła. Kuchnia została przez
budowniczych otwarta na salon, który teraz pogrążony był w półmroku. Anna
przymrużyła oczy, które po chwili przyzwyczaiły się do zmiany natężenia światła
i odległości. To, co dostrzegła sprawiło, że wypuściła z ręki długopis. Na
patchworkowej kanapie leżała kobieta. Już wiedziała, skąd znała tajemniczy
zapach. Krew.
-Eva!
–gdyby nie głębokie nacięcia na nadgarstkach kobiety i duże plamy, wciąż
jeszcze nie zakrzepniętej krwi, można byłoby pomyśleć, że sekretarka tylko
drzemie w najlepsze. –Dobry Boże, co się tutaj do cholery dzieje?
Kos
próbowała zachować spokój, jednak drżenie rąk stało się na tyle silne, że
ciężko jej było wyciągnąć z kieszeni telefon, nie mówiąc już o wybraniu
jakiegokolwiek numeru. Łzy same napłynęły jej do oczu, a w głowie pojawił się
obraz małego chłopca, którego zdjęcie Eva trzymała na swoim biurku. O co w tym
wszystkim chodziło ?
-Wiedziała
za dużo –głos pojawił się tak nagle, że Anna prawie podskoczyła. Obejrzała się
na wszystkie strony, wypuszczając przy okazji z rąk komórkę. Czuła, że będzie
tego później żałować, ale była zbyt sparaliżowana, by schylić się i ją
podnieść. Wkoło zapanowała cisza. Anna bała się ją przerwać, jednak jakaś część
jej świadomości uporczywie przypominała jej, że na służbie jest się niezależnie
od okoliczności.
-Jestem
z policji. Proszę wyjść -wiedziała, że
nie jest zbyt przekonywująca, bo ton jej głosu przypominał raczej wystraszoną
trzylatkę, ale musiała trzymać się reguł. Nawet w takich sytuacjach. W końcu
tego jej uczyli. Szkoda, że nie powiedzieli też, że w praktyce jest odrobinę
ciężej…
-Anna.
–głos na pewno należał do kobiety. Młodej kobiety. –Tak masz na imię, prawda ?
-Skoro
ty znasz mnie, byłoby miło gdybym ja też miała tę możliwość.
-Wydaje
mi się, że jesteś na tyle bystra, żeby skojarzyć jak mam na imię. A ile się o
mnie dowiedziałaś, nie zdążyłam do końca ustalić –było słychać, że rozmówczyni
się uśmiecha. Ton głosu zdradzał jednak, że nie jest to przyjazny uśmiech.
–Trochę się wymknęłaś spod kontroli.
-O
czym ty mówisz, przecież ja… -nagle Anna
zrozumiała. Więcej niż chciała. –Lana.
-Od
trzech lat Lisza. Ale tak, w zasadzie zgadłaś.
Postać
wyszła z cienia. Drobna brunetka powolnym krokiem zbliżyła się do Anny na tyle,
że gdyby wyciągnęła rękę, mogłaby dotknąć ją dokładnie w czubek nosa.
Śmierdziała dymem tytoniowym, który nijak pasował do jej delikatnej urody,
odziedziczonej za pewne po słowiańskich przodkach. Wyraz jej twarzy nie
zdradzał za dużo, z jej oczu biło samozadowolenie pomieszane z pewnego rodzaju
szaleństwem.
-Po
co tu przyszłaś, Anno ?
-Mogłabym
zadać to samo pytanie.
Dziewczyna
zmierzyła ją wzrokiem, nie przestając sarkastycznie się uśmiechać. Było w tym
coś niepokojącego.
-A
no tak… Szukałaś odpowiedzi. I proszę –teatralnym ruchem wskazała na siebie –oto
jestem. Tak, tak… miałam być ofiarą w tej szopce, no ale –zaśmiała się –różnie
bywa, nie ?
-Skoro nie ofiarą, to kim
w takim razie jesteś ?
-Pytanie
numer jeden. Odpowiem ci na pięć. Może być ? –zręcznym ruchem wyciągnęła z
kieszeni papierosa i odpaliła go od fluoroscencyjnej zapalniczki. –Potem wymyślę
jak się ciebie pozbyć. Palisz ?
Wyciągnęła
do Anny rękę z paczką fajek jak gdyby chwilę wcześniej nie powiedziała jej, że
ma zamiar dziś dokonać jeszcze jednego mordu.
-Dzięki
–pokręciła głową równocześnie z trudem przełykając ślinę. Powinna uciekać.
Dobrze o tym wiedziała, jednak trudno jej było oprzeć się pokusie poznania
prawdy o śledztwie, które nie pozwalało jej spać co najmniej przez ostatni
miesiąc. Nie ruszyła się więc, czekając na pierwszą odpowiedź. Gdyby tylko
udało jej się niezauważenie schylić i zabrać ten głupi telefon…
-Dzieci
Hioba, mówi ci to coś ?
-Niewiele.
-Posłuchaj.
Być może marnuję czas, ale jakoś cię trochę lubię, więc ci opowiem –odwróciła się
nagle i weszła do kuchni, nalała wody do dwóch szklanek i usiadła przy stole, wskazując
Annie wolne miejsce. –Trzy lata temu
wyjechałam do Paryża. Rodzice myśleli, że jadę na kurs językowy. Do dziś
pamiętam jacy byli dumni z siebie, że mają taką córkę. Idioci –z głuchym
trzaskiem postawiła szklankę przed sobą. –Od lat się cięłam i marzyłam tylko o
jednym. Śmierć. To było moje przeznaczenie. A że miałam naturę romantyczki,
postanowiłam zrobić to w mieście miłości. Wydawało mi się to nad wyraz piękne i
coś tam jeszcze. Rozumiesz ?
Anna
nie wiedząc, czy dziewczyna pyta tylko retorycznie, pokiwała posłusznie głową.
-Nie
sądziłam, że sama wpadnę w sidła Amora. No ale wyszło jak wyszło. Poznałam
Juliena. To on opowiedział mi o Dzieciach Hioba. O tym, że przeżyją naprawdę tylko
ci, który sami się zabiją, którzy oddadzą krew w imię Mesjasza. To piękna idea.
Musisz mi uwierzyć na słowo, bo raczej na Duszę się nie nadajesz, więc za dużo
nie mogę ci powiedzieć.
To
co mówiła Lana, wydało się Kos na tyle enigmatyczne, że pomimo, iż uważała się
raczej za inteligentną osobę, po krótkiej chwili czuła się już kompletnie
zagubiona. Dziewczyna wspominała coś o
jakimś Domu i inicjacji, przeplatając swoją historię od czasu do czasu
przerywnikami w stylu: „no nie?”, „rozumiesz?, na które Anna reagowała tylko
cichym potakiwaniem. Głupio jej było przyznać się samej przed sobą, że boi się
szaleństwa, które wyraźnie rysowało się na twarzy siedzącej naprzeciwko Słowenki
o pięknych, brązowych oczach, przypominających głebokie spojrzenie Ceneta.
-No
więc teraz jestem Liszą. Znalałam nową Duszę i czuję się spełniona. Jakbym
miała czas, to z grzeczności zapytałabym o twoje życie… Ale nie mam. Albo
inaczej: ty nie masz.
-Nową
duszą jest Peter ?
-Bystra
jesteś. Ciężko było się do niego dostać, ale kiedy już poznałam wszystkie szczegóły
z jego życia, nawiązanie kontaktu było tylko kwestią czasu. Wiedziałam, że nas
potrzebuje. W środku był tak samo zraniony jak inne Dusze. Dzięki mnie
przeżyje. Nie uważasz, że to piękne ?
-Przeżyje
próbując się zabić ?
-Upraszczasz.
-No
dobra, a Cene ? Jego też chciałaś odmienić, ożywić czy jak to się tam nazywa ?
-Cene
–zrobiła dziwną pauzę, jakby zastanawiał się, co powinna odpowiedzieć –niestety
był tylko środkiem do celu. Bez jego śmierci, Peter nie zdecydował by się
zostawić tej głupiej blondyny i przyjechać w poszukiwaniu tajemniczej Liszy aż
do Paryża. Wbrew pozorom w słabości rodzi się nasza największa siła, pozwalająca coś w życiu zmienić. Kogoś trzeba było poświęcić.
-A
Jessica, Eva ? Je też trzeba było poświęcić ? W imię czego ? –poczuła, że na
nowo wraca jej siła by przeciwstawić się Lanie. Miała dość tego sztucznego
uśmiechu.
-Z
nimi to trochę inna historia –odpaliła kolejnego papierosa. –Nie były
posłuszne. A żyjąc wiecznie, musisz być posłuszna. Inaczej bracia i siostry są
zmuszone by pomóc śmierci na nowo cię znaleźć. Choć wiedz, że to dla nas trudne…
-Gadasz
jak opętana.
-Dziękuję.
Potraktuję to jako komplement.
-Chwila… -Annie nagle fakty zaczęły układać się w
jedną całość. Czyli Eva, ona…
-No…
-Oszukała
nas. Cały czas to robiła. Maile od grafologa…
-Trafiony.
-Kontrola
z prokuratury, kiedy chciałam przyjechać tutaj, bo…
-Znowu
celny strzał.
-I
to ona wam doniosła na Jessicę. Temu tak szybko uciekła z komisariatu.
-Naprawdę
szybko myślisz. Podziwiam cię wiesz, bo…
-Zamknij
się –myśli w głowie Anny przemieszczały się z prędkością światła. Jak mogła
wcześniej tego nie zauważyć. Informatyk też był sprawką Evy. Dlatego wcześniej
nie dostała tych maili… -A co z Timem ?
-No
to mam się zamykać, czy odpowiadać ? Prawdopodobnie była dziewicą, nie wiem.
Ale co ty… dziecka to ona na pewno nie miała. Za dużo już tych pytań. Kończmy
zabawę.
Lana
podeszła do Anny. Ta zaczęła podnosić się z krzesła, jednak brunetka była
szybsza. Kos poczuła tylko ukłucie, gdzieś w okolicach barku. To nie mógł być
nóż. Ale co w takim razie ? Nagle nogi odmówiły posłuszeństwa i musiała z
powrotem usiąść.
-Co
ty mi zrobiłaś ? –teraz się nie bała. Była przerażona.
-Julien
uwielbia eksperymenty z truciznami. To pewnie pochodna akonityny, albo jakaś
mieszanka. Przyznam ci szczerze, że nie pamiętam.
Pokazała
strzykawkę w której jeszcze chwilę temu musiała znajdować się odpowiednia dawka
śmiertelnej substancji, jak gdyby proponowała jej piwo. I dalej się uśmiechała.
Anna
zaczęła się pocić. Cokolwiek to było, działało zdecydowanie szybciej niż
akonityna, o której słyszała na studiach. Pamiętała, że paraliż powinien
pojawić się jakieś pół godziny po dostaniu się trucizny do organizmu, a ona już
teraz nie była w stanie podnieść ręki. Poza tym ten okropny ból czaszki… Wiedziała, że to długo nie potrwa. Ale musiała
jeszcze coś powiedzieć. Była prawie pewna, że się nie myli. Nie po tym, co
wcześniej usłyszała.
-Cene
żyje.
-Słucham
? –Lana spojrzała jej prosto w oczy. Widziała ją jak przez mgłę, ale chciała
jeszcze usłyszeć zakończenie tej historii. Niczego w tej chwili nie pragnęła
bardziej.
-Nie
pozwoliłaś go zabić. Ten wypadek, on… –przerwała, bo poczuła, że żołądek
podnosi się jej do gardła. W gorzkim smaku wymiocin było coś jeszcze. Splunęła na
podłogę. Krew. Musiała wytrzymać. –Ukartowałaś to. Kochasz go.
Dziewczyna
przestała się uśmiechać. Jej oddechy zrobiły się długie i głośne.
-Masz
rację –wbiła w nią swój chory wzrok. –Chciałam go uratować. Uratowałam.
Przekonałam Juliena. Ale on… kochał już ciebie.
Anna
zwymiotowała. Treść żołądkowa wymieszała się z krwią kapiącą z nosa. Musiała
zamknąć oczy, a ręce zaczęły się trząść w dziwny, chaotyczny sposób. Drgawki.
Umierała.
-Dlatego
możecie dziś umrzeć razem. Będę romantyczna jak Szekspir.
Przesłyszała
się ? Cene tu był ? Jest ?
Zaczęło
jej się kręcić w głowie. Czuła, że upada. Była jak kłoda rzucona przez wiatr w
wir rzeki. Nie kontrolowała swojego ciała. Nie wiedziała, czy jest już na
podłodze, czy dalej siedzi na krześle. Usłyszała trzask drzwi. Lana wyszła.
Otoczyło ją zimno. I ciemność. Ale musiała jeszcze…
-Cene
?
Nie
była pewna, czy naprawdę wydała z siebie te dźwięki, czy działo się to tylko w
jej głowie. Teraz nawet rozmowa z Laną wydawała się tylko wymysłem umysłu. Co
było prawdą ? Chciała by przestało szumieć, marzyła by to się skończyło. Zimno.
Ciemność. Nie czuła własnego ciała. Tylko w jej umyśle działo się coś dziwnego.
Ból rozsadzał jej wnętrze. To nie mógł być ból fizyczny. Chciała śmierci.
Pragnęła jej równie mocno jak…
-Anna.
Cene.
KONIEC.
EPILOG
Otworzył duże,
kamienne drzwi. Przed nim rozpostarła się ogromna przestrzeń auli, która pogrążona
teraz w półmroku rozświetlonym tylko
przez trzy duże świece, sprawiała wrażenie jeszcze bardziej tajemniczej niż za
dnia. Przestrzeń Domu, ze wszystkimi swoimi zakamarkami, fascynowała go równie
mocno jak filozofia Dzieci Hioba. Marzył o tym, by zostać tu na zawsze.
-Wejdź.
W drugim końcu sali za stołem
czekały na niego dwie postaci ubrane w długie, białe szaty z kapturem. Jedną z
nich była Lisza. Jego Lisza. Nie mógł się doczekać tego spotkania, a teraz
stało się faktem. Był krok od inicjacji. Krok od nowego życia…
Nowe Dziecko Hioba.
O matko, tego się nie spodziewałam... Zakończenie może nie jest najszczęśliwsze ale jeśli popatrzymy na całość to mamy świetną opowieść! Mi teraz pozostaje już tylko płakać że to koniec :( Mam nadzieję że jeszcze wrócisz do pisania bo wychodzi ci to świetnie! (Zresztą ja dalej czekam na kontynuację tego pierwszego opowiadania )
OdpowiedzUsuńTak coś czuję że będzie brakować mi Ceneta i Anny w niedzielne poranki...
Pozdrawiam :*
Magda
Straszne! Ale mega romantyczne!!! MEGA!! Dałaś radę 😄 ja też będę tęsknić! Gratulacje za całość 😍Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu tego rozdziału czułam się strasznie. To było jednocześnie wspaniałe, cudowne, romantyczne, straszne, okropne i nie do uwierzenia. To było takie puf! I mózg w kawałkach.
OdpowiedzUsuńCzułam się jak po przeczytaniu wspaniałej książki, której zakończenie nie jest takie, jakbyśmy chcieli, ale jest tak idealne, że po prostu wow. Twoje opowiadanie od początku do końca intrygowało, zadziwiało i budziło przeróżne emocje. Zakochałam się w nim. Zakochałam się w wykreowanym przez Ciebie Cene.
Wiedziałam, że on nie mógł tak po prostu zginąć. I choć zakończenie było tragiczne, to poryczałam się ze szczęścia.
Dziękuję Ci za stworzenie tak fantastycznego fanfiction. Mam nadzieję, że nie ostatniego. 💗💗💗
Bardzo podziwiam Annę. Myślę, że domyślała się wszystkiego od początku.
No i Peter zostanie Dzieckiem Hioba, nie wiem co o tym myśleć.
To było wspaniałe.
Z niecierpliwością czekam na Twoje kolejne opowiadanie. 😍😍
P.S. Znam zakończenie tej historii, którego nie napisałaś. Cene nie był otruty i zadzwonił po pogotowie, uratowali Annę i żyli długo i szczęśliwie z czwórką dzieci.
Pozdrawiam 😁😘😘😍😍😍😍😍💗💗💗
Nie wiem, gdzie mogłabym to napisać.
UsuńZapraszam na epilog ♥
www.prevcp.blogspot.com
Nie mogę uwierzyć że to już koniec 😞. Całe opowiadanie było wspaniałe i z niecierpliwością czekałam na każdy kolejny rozdział. Powiem Ci, że takiego zakończenia się nie spodziewałam ale chyba o to chodzi w dobrym opowiadaniu. Liczę na to, że nie jest to twoje ostatnie dzieło literackie, bo masz mega talent chetnie zobaczyłabym kiedyś w księgarni jakiś twój kryminał. Powiem Ci jeszcze, że dzięki twoim opowiadaniom zwiedziłam Słowenię wzdłuż i wszerz łącznie z Kranjską Gorą. Powodzenia na studiach kochana 😘
OdpowiedzUsuńo boże
OdpowiedzUsuńnie dość, że miałam ciary na ciele, jak czytałam otatni rozdział, to jeszcze łzy w oczach... CENET ŻYŁ *wybucha płaczem* ale ta suka Lisza pewnie go załatwiła tak samo jak i Annę...
sekty mieszają ludziom w głowach... zdecydowanie. matko bosko.
Peter... Peter przez Lanę/Liszę/tęsukę oszalał. o matko...
chciałam napisać, że czekam na kolejny, ale... boli fakt, że to był już koniec, eh :|
to było...nieziemskie, mamuniu! powinnaś to wydać w formie książki! *-*
Kochana, niesamowicie świetny rozdział... (NIE WIEM CZY "NIESAMOWICIE ŚWIETNY" ISTNIEJE, ALE... XD WIDZISZ? TO ZE MNĄ ROBISZ! NIE WIEM, JAK SKLEIĆ ZDANIE. ;))
OdpowiedzUsuńJejku, ten koniec jest taki... no cudowny! Wyciska łzy... Ujmuje za serce... I sprawia, że człowiek zaczyna się zastanawiać nad pewnymi sprawami... Po prostu malina. ♥
Dziękuję za to opowiadanie i czas, który mu poświęciłaś. ♥
Mam nadzieję, że wrócisz... :)
No i powodzenia! :*
ŚCISKAM! ♥
Jestem!
OdpowiedzUsuńJejciu, już koniec? Szkoda, bo naprawdę fajnie się wszystko czytało. A epilog... genialny *.*
Powiem szczerze, że nieco mnie zaskoczyłaś takim zaskoczeniem. Ale jest niesamowite, chwytające porządnie za serducho pod wieloma aspektami. Takie... prawdziwe, inne.
No nic, dziękuję za tą historię i mam nadzieję, że niedługo pojawisz się może z czymś nowym (?) :)
Buziaki :**